wtorek, 9 lutego 2016

Z Deszczu W Słońce Rozdział 7

Witam. Na wstępie chciałam powiedzieć że odzyskałam swoje rozdziały. Prawdopodobnie będę kontynuowała historię Mizukiego, ponieważ mam już w głowie zarys jego dalszych losów. Bardzo przepraszam za tak długą przerwę. Pewnie nie skończy się ona szybko, gdyż moje życie szkolne jak i prywatne, również potrzebuje uporządkowania. Tak więc... za jakiekolwiek przyszłe niedociągnięcia przepraszam.
Jeśli w tekście są jakieś błędy, to również za nie z góry przepraszam, ponieważ nie pamiętam czy rozdział był betowany, a chciałam go wkleić jak najszybciej.
Następny rozdział prawdopodobnie pojawi się jutro.
Miłego czytania! ^^ ~` Hitomi
 

- Mizuki. Mizuki! Co się stało? Spokojnie. Uspokój się. Zamknął drzwi za chłopakiem i przerażony chwycił pierwszą lepszą ścierkę przykładając ją do ust chłopaka. - Oddychaj, powoli, Mizuki błagam.
Słuchając rad mężczyzny łapał powoli oddech. Jeszcze nie całkiem spokojny, ale mógł oddychać. Kiedy tylko jego oddech wrócił do normalnego stanu ponownie wybuchł płaczem i praktycznie wlazł na Keizo.
- Mizuki. - Zaskoczony i przerażony podniósł chłopaka, pozwalając mu się w siebie wtulać. Usiadł na kanapie, z wciąż oplecionym o siebie Mizukim, który nie chciał przestać płakać. - Proszę nie płacz już. Co się stało?
Chciał mu powiedzieć. Chciał, ale coś go tknęło. Czy jeśli mu powie to narazi go na niebezpieczeństwo? A jeśli to ostatnie włamanie było w jakiś sposób z jego winy? Nie chciał nikogo narażać, ale nie chciał też zostać sam.
- Nie powinienem Ci mówić. - Wychlipiał w końcu. - Nie powinienem, ale tak strasznie się boję. Keizo... - Znów płacz. Kolejna fala.
- Mizuki spokojnie. Musisz mi powiedzieć o co chodzi. - Wrócił do domu po pracy i ponownie wściekał się na Mizukiego, że jeszcze go nie ma. Wciąż był na niego zły za rano. Mówił sobie, że gdy chłopak wróci to nawet go nie przytuli. A teraz? Teraz siedział z nim, płaczącym, na kanapie tulił go i głaskał po plecach z myślą że oddałby wszystko żeby Mizuki się teraz uśmiechnął.
- Ja... wróciłem do domu i tam wszystko było zniszczone, wszystko. - Przy każdym słowie brał głębszy oddech by mówić dalej, lecz płacz wciąż mu to utrudniał -... i była krew, dużo krwi. Później zgasło światło i wszystko stało się okropne. Jak je ponownie zapalili to wszedłem do łazienki i tam też wszystko było zniszczone, prysznic, lustro, nawet toaleta, a na ścianie też była krew... i... i... - Kolejna przerwa - Ja wiem, że ktoś chce mnie zabić. Ktoś napisał „Giń“ na ścianie, krwią. Ktoś chce mnie zabić Keizo. Dlaczego? Dlaczego?! Przepraszam jeśli coś komuś zrobiłem, ja nie chcę umierać. - Na powrót się rozryczał mocniej niż wcześniej. Powiedział wszystko, nerwy mu puściły. Płakał, a kochanek tulił go do siebie kołysząc jak dziecko. Keizo był przerażony tym czego się dowiedział. Był przerażony, jednak górę brała w nim wściekłość. Na siebie, że nie pojechał z chłopakiem po te głupie rzeczy, na tego kogoś, że zrobił coś tak potwornego. Był jednak szczęśliwy, że chłopak przybiegł od razu do niego, a nie na przykład do przyjaciela, który mieszkał w takiej samej odległości, tylko w drugą stronę. Mizuki powoli zaczął zasypiać z wyczerpania. 
             Już widział, że nie będzie dziś spał. Podniósł się z kanapy i zaniósł młodego do łóżka. Jasnowłosy zasnął już całkowicie, gdyż nawet rozbieranie do bielizny, nie obudziło go. Keizo zorientował się że rzeczy chłopaka, które miał ze sobą zostały zapewne w mieszkaniu. Pełen jakiejś dziwnej energii ruszył do kuchni żeby zadzwonić. Musiał poprosić kuzyna żeby został z Mizukim. Nie chciał zostawiać chłopaka samego. James zgodził się od razu gdy usłyszał całą historię. Kiedy tylko kuzyn przyjechał, on sam pożegnawszy się ze śpiącym pocałunkiem w policzek, wyszedł. Umówił się w slumsach z pewnym kolegą, który miał wtyki w mafii i innych tego typu organizacjach. Wolał nie ryzykować i nie jechać tam samemu. W mieszkaniu tak jak się spodziewał, zastał coś strasznego. Jego kumpel szukał jakiś szczególnych znaków, by zorientować się kto mógł to zrobić. On sam wziął torbę Mizukiego, która leżała na ziemi i założył sobie na ramię. W oczy rzuciło mu się zbite zdjęcie, podniósł je i aż coś go zakuło w piersi. Znał kobietę ze zdjęcia. Była to kobieta która strasznie namieszała w jego życiu. Makiko która w pewien sposób wychowywała i przyjaźniła się z jego Yoko. Czy to możliwe że była matką Mizukiego? Wszedł za kolegą do sypialni w której pozbierał kolejne zdjęcia. Nie mylił się. To była jego matka. Strasznie nienawidził tej kobiety. Schował zdjęcia do torby, a w torbie kolejny szok. Dokumenty które dał dziś do przepisania jednej ze swoich pracownic i dlaczego do kurwy to Mizuki miał je w torbie? Podniósł wzrok na kolegę. Centralnie za nim widniał napis, o którym mówił młody.
- Shiro...
- To zwierzęca krew.
- Uf... co nie zmienia faktu, że ktoś kto to zrobił jest nienormalny. Orientujesz się czy to może nie ktoś z jakiejś mafii?
- Ha... jaja se robisz Keizo? Bardziej sekta niż mafia. Wydaje mi się, że ten twój kochaś narozrabiał.
- Raczej nie.
- Cóż. Trzeba będzie zadzwonić na policje i złożyć doniesienie.
- Kurwa mać, czy ja się kiedyś wyśpię?
- Wiesz co... z czymś takim nie wolno czekać.
- Wiem.
- To co? Dzwonimy?
- Taaa...
Obudził się rano i czuł się jakby go coś przejechało. Najgorsze było to, że wszystko pamiętał. Usłyszał że ktoś krząta się w kuchni i przekonany że to jego Keizo wyszedł zza ścianki.
- Hej. Widze że już wstałeś. - James uniósł wzrok znad gazety i obrzucił chłopaka spojrzeniem.
- James? Co ty... gdzie jest Keizo? - Spytał niezbyt uprzejmie.
- Spokojnie młody, nie zabiłem go. Keizo pojechał do twojego mieszkania wczoraj w nocy po rzeczy, ze swoim kumplem. Spoko gość. Musieli zadzwonić na policje. Dzwonił, że musiał jechać na komisariat i, że prędko nie wróci. Miałem Cię pilnować.
- Nie trzeba mnie pilnować.
- Na jego miejscu też nie chciałbym, żeby moja kobieta po czymś takim była choćby przez chwilę sama w domu.
- Nie jestem kobietą.
- Oh nie denerwuj się. Żartuje przecież. Zjesz coś?
- Nie mam nastroju do żartów. Nie jestem głodny. Idę pod prysznic.
- W porządku. - Chłopak ruszył do łazienki, a James powrócił do czytania. Usłyszał jeszcze dźwięk przekręcania zamka. Czyżby młody się przed nim zamykał. Bał się? No cóż... trochę był w stanie go zrozumieć, miał tylko nadzieję, że Mizuki stamtąd wyjdzie po jakiś czasie.
Stał już godzinę pod prysznicem i płakał najciszej jak się da. Zresztą, woda wszystko zagłuszała. Zjechał po ściance załamany i usiadł na całej długości kabiny z wyciągniętymi nogami. Keizo prysznic miał na 5 osób, więc mógłby się tam nawet położyć. Woda się lała i lała a on patrzył na golarkę jak samobójca na pistolet. Nigdy nie był tego typu osobą, ale w tej chwili było mu tak źle. Mieszkanie, które wynajmował-zniszczone. Musi zapłacić, a nie ma kasy, znał Keizo doskonale i wiedział, że zapłaci za niego. Już mu było głupio. W pracy go wykorzystują, ale nie był skarżypytą, więc się nie awanturował. Gówno potrafi, nie skończył nawet studiów. Logiczne więc, że ktoś chciał się pozbyć czegoś takiego jak on. Na dodatek Keizo teraz męczył się na policji zamiast niego. Matka ma go w dupie. Wszystko nagle wydało mu się takie czarne. Po głębszym zastanowieniu chwycił za golarkę. Jednak została ona w jego dłoni bez większego użytku. Zrezygnował. Nie miał nawet siły się zaciąć. Zresztą, chyba nawet nie byłby w stanie zrobić sobie krzywdy. Przecież to głupie, ale skoro to głupie, to dlaczego ludzie krzywdzą innych? Rozpłakał się ponownie... pukanie do drzwi, które słyszał od minuty wzmogło się więc postanowił zakręcić wodę. Później Keizo będzie zły za rachunek. Kolejny raz coś pierdoli. Nie wyszedł jednak z kabiny tylko siedział w niej dalej. Marzł, ale miał to w dupie.
- Mizuki! W porządku?! Mizuki! - James nie dawał za wygraną.
- Tak!
- Wyjdziesz?!
- Nie! Daj mi spokój!
- Porozmawiajmy!
- Nie... nie chce z Tobą rozmawiać. Nie chce z nikim rozmawiać.
- Keizo dzwonił. Będzie za dziesięć minut.
- Super. Pozdrów go.
- Mizuki wyjdź.
- Spierdalaj.
- EJ! Mizuki... bez przesady. - Wykłócali się tak, ale odpowiedzi już nie dostał. Mizuki mając w dupie już dosłownie wszystko odkręcił wodę z powrotem, później się bawił temperaturą. Z cieplejszej do której się przyzwyczaił przechodził do jeszcze cieplejszej i jeszcze cieplejszej. Zaczęło się robić duszno. Czas mu mijał i mijał znów ktoś się dobijał.
- Mizuki! Kurwa mać! Otwieraj!
Ten głos rozpoznał. Keizo wrócił. Zakręcił wodę jednak zakręciło mu się w głowie i upadł, na szczęście na ręce dzięki czemu nic mu nie było. Trochę go to bawiło, więc zaczął się śmiać.
- Mizuki! Otwieraj.
- Jest James?
- Nie, nie ma. Nie fajnie go potraktowałeś wiesz? Otwórz te drzwi.
- Wiemm... - Wstał i trochę się wahał przed otworzeniem wrót, bał się, że Keizo go uderzy. Już raz to zrobił. Co prawda nie mocno i w innych okolicznościach. Później żałował, ale i tak jakaś taka myśl się pojawiła. - Nie uderzysz mnie?
- C...co? Mizuki co ty pierdolisz, otwórz te drzwi.
- Ok - Otworzył przed nim drzwi. Keizo rzeczywiście nie był zły. Był raczej smutny. W oczy rzuciła mu się golarka którą Mizuki wciąż trzymał.
- Po co Ci to?
- Ja... goliłem się.
- Mizuki. Tniesz się? - Chwycił go za rękę wytrącając golarkę i zaczął lustrować jego ciało.
- Nie, przestań. To krępujące. Miałem doła. Nie jestem jakimś emo’sem, nie tnę się.
- Boże Mizuki przepraszam Cię za to, że nie pojechałem z Tobą wtedy. - Przytulił chłopaka całując w skroń. Kiedy wrócił do domu był zmęczony. James powiedział mu, że Mizuki myje się już ponad godzinę. Nie obchodziła go zużywana woda, a raczej to co on tam robi.
- Nie miałeś na to wpływu. I tak trafiłbym na takie mieszkanie, z Tobą czy bez Ciebie.
- Mizuki chodźmy spać.
- Dopiero spałem.
- To poleż ze mną chociaż.
- Dobrze. - Jak powiedział tak zrobił. Keizo rozebrał się do naga i wszedł pod kołdrę, a Mizuki położył się zaraz obok i przytulił zimne ciało mężczyzny.
- Jesteś zimny
- Na dworze jest nieciekawie. Zmarzłem. Za to ty jesteś cieplutki.
- Brałem bardzo gorący prysznic.
- Nie rób tak więcej. Proszę.
- Dobrze. Keizo...
- Hm?
- Dziękuję Ci za wszystko. Za to, że jesteś. - Podciągnął się wyżej na wysokość twarzy mężczyzny i pocałował go bez żadnego skrępowania. Czule, starał się przelać w ten pocałunek swoją wdzięczność. - Keizo, kocham Cię.
Te dwa słowa uderzyły w niego od razu.
- Mizuki ja...
- Nie musisz mi mówić tego samego, chce żebyś wiedział.
- Wiem, to widać. Nie starasz się tego ukrywać i kocham to w Tobie. Mizuki ja tak właściwie całego Cię kocham. Twoje oczy, twoje usta, twoje ciało, twój zadziorny charakter, twoją wrodzoną upierdliwość, twój śmiech, twój głos, wszystko co wiąże się z Tobą. Też Cię kocham, Mizuki. - Pocałował go po czym zamknął oczy by zasnąć.
- Wow. - Uśmiechnął się w pierś mężczyzny. - Masz mi to recytować codziennie.
Keizo prychnął jeszcze ostatkami sił i zasnął, a Mizuki rysował palcami różne wzory na jego piersi, ramionach. Często całując w usta. Wreszcie poczuł, że to jego facet, jego i tylko jego. Nie miał zamiaru się nim dzielić z nikim i nie obchodziło go teraz to, że mówi sobie o nim jak o rzeczy. Keizo nie był rzeczą, miał swoją wolę ale i tak był jego. Cały, razem z tym drugim mniejszym Keizo, który teraz spokojnie leżał sobie pod przykryciem. Totalnie nie chciało mu się spać. Po jego głowie znów krążyły różne myśli, ale jedna nie dawała mu spokoju, a mianowicie, musiał sobie w końcu kupić telefon. Miał oszczędności w banku i postanowił to wykorzystać. Już teraz i natychmiast. Korzystając z tego, że mężczyzna obok śpi wyślizgnął się z jego ramion, ubrał i umył zęby. Przed wyjściem wkuł jeszcze 10 cyfrowy kod na pamięć i na wszelki wypadek zapisał na ręce pod bluzką. Wyszedł po cichu z mieszkania i zatrzasnął za sobą drzwi. Wciąż bał się, że ktoś go zaatakuje, dlatego omijał windy, chodniki po których nikt nie szedł, ciemne i wąskie uliczki i ciągle się rozglądał. Po dziesięciu minutach spaceru wszedł do banku, by wypłacić pieniądze i jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się że z 15 tysięcy zostało mu tylko 5. Przecież nic nie wydawał. Przejęty zniknięciem swoich pieniędzy zaczął dopytywać kto wypłacał środki z jego konta. Kobieta jednak nie pomogła za wiele, stwierdziła tylko, że były one wypłacane przez kobietę imieniem Jyou. Znała wszystkie dane konta, złożyła podpis, znała pin i miała zgodę właściciela konta, podpisaną. Co było kolejnym szokiem, bo nie podpisywał ostatnimi czasy żadnych dokumentów i nie znał żadnej Jyou. Wypłacił pieniądze i z pełnym portfelem udał się do centrum handlowego. Nie lubił brać niczego na abonament, więc kupił pierwszego ładnego smartfona z sklepie elektronicznym i starter w sieci z której telefon miał Keizo. Tak, zdążył to sprawdzić przed wyjściem. Załączył telefon, ogarnął wszystkie aplikacje i był szczerze zadowolony ze swojego wyboru. Telefon spisywał się świetnie. Nie mógł się zdecydować na tapetę, ale postanowił, że ustawi sobie jakieś zdjęcie Keizo kiedy już je zrobi. Od razu wysłał wiadomość do Akihiko, bo jego numer znał na pamięć. Przyjaciel już po chwili odpisał mu.
= Nareszcie kupiłeś telefon. To świetnie. Będziesz mógł oglądać zdjęcia swojego kochasia i się pieścić gdy go nie będzie. ;p
No naprawdę miał ochotę dopaść w tamtej chwili przyjaciela i mu przywalić. Nim się obejrzał stał przed domem. Nie czuł tego, ale nie było go przez bite trzy godziny. Nie lubił pisać sms’ów idąc, więc jakąś godzinę przesiedział na ławce tuż przy chodniku. Nie chciał oczywiście zapuszczać się do opustoszałego parku.
Ledwo przekroczył próg mieszkania a już przywitał się z awanturą.
- Gdzie byłeś? Zwariowałeś?! Nie zostawiłeś żadnej widomości, myślałem że coś Ci się stało.
- Keizo...
- Nie! Zamknij się, ja mówię! Miałeś ze mną zostać, budzę się, a Ciebie nie ma, pytałem ochroniarza z dołu który powiedział mi że Cię nie widział jak wychodziłeś. Normalnie kurwa wyparowałeś! Bez żadnej wiadomości! Jeszcze po tych wszystkich wydarzeniach. Wyobraź sobie. Co byś czuł gdybym nagle po wielu groźbach od nieznajomych zniknął bez śladu i żadnego uprzedzenia na trzy godziny?!
- Wiem, przepraszam! Nie krzycz już. - Łzy mu podchodziły do oczu, oh cholera dlaczego ostatnio robił się taki wrażliwy. Kiedyś go to tak bardzo nie obchodziło kiedy Keizo się na niego wydzierał, a teraz każde wykrzyczane słowo było jak cios prosto w serce. Może nie jakiś strasznie mocny, ale było mu smutno.
- Ah... wiesz co?! W dupie Cię mam! Rób co chcesz tylko później nie przyłaź przerażony, żeby Ci pomóc. Idę na zakupy, bo nie mamy nic do żarcia. Jakoś odechciało mi się na Ciebie patrzeć, a zasnąć, też już nie zasnę.
- Keizo, kurde. Przepraszam Cię noo... nie złość się o takie głupstwo. Proszę - Złapał mężczyznę za rękę usilnie starając się nie wypuścić go z mieszkania.
- Puść mnie. - Wyrwał rękę z uścisku i wyszedł obrzucając tylko krótkim spojrzeniem chłopaka. Widział, że z oczu chłopaka spłynęły łzy, ale był strasznie wzburzony. Nie potrafił się uspokoić, nie chciał bardziej zranić Mizukiego, dlatego wolał wyjść. Znów był na siebie zły. Ostatnio wszystko go denerwowało. Był przemęczony i chyba popadał w depresję, na dodatek martwił się o Mizukiego. Musiał gdzieś wyjechać na urlop bo inaczej, pewnego dnia nie zapanuje nad sobą.
Mizuki stał i patrzył w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Keizo. Nie będzie płakał. Nie będzie płakał. Gówno. Nic nie dało. Rozpłakał się, odłożył telefon na szafkę olewając spam wiadomości od przyjaciela, udał się do kuchni po lody. Wyjął waniliowe, rozebrał się do samych bokserek, wcisnął pod koc na kanapie i zaczął oglądać jakąś telenowele. Kobieta na ekranie miała podobne problemy co on.
- Nie słuchaj go. To kłamca, zostawi Cię dla Mirandy. Nie słuchaj! - Przegadał z telewizorem bitą godzinę aż w końcu Keizo wszedł do mieszkania. Nawet nie obrócił się w stronę mężczyzny by na niego spojrzeć. Bał się, że jeśli to zrobi to się złamie, rozryczy i będzie prosił Keizo o przebaczenie. Niestety długowłosy stanął przed nim zasłaniając cały telewizor. Był calusieńki mokry, co znaczyło że na dworze padało, w rękach miał bukiet. Bukiet? Co on był jakąś babą? Starał sobie wmawiać, że nie podoba mu się taki gest, jednak na nic to było bo mimo wszystko stanął na przeciw Keizo i z lekkim zażenowaniem na twarzy odebrał kwiaty.
- Dziękuję. Są śliczne, ale wystarczyłoby mi żebyś po prostu mnie przytulił, pocałował albo chociaż porozmawiał, a nie wychodził.
- Wiem. Musiałem się uspokoić. Przepraszam. - Mizuki odłożył bukiet na kanapę, a sam wtulił się w starszego. - Jestem cały mokry.
- To się rozbierz. - Obcałowując twarz i szyję mężczyzny ściągał mu płaszcz, bluzkę. Później zabrał się za spodnie. Keizo nie stawiał żadnego oporu. Przeciwnie, odchylił głowę w tył i sam zdjął z siebie koszulkę pozostając już tylko w bokserkach i skarpetkach, które po chwili też zdjął. Wolał ogrzać swoje nogi na dywanie, który jak zwykle był ciepły i przyjemny w dotyku. Bawiliby się tak dalej gdyby nie odgłos burczenia dochodzący z brzucha Mizukiego.
- Zrobiłeś chociaż te zakupy o których wspominałeś?
- Nie. - Uśmiechnięty spojrzał na szafkę na której stał telefon domowy, a w oczy rzuciła mu się komórka. - Kupiłeś telefon?
- Tak. Po to wyszedłem.
- Podaj mi swój numer. - Nie ociągając się szybko poszedł po swój i zapisał sobie w kontaktach, chłopaka.
- Keizo co masz na tapecie? - Jak mały chłopiec próbował zajrzeć przez ramię mężczyzny.
- Swój samochód a co? - Mina Mizukiego wyrażała w tej chwili praktycznie wszystko. Wyglądał jak naburmuszony przedszkolak. - Haha mam zmienić?
- Nie, nie trzeba. - "Urażony" udał się do kuchni by poszukać czegokolwiek do jedzenia, niestety lodówka była puściutka.
- Zadzwonimy po pizze?
- Włoskie żarcie lepsze.
- W porządku.
I tak po trzydziestu minutach siedzieli przy stole rozmawiając i zajadając się spaghetti.
- Mizuki.
- Hm? - Chłopak podniósł głowę z nad talerza wciągając w tym samym momencie makaron. Keizo zrobił szybko zdjęcie chłopakowi. Było przeurocze. Naprawdę. Mizuki brudny z sosu, jak taka malutka sierotka. - EJ! To nie fair.
- No co? Miałem zmienić tapetę to zmieniam. - Z uśmiechem schował telefon do szuflady w szafce obok.
- Phi.
- Właśnie. Przypomniałem sobie. Mizuki wytłumacz mi co robiły dokumenty które dałem Sarah w twojej torbie?
- No pomagam jej.
- Czyżby? A dokumenty Jun’a które później też znalazłem w twojej torbie?
- No też mu pomagam.
- Mizuki - Keizo aż westchnął - Nie okłamuj mnie. Robisz za nich całą robotę prawda? Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Cię wykorzystują?
- Keizo ja tam tylko sprzątam, a dodatkowa praca nie zaszkodzi.
- W takim razie powinieneś poprosić mnie żebym Ci więcej płacił. To dodatkowa robota której nikt Ci nie opłaca. To nieuczciwe w stosunku do pracownika jeśli jest się szefem. Zresztą, zastanawiam się czy nie powinienem zwolnić Sarah i Juna za coś takiego.
- Nie! No coś ty, daj im jakieś upomnienie. Poza tym, nie ma po co. Podoba mi się takie zajęcie i robię to dobrze.
- Chcesz zmienić stanowisko pracy? Albo nie! Mizuki... nie wolałbyś najpierw skończyć studiów?
- Chciałem, zawsze. Tylko nie miałem na to pieniędzy. Właśnie... co do forsy. Ktoś wypłacił mi z konta 10 tysięcy złotych oszczędności. Ponoć podpisałem pisemnie zgodę z jakąś Jyou. Babka pokazała mi kopię tego dokumentu i wiesz tam rzeczywiście był mój podpis, tyle że ja nic nie podpisywałem.
- Nic mi nie powiedziałeś? Z tym też trzeba będzie pójść na policje. Może to się wiąże z tym włamaniem do twojego mieszkania.
- Możliwe.
- Zapłaciłem właścicielowi za szkody.
- Co?! Przecież... ale... jak to?! Keizo nie rób tak, czuje się teraz dziwnie.
- Nie czuj. Jesteśmy razem i się wspieramy. Nie tylko duchowo i fizycznie, ale materialnie też.
- Ja jeszcze nigdy Cię w niczym nie wsparłem.
- Mizuki. Wyciągnąłeś mnie z mojego ponurego życia. Dzięki Tobie odrodziłem się na nowo i nie gnije dalej w swojej chacie w górach.
- Jeśli tak to postrzegasz, to cieszę się. - Jego talerz już był pusty, a on wciąż był głodny. - Która godzina? - Wyjmując wcześniej schowany telefon spojrzał na wyświetlacz.
- 18.
- Jedziemy na miasto coś zjeść?
- Dopiero jadłeś. - Spojrzał zszokowany na chłopaka.
- Tak, ale wciąż mi mało.
- W porządku. To ubierz się, a ja też pójdę po suche ubrania. - Jak mówili tak zrobili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz