środa, 10 lutego 2016

Z Deszczu W Słońce Rozdział 8

           
Tak więc. Tak jak wcześniej pisałam, wklejam dziś kolejny rozdział. Jest on krótki, no ale plan był taki żeby skończyć w tym momencie. Następny rozdział pojawi się pewnie za tydzień, ponieważ będę miała wtedy ferie i czas na zajęcie się Mizukim. ^^
Miłego czytania.
Rozdział sprawdzałam sama. Za jakiekolwiek błędy przepraszam.







Siedzieli już od około godziny w restauracji i śmiali się z jednego mężczyzny, który kompletnie nie radził sobie z pałeczkami, a po jakimś czasie zaczął na nie po prostu nabijać mięso. Keizo nic właściwie nie zamówił, nie był głodny, za to Mizuki pochłaniał kolejne ilości jedzenia. Spożywanie posiłku przerwał mu jednak natrętny, nowo zakupiony telefon.
Numer nieznany. Zaciekawiony kim może być osoba, przeprosił Keizo i innych obecnych po czym udał się do łazienki.
- Halo?
= Podobał Ci się prezencik? - Po drugiej stronie zdecydowanie było słychać męski głos.
- Słucham? To chyba jakaś pomyłka.
= Nie, nie Mizuki. To nie pomyłka. Ładne miałeś mieszkanko. Chciałem je trochę przyozdobić. Nie przepadam za farbą, więc wykorzystałem zwierzęcą krew...Jak już pewnie wiesz. Zdjęcia też ładniutkie. Kiepskiej jakości, zakurzone więc po co Ci takie... - Nie odzywał się. Serce biło mu jak oszalałe. Skąd do kurwy ten ktoś miał jego numer. Czyżby Akihiko? Może Keizo... nie! O czym on myśli! Keizo by mu tego nie zrobił.
- Czego chcesz? - Starał się nie krzyczeć. Ostatkiem sił powstrzymywał drżenie głosu.
= Hahaha kociaku. Niewiele. Masz się odczepić od Keizo Fukedy. Na pewno jesteś z nim blisko, czyż nie? To nie ktoś dla Ciebie.
- Masz mi zamiar dyktować z kim mam się spotykać?
= Nie, ostrzegam i dyktuje zasady. Posłuchaj. Policja mnie szuka, ale raczej mnie nie znajdzie, ale znajdzie coś innego jeśli nie będziesz grzeczny. Wiesz co znajdzie? Twojego Keizo. Martwego. Co ty na to? Podoba Ci się ta wizja?
- Zamknij się! - Nie wytrzymał. Nie chciał sobie tego nawet wyobrażać. - Słuchaj świrze. Rozłączam się.
=Nie radzę. Lepiej słuchaj. Jutro się spakujesz i wyniesiesz daleko stąd. Jesteś ciekaw osoby winnej temu wszystkiemu? Spotkasz ją jeśli jutro punkt dziesiąta stawisz się na dworcu. Podjedzie do Ciebie czarny jeep. Wsiądziesz do niego i będziesz grzeczniutko siedział. Jeśli nie... wiesz co się stanie. Wiem doskonale gdzie twój kochaś pracuje. - Rozłączył się. Nie wytrzymał. Wyłączył telefon. Był totalnie zagubiony. Miał powiedzieć Keizo? Nie chciał uciekać. Nie chciał wszystkiego zostawiać i nie chciał też zachowywać się jak przerażone kobiety na filmach. Facet powiedział, że wie gdzie Keizo pracuje, ale nie widział nic o tym gdzie mieszka i, że Mizuki mieszka z nim. Ahhh... co miał robić?
- Mizuki? W porządku? - Do łazienki wszedł Keizo.
- Tak, tak. Dzwonił Akihiko. Odwołał spotkanie i trochę mi przykro.
- Na pewno?
- No jasne. - Obdarzył go uśmiechem. Nie mówił jeszcze nic. Musiał przeanalizować wszystkie za i przeciw żeby żadnemu z nich nie stała się krzywda. - Idziemy już?
- Możemy. Rachunek jest zapłacony, więc nie ma problemu.
- W takim razie wracajmy. - Idąc w stronę auta nie potrafił się powstrzymać przed rozglądaniem, czy nikt ich nie śledzi. Kiedy już wsiedli cały czas obawiał się, że ktoś jedzie za nimi. Keizo zaczął się powoli domyślać iż chłopak kłamie. Nie chciał naciskać. Wolał poczekać aż dojadą do domu. Gdy znaleźli się już w środku nie wytrzymał.
- Mizuki, kurwa mać zachowujesz się jakby każdy człowiek celował w Ciebie bronią. Rano tak nie było. Co jest grane.
- Keizo. Nie chcę Ci nic mówić bo już sam nie wiem kto jest przeciwko mnie.
- Słucham?! Sugerujesz, że ja ukartowałem to wszystko?
- A nie?
- Wiesz co... ja tego nawet nie będę komentował. - Nieźle wkurwiony począł ściągać z siebie płaszcz, a z nerwów aż oderwał jednego guzika.
- Jejku no przepraszam. Nie myślę tak... gadam co mi ślina na język przyniesie.
- Tak, pewnie. Mizuki po prostu powiedz mi co jest grane.
- Ktoś zadzwonił, nie było numeru. To ten.... ten... prześladowca. Mam się jutro o dziesiątej stawić na dworcu albo zginiesz. Keizo ja nie mogę z Tobą zostać. Oni Ci coś zrobią. Od początku kiedy się spotkaliśmy sprawiam same problemy, a co gorsza ściągam je na Ciebie. Musisz za mnie wszystko opłacać. - Kolejny raz nerwy mu puszczały. Jeszcze nie płakał, ale daleko do tego nie było. Głos mu drżał. Miał mu nie mówić. Miał nie narażać go na niebezpieczeństwo i ponownie go zawiódł. - Znów wszystko spierdoliłem. Nie powinienem Ci nic mówić. Pewnie powiesz, że to głupie.
- Nie, po prostu musisz jechać. Pojawisz się na tym dworcu. - Wmurowało go w ziemie, a słowa Keizo wcale nie zrzuciły mu kamienia z serca. Wręcz przeciwnie, wycelowały w nie czymś bardzo zimnym.
- C...co? - No i rozpłakał się na dobre.
- Mizuki nie płacz. Nie chodzi mi o to, że mam Cię w nosie, i masz się ode mnie wynieść. Źle zrozumiałeś. - Podszedł do chłopaka i przytulił go. - Pojedziemy tam razem.
- Nie! - Na tą myśl aż się wyrwał z ramion mężczyzny. - Oszalałeś? Zabiją nas obu.
- Mizuki. Nie sami. Pojedziemy tam ze wsparciem.
- Policja? Rozum Ci odjęło?
- Nie policja, policja jest za głośna i gówno robi. Zadzwonię do tego swojego znajomego, który ostatnio był ze mną w twoim mieszkaniu. Jest mi winny życie i ma świetne kontakty z mafią. Będą wiedzieli co robić. Zaraz do niego zadzwonię, zaproszę go tu i obmyślimy cały plan. Nic nie spierdoliłeś. To, że mi powiedziałeś uratuje nas obu. Obiecuje Ci. - Niczym ojciec syna, poklepał go po głowie i poszedł zadzwonić. Wyjaśnił krótko sytuację koledze i poinformował, że czeka na niego.
Mizuki siedział na kanapie i patrzył w ścianę. Miał już dość tego wszystkiego. Gdyby mógł, poszedłby spać i śniłby, o ich szczęśliwym życiu. Bez żadnych ludzi pragnących ich śmierci. Nawet nie zauważył, że Keizo usiadł obok i mówił coś do niego. Był totalnie nieobecny, aż w końcu ktoś chwycił jego podbródek. Tylko to nie był ktoś, to była osoba o którą tak się martwił i której nie chciał zostawiać drugi raz.
- Mizuki. Nie poddawaj się teraz. Słyszysz? - Patrzył tak w jego oczy, ale za nic nie mógł się skupić na słowach. Kiwnął tylko głową na znak, że coś tam wyłapał. Po chwili czuł już tylko drobne pocałunki na swoich ustach. Powolne, delikatne. Położył się na kanapie i dał do siebie stuprocentowy dostęp. Oddawał muśnięcia, ale na nic więcej umysł mu nie pozwalał. Czuł dłonie gładzące jego policzki, ciężar drugiego ciała, włosy łaskoczące lekko jego szyję. Poddawał się temu wszystkiemu w całkowitym spokoju. Może komuś innemu wydawałoby się, że Mizuki jest teraz jak kłoda. Jednak dla Keizo był on delikatnym stworzeniem, które dało mu wszystko i oczekuje kolejnych kroków.
Co się stanie z jego dobytkiem, który powierzył innej osobie? Co się stanie z jego ciałem? Nie posiadał w tej chwili własnej woli. Był oddany niczym sługa księciu. Mówi skacz, skaczesz. Mówi krzycz, krzyczysz. Mówi daj mi siebie, oddajesz mu wszystko. Po chwili dopiero, czując jakieś wewnętrzne zezwolenie, uniósł jedną rękę i owinął ją wkoło szyi chcąc pogłębić pocałunek. Jednak jego ręka została strącona. Nie... pan się nie zgodził na taki czyn. On widzi to inaczej. Woli w tej chwili delikatność, czułość, bez jakiejkolwiek żądzy, tylko uczucia. Mizuki leżał więc dalej, nie protestując kompletnie niczemu. Pocałunki były coraz delikatniejsze, a on sam powoli odlatywał w zupełnie inny świat. Bezpieczny, pełen motyli które łaskotały go skrzydłami. Zatracał się, wolał tamten świat, motyle, on i tajemniczy mężczyzna o znajomych konturach który wyciągał do niego dłoń. Chwycił ją, poddał się w śnie podobnie jak w tamtej chwili.
Keizo widząc że chłopak zasnął, odsunął się ostrożnie, przyniósł jakiś koc i nakrył jasnowłosego. Śniły mu się najwyraźniej dobre rzeczy, gdyż uśmiechał się przez sen. Sam słysząc pukanie do drzwi, podszedł do nich by otworzyć je przed znajomym. Wpuścił go do środka, zaprosił do salonu i usiadł obok śpiącego chłopaka. Kanapa była długa i szeroka więc spokojnie mogłaby tu usiąść kolejna osoba, a Mizuki wciąż spałby z rozciągniętymi nogami. Po cichu żeby nie zbudzić młodszego, opowiedział wszystko Akirze.
- Z tego czego się dowiedziałem mogę śmiało stwierdzić, że to ktoś kto został wynajęty. Nie trzeba być też geniuszem żeby wiedzieć, że to amator. Tylko idiota podjeżdżałby po ofiarę w miejscu publicznym i tylko amator nie wpadłby na to, że ofiara może Ci wszystko powiedzieć.
- Nie mów o nim ofiara. Jeszcze nikt nie umarł, a on ma na imię Mizuki.
- Hah... tak, sorry. Słuchaj. Plan jest taki, że Mizuki pojedzie tam sam. Ty pojedziesz z nami, ale zostaniesz w samochodzie. Koleś Cię zna i mógłby się śmiało zorientować, że coś nie gra, a wtedy bum i rzeczywiście twój Mizuki będzie ofiarą.
- Przestań. - Warknął.
- Sorki, tak już mam. Tak, więc ja z kumplami będziemy w pobliżu i nie pozwolimy żeby auto odjechało. Gwarantuje Ci to. Niestety po wszystkim i tak będziemy dzwonić na policje. Nie chcę żeby moi chłopcy mieli problemy. W większości nasze akcje to działanie zgodnie z prawem.
- W porządku. Chcę żeby Mizuki był w stu procentach bezpieczny. - Spojrzał odruchowo na chłopaka i pogładził go przez koc po nodze.
- Będzie. Jak już nie będzie zagrożenia to wpakujemy go do naszego samochodu, w którym będziesz ty. Nie czekając na nas pojedziecie sobie do domu, a my pogadamy z glinami. Jednak licz się z faktem, że zeznania was nie ominą.
- Wiem. Wstaniemy rano, wcześnie i powiem o wszystkim młodemu.
- Spoko. Będę spadał. Jutro, o dziewiątej podjedzie po Ciebie nasz samochód a chłopak sam pojedzie autobusem dziesięć minut później w miejsce spotkania. Gdyby ktoś obserwował budynek nie możemy wzbudzać podejrzeń. Będzie to wyglądało tak jakbyś jechał do pracy, a Mizuki uciekał dopiero po twoim wyjściu.
- W porządku. Zapamiętam. - Będąc już przy wyjściu poklepał przyjaciela po ramieniu i pożegnał się zamykając mieszkanie na 20 zamków. Ah te drzwi antywłamaniowe. Również zmęczony podszedł do śpiącego i zaczął go powoli rozbudzać.
- Mizuki, Mizuki... chodź do łóżka. Zaraz się wyśpisz... no wstawaj śpiochu. - Młody tylko coś mruknął o królu i jakiś motylach, i na w pół lunatykując usiadł i pozwolił się podnieść mężczyźnie. Jeszcze czego żeby chodził. W śnie był księciem to tu też nie zaszkodzi. Keizo nie specjalnie się męcząc, zaśmiał się pod nosem i w łóżku już, rozebrał Mizukiego do bokserek. Nie mogąc się powstrzymać pocałował go w usta, a później nie kusząc swojej natury, przykrył chłopaka. Na twarzy Mizukiego widniał uśmiech tak szeroki, że wyglądało to tak jakby dentysta kazał mu otworzyć buźkę, ale kto wie co mu się tam śniło dokładnie. Keizo nie przejmując się tym zbytnio, zaniósł ubrania do prania, sam się ich pozbawiając nastawił budzik i dołączył do młodego. Obejmując całym swoim ciałem jasnowłosego niczym bezcenny skarb, zasnął.

6 komentarzy: