Kiedy światło gaśnie, ciemność która
następuje, zaczyna otaczać ludzkie serce i tłamsić je, aż do kolejnego poranka.
Człowiek mający za matkę Fortunę budzi się w otaczającym go mroku, a gdy
ciemność przemija, następuje jasny koniec. Koniec, nieprzewidujący kolejnego
poranka. Koniec o niejasnym kolorze. Jednakże przez swoją niejasność i
nieprzewidywalność zdaje się wyrażać jedyną pomoc dla ludzkiego zniewolenia.
Nadzieję.
Oparła się
zmęczona o drzewo i poprawiła zabrudzoną suknię. Słońce zaczęło wschodzić, co
równało się z oziębieniem powietrza, obudzeniem się nocnego życia lasu. Aktywowanie
się tej strony nie wiązało się jednak z odnalezieniem jej siostry.
- Hitomi, Ty
głupia babo, gdzie się podziałaś? Niedługo zapalą światła w pałacu... Naprawdę
mogłabyś się chociaż raz pojawić na czas, wiesz jak to się zawsze kończy! -
krzyknęła w głuchą przestrzeń. Westchnęła. - Czemu to zawsze ja Cię muszę
szukać? Czy do prawdy zostałam naznaczona znakiem labiryntu? Oh, a może przy
narodzinach zostałam dotknięta kwiatem kamelii*?
Potknęła się o
wystający korzeń i runęła na ziemię. Zanim się podniosła, wydała bliżej
nieokreślony dźwięk wprost w ziemię. Jak można się domyśleć, chwilę później
zaczęła pluć i wyrzucać z siebie pozostałości piasku.
- Czego jeszcze powinnam
oczekiwać? Niech zacznę wrastać w ziemię, spokojnie, zrozumiem. O, a może
wchłoną mnie korzenie? Nieee, zbyt przewi...
Poczuła
łaskotanie wokół nogi. Krzyknęła, przerażona łapiąc za halkę i podnosząc ją, w
między czasie próbując się uwolnić. Spodziewała się węża, najpewniej żmii,
nawet grzechotnika...ale nie korzenia drzewa, mimo że wcześniej o nim
wspominała.
- Boże... Boże!
Żartowałam! Puszczaj mnie, no puszczaj! - Chwyciła za splot i próbowała
odciągnąć od swojego ciała. Drzewo zareagowało, lecz w przeciwny sposób od
oczekiwanego. - Ty głupi badylu, odczep się od mojego ciała! Wejść Ci do środka
nie dam, nie pociąga mnie szorstkość kory, Ty łajdaku! Nie dam się wypatroszyć!
Gałąź przesuwała
się wzdłuż nogi dziewczyny, pnąc się wciąż w górę i mocno ją oplatając. Na
policzkach pojawiły się łzy; najgorszym uczuciem była dla niej bezsilność.
Nieważne w jakiej była sytuacji, próbowała dojrzeć jasne strony i brnąć ku
najlepszemu wyjściu. Nie dopuszczała do siebie pesymistycznych czy czasem
realistycznych myśli. Wiązało to się niekiedy jednak z jej bezmyślnością, co
nie zawsze kończyło się ,,jasnym'' wyjściem.
- Hitomi... Hitomi
gdzie jesteś - powtarzała raz po raz. Tarzała się po ziemi i chwytała każdej
napotkanej rośliny, aby tylko odciągnąć od siebie atakującą ją gałąź.
Gdy zacisk
przybrał na sile, syknęła. W nerwach zaczęła rozglądać się po okolicy, próbując
znaleźć pomoc w jakiejkolwiek postaci. Drewna drewnem nie powali, pozostaje
tylko użyć kamień. Chwyciła najbardziej ostry i zaczęła mocno trzeć o gałąź.
Nie pomogło.
- Zwariuję!
Nachyliła się do
korzenia i wbiła swoje zęby w najmniej umocnione miejsce, łatwe do rozerwania.
Gdy poczuła jak zęby przegryzają początkową powierzchnię, wgryzła się mocniej,
z wyraźnym zapałem do walki.
Zanim zdążyła
przegryźć całą część, drzewo zaczęło się cofać. Wyprostowana i zadyszana
przyglądała się zjawisku. Gdy noga pozbyła się swojego oprawcy, podciągnęła ją
natychmiast pod brodę. Przeklęła i jak najszybciej wyprostowała się, nadal
przerażona zajściem. To nie było normalne. Cóż, nic innego nie można powiedzieć
o świecie, w którym mieszkała, ale nie przywykła jeszcze do samowolnie
poruszającego się drzewa. To nie miało prawa bytu.
- Wszystko ma
prawo bytu.
Szelest.
Odwróciła się w
stronę głosu. Na początku nie ujrzała nic; z głębi lasu mogła usłyszeć tylko
pohukiwanie sów. Zmrużyła oczy i nachyliła się do przodu, wciąż trzymając się
dłonią za swoją prawą nogę. Po czasie mogła wybadać sylwetkę, poruszającą się w
jej kierunku. Automatycznie cofnęła się o krok i chwyciła do tyłu do sakiewki,
po sztylet.
- Takim
sztylecikiem nic nie zrobisz.
Zaskoczona jego
słowami rozluźniła uścisk na rękojeści. Chwilę później jej wcześniej wspomniana
broń zniknęła, jakoby ktoś ją porwał. Oparła się plecami o drzewo, zdając sobie
sprawę z niekorzystnej sytuacji. Przed sobą ujrzała wysuwającą się z mroku
gałązkę, która oplatała jej sztylet.
- Przysuń.
W mgnieniu oka
broń znalazła się przy jej szyi, dotykając ją gładkim ostrzem. Poczuła ukłucie
i zapach krwi. Przełknęła powietrze i próbowała wyostrzyć sylwetkę postaci. Nie
zastanawiała się nad celem zranienia jej ciała. Nawet jeżeli było to
przypadkiem (w końcu atakowała ją drzewo [znów]), to i tak nie zmieniało to jej
sytuacji.
- Czemu ludzie
uważają swoje istnienie za najgodniejsze, najlepsze... to oni mają, jak to
powiedziałaś, największe prawo bytu. - Prychnął. - Jakże to żałosne. Każde
zwierzę i każda roślina ma większe prawo istnienia.
Gdy pojawił się
dwa metry przed nią, otworzyła nieco usta. Miał czarne jak smoła włosy do
ramion, współgrające z bursztynowym odcieniem ciała piwne oczy. Jego lewą
stronę twarzy, od brwi aż po klatkę piersiową, przecinała blizna. Ciemnozielony
strój, umocniony skórzanym pasem, odkrywał jego klatkę piersiową. Zanim jednym
krokiem pokonał ich odległość od siebie i przystawił jej mocniej sztylet do
gardła, zdążyła jeszcze zauważyć naszyjnik z kłem na jego szyi.
- Kim jesteś?
Spojrzał jej
wprost w oczy. Była noc, ale mogła przysiąc, iż jego oczy paliły się
nieznajomym jej dotąd ogniem. Serce zabiło jej w ponadprzeciętnym tempie, co
zagłuszyło jej poprawną pracę mózgu. Otrząsnęła się i zmrużyła oczy. Nieważne
jak niesamowitą odznaczał się aparycją i zmysłowością, przystawiał jej ostrze
do gardła. Przeszkadzał w poszukiwaniach Hitomi.
- Obchodzi Cię
imię człowieka? Podlejszego od zwierząt i roślin? Z najmniejszym prawem bytu? -
Wykrzywiła usta w ironicznym uśmieszku. - Zaskakujące. Jednak ktoś taki może
również ulec pokusie ciekawości. Całkowicie jak człowiek.
Zaśmiała się, a
on przycisnął sztylet na tyle mocno, iż naruszył jej naskórek. Chciała syknąć,
ale nie chciała mu dać satysfakcji. Spojrzała w dół. Miał rozstawione nogi, co
było łatwą drogą wyjścia.
- Myślisz że tak
szybko zwiejesz? Nie tędy droga. - Odsunął się od jej zamaszystego kopnięcia.
Nie potrafiła ukryć swojego zdziwienia. Potrafiła za to szybko połączyć wątki;
czytał w myślach.
- Hoo, szybka
jesteś maleńka.
- Nie nazywaj mnie
maleńka.
- Nie chciałaś
podać swojego imienia. - Uśmiechnął się pewny siebie.
- Po co miałabym
podawać swoje imię człowiekowi, który przystawia nóż do szyi drugiej osobie,
bez powodu. Który... - zanim zdążyła dokończyć zdanie, podciął jej nogi i
przywiązał jej ciało do kory drzewa.
- Tak, jestem
człowiekiem. Spłodziła mnie ludzka kobieta i ludzki mężczyzna, dlatego ciałem
muszę być do was podobny. Duchem niekoniecznie.
- Nie każdy
człowiek zachowuje się jak człowiek. Zależy też jakie cechy bierzesz pod uwagę,
jeżeli mówisz o człowieku. - Mówiąc to, niczym z procy, podążała za ruchami
jego rąk i szybkością jego oczu. Gdy w końcu skierował na nią wzrok, oddzielała
ich zaledwie szerokość nadgarstka. Wciągnęła powietrze.
Nie odezwał się
od razu, raczej badał jej spojrzenie i całą twarz, głównie jednak skupiając się
na oczach. W momencie gdy zauważyła, że jego oczy nagle zaczynają blednąć,
zacisnął mocniej uwieź i odsunął się.
- Hej!
- Poczekasz sobie
tak do rana.
Westchnął i miał
w zamiarze się odwrócić. Gdy obracając się zarzucił swoją szatą, złapała mocno
za jej krawędź i prawie przyczyniła się do jego upadku. Chciała na niego od
razu krzyknąć, ale gdy odwrócił się z (mord oczemxD) chęcią mordu w oczach,
przełknęła wpierw ślinę.
- Słuchaj, może na
spokojnie, cielesny człowieku. Ja Ci nie chce tutaj nic psuć, szanuje
zwierzątka, kocham roślinki. - Pogłaskała leżący listek obok siebie, z pełną
delikatnością i uczuciem, próbując go bardziej utwierdzić w przekonaniu co do
swojego zdania. - Od dzisiaj będę do nich mówić i chwalić za... za to, że
ładnie machają listkami na wietrze, że są niedostępne, bo kłują. Obiecuję. Ta
Twoja pułapka, ładna liana, nie powiem. Trochę uwiera, ale mogę to potraktować
jako przyjemne mrowienie, ewentualnie zaraz tutaj umrę z przyjemności, ale do
sedna. - Z każdym jej kolejnym zdaniem, coraz szerzej otwierał oczy. - Mi się
jakoś samej tam bardzo nie spieszy, gdyby nie to, że muszę odnaleźć moją
ukochaną siostrunię. Taka złotowłosa, zawsze się pakuje w kłopoty, a jej
ulubione miejsce to krzaki i zarośnięte pola. Ogólnie miód, cud i grzeczna
dziewczyna, czasami tylko przyniesie ze sobą pijawki, czy przyleci za nią
szarańcza. No i wiesz, ja bym tu bardzo chętnie została, pozachwycała się
chropowatością liany i ochoczo bym komplementowała to uciśnienie,
tak: ,,Ach! Jakie to jest mocne! Jak to mnie mocno
ściska! Ach!'', ale zagubiona siostra to priorytet.
Patrzyła na
niego, uśmiechając się szeroko i przekrzywiając głowę. Wyglądał jakby na chwile
odleciał z tego świata, czy stał się jednym z otaczających ich głazów. Zaczęła
kontemplować nad innym planem, miała mało czasu.
Spotkał wielu
ludzi na swojej drodze. Wielu próbował zabić, wielu zastraszał, wielu więził.
Większość dziwił i zaskakiwał, przerażał. Nikt do tej pory jednak nie zadziwił
go do tego stopnia. Zastanawiał się tylko, czy to czyste schorzenie na tle
psychicznym i trafił na swego rodzaju upośledzoną osobę, czy po prostu jeszcze
mało wie o ludziach.
- To jak? Puścisz
mnie?
- Kim jest Twoja
siostra?
- Ej, ej, to też
człowiek. Zadziwiasz mnie, cielesny człowieku - duchowo zwierzu. Skąd takie
zainteresowanie nasz... moim gatunkiem? - Gdy zmrużył brwi, westchnęła. -
Dobrze, dobrze. Jej imię to Hitomi.
Gdy jego brew
uniosła się ku górze, przekrzywiła głowę w geście zainteresowania. Skierował
wzrok znów na nią i podszedł, wzdychając.
- Zachowujesz się
jak pies. Przestań przekrzywiać ten łeb.
Dotknął jej
czaszki i siłą wyprostował. Dotknął dłońmi więzów, które po chwili zaczęły się
powoli rozluźniać, by po dłuższym czasie całkowicie ją uwolnić. Zaczęła
strzepywać ziemię ze swojego ubrania, które i tak wyglądało jak jedna wielka
szmatka, wyciągnięta z błotnej kąpieli. Zanim wstała, zatrzymał ją gestem ręki.
- Powiedziałaś
Hitomi, tak?
- Tak. Znasz moją
siostrę?
- Niezupełnie.
Skoro Twoja siostra to Hitomi, to Ty zapewne jesteś Byakko.
- No jakoś tak się
złożyło. Czekaj, skąd znasz moje imię?
Obdarzył ją
spojrzeniem pełnym znudzenia. Prychnęła.
- Wiesz, ludzie
się dziwią gdy znikąd znasz ich imię.
- Zapomniałem.
Powiedzmy, że jestem magiczną wróżką. Chodź. - Złapał ją za ramię i mocno
pociągnął ze sobą do góry, prawie ją przewracając.
Chuchnęła na
pasmo włosów, które zakryły jej twarz i spojrzała na niego zdenerwowana.
Wyrwała szybko z objęcia swoje ramię i stanęła przed nim.
- Jesteś tak samo
zmienny, jak człowiek. Wyglądasz jak człowiek. Jesteś ciekawy jak człowiek.
Więc tak naprawdę jesteś mną, nami. Nie wyprzesz się swojego gatunku, nie
ukryjesz tego. - Westchnęła. - Z resztą nieważne. Żegnam.
Odwróciła się na
pięcie i gdy miała postawić krok w stronę leśnej ścieżki, pociągnął ją za
nadgarstek. Zanim zdążyła ruszyć ręką i go uderzyć, już miała na nadgarstku
kajdanki.
- Co to jest? -
Podniosła zabezpieczenie do góry, prawie go uderzając w nos. - Co. To. Jest.
- Kara dla pieska.
Zagryzła wargę i
próbowała go chwycić za głowę, aby zaraz potem schylić ją i uderzyć w nią
pełnią siły kolanem. Jak się można spodziewać, uniknął tego i ruszył na przód,
pociągając jej ciało za sobą. Był całkowicie niewzruszony.
- Hej! Mówię do
Ciebie! Jakiego pieska? Ja jestem człowiekiem, nie miej omamów i nie zamieniaj
mnie w psa, halo. Jestem kobietą, więc...
- Chyba się
zagalopowałaś. - W mgnieniu oka zjawił się przed nią, dotykając swoją gołą
klatką piersiową jej brudnej sukienki. Pociągnął ją za kajdanki do góry, tak że
całkowicie wpadła na jego ciało, a jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko
jego pełnego gniewu spojrzenia. Połknęła powietrze. - Kobieta? W jakim
aspekcie? W którym punkcie?
Wyciągnął rękę w
jej stronę i przejechał palcem po gorącej i mokrej od potu szyi dziewczyny.
Wykrzywił twarz w szyderczym uśmieszku, zniżając palec.
- Kobiety nie
zachowują się jak gówniary. Jak zwykłe chłopki. Kobiety są dumne, a to co Ty
przedstawiasz, to zwykła głupota. - Przysunął swoje usta do jej ucha i
szepcząc, zauważył jak drży. Niski ton głosu i gorący oddech potęgował reakcje
jej ciała. - Jesteś jeszcze młodziutka, co Ty możesz wiedzieć o byciu kobietą.
Nawet nie starasz się ukryć swojego podniecenia.
Na koniec, gdy
prawie dotknął ustami jej ucha, uśmiechnął się. Powrócił do swojej poprzedniej
pozycji i nie czekając na jej odzew, ruszył do przodu. Gdy po minucie, nie czuł
żadnego oporu, postanowił się odwrócić. Co jak co, ale oczekiwał jakiejś
większej reakcji.
Huk.
Leżał plecami na
ziemi, całkowicie zdziwiony tym co się stało. Nie przewidział tego. Siedziała
na nim okrakiem i opierała ręce na jego klatce piersiowej, nachylając się nad
nim. Przesunęła się bardziej do przodu, poruszając przy tym biodrami. Była w
sukience. On miał lekki materiał. Niestety był mężczyzną i to wrażliwym na
jakikolwiek dotyk. Miał zamiar obrócić ich pozycje, lecz gdy spojrzał w jej
oczy, zamarł.
Barwą
przypominały wzburzone morze, które go często przerażało. Wyczuwał niesamowitą
energię, która zapewne nie była przyjazna. Kierowana w jego stronę,
przyspieszała bicie jego serca, na co zareagował natychmiastowym, ironicznym
uśmieszkiem. Dziecko potrafiło jednak czymś zaskoczyć.
- Może i nie
jestem kobietą, ale pomyliłeś się co do mojej dumy. - Nachyliła się na tyle
blisko, że otoczyła jego głowę swoimi długimi włosami, łaskocząc go co chwile w
policzki. Poczuł jak zjeżdża ręką po jego nagim brzuchu, doprowadzając go do
szału zimnem swoich palców. Zacisnął zęby i dokładnie obserwował jej mimikę.
- Chyba mam tutaj
do czynienia z najgorszym schorzeniem; dorosły mężczyzna reaguje całym swoim
ciałem na dziecko. Czyżbym miała do czynienia z szatanem? Może ze zwykłym
upośledzonym na tle seksualnym? Kogo normalnego pociągają dzieci?
Trwało to krótką
chwilę. Gdy odczepiała kajdanki, patrzyła na niego z dziką satysfakcją w
oczach. Rzuciła na jego brzuch kawałek metalu i kluczyki, które zgrabnie wyjęła
mu z pasa, gdy on się niczego nie domyślał.
Nic więcej nie
mówiąc, rzuciła się biegiem w stronę jeziora. Odwracała się kilka razy, ale nie
ścigał jej. Westchnęła. Czemu była zawiedziona? Cóż. Porzuciła szybko te myśli.
Straciła zbyt dużo czasu, teraz może być jej trudniej odnaleźć Hitomi.
- Hitomi!
Biegła ile sił w
nogach, ale po kolejnych piętnastu minutach płuca jej wysiadły. Oparła się o
większy głaz i dotknęła za brzuch, próbując uspokoić oddech. Na szczęście była
już przy jeziorze, które miała sprawdzić. To miejsce było jej pierwszą myślą,
gdyż zazwyczaj tutaj ją znajdowała.
- Hitomi, gdzie
jesteś?
Zmierzała powoli
w kierunku wody, raz po raz badając dokładnie teren. Nie widziała nikogo, nawet
zwierząt. Spojrzała na taflę wody i zdziwiona zauważyła, iż jest lekko
wzburzona. Nachyliła się bardziej, a gdy jej wzrok się wyostrzył, zauważyła
pewien cień na dnie morza.
Zanim zdążyła
wskoczyć pełna przerażenia do wody, ktoś złapał ją z tyłu za ramię.
- Co... Enenra!
Ona tam jest! Ona jest na dnie! - krzyczała do niego, pełna szaleńczej aury.
Wyrywała się co chwile, ale on coraz bardziej zaciskał dłonie na jej ramionach.
- Puść mnie do cholery! To moja siostra!
Unikał jej
każdego ataku wymierzonego w jego stronę. Gdy całkowicie ją unieruchomił,
przyciągnął do siebie i zaczął mówić na spokojnie:
- Ona teraz
przeżywa spotkanie z Eternitią.
- Słucham?
- Eternitia.
Pamiętasz, mówiłem wam o niej. Wasze przeznaczenie. Pamiętasz również, jak
mówiłem wam o pewnym spotkaniu z wyrocznią i drogą, którą musicie przejść. Ona
przeżyje...a przynajmniej w to wierzę.Ty też musisz.
- Jak to
wierzysz?! Czemu tak beztrosko stoisz, gdy ona może zaraz zginąć?!
- Ponieważ w nią
wierzę.
W momencie gdy o
tym mówił, woda zaczęła się pienić i nagle wystrzeliła ku górze. Odskoczyli
oboje i upadli na ziemię. Skierowała wzrok na swoje dłonie, która trzęsły się
razem z ziemią.
- Co się dzieje?
- Prawdopodobnie
walczy teraz o swoje życie. Co może się wiązać z punktem kulminacyjnym
przemiany.
Nie
odpowiedziała. Obserwowała dokładnie całe zjawisko. Pełna przerażenia i troski
o swoją siostrę, podniosła się z trzęsącej się ziemi i biegła wprost w stronę
jeziora. Nim dotknęła wody, niesamowita siła powietrza odrzuciła ją do tyłu,
tak, że uderzyła o drzewo. Poczuła jak złamała żebro i krzyknęła wgłąb lasu.
- Byakko! Mówiłem,
żebyś nie podchodziła! Nikt nie może tego teraz przerwać, tylko ona sama.
Dotknął ostrożnie
jej ciała i otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył krew na jej ciele. Chwilę potem
się opanował i zaczął opatrywać jej rany, urywając część swojego ubrania.
- Potrzebny nam
Arthyen. Nie jestem dobry w opatrywaniu aż tak poważnych ran.
- N-nie ważne,
naprawdę nic nie możemy zrobić? - Syknęła.
- Nic. Możemy
tylko mieć nadzieję.
Westchnęła. Ich
całe życie opierało się na nadziei, szczególnie na nadziei w nie same. Bądź co
bądź, wiara w ich siostrzaną więź nigdy jeszcze nie zawiodła i wiedziała, że
nie zawiedzie. Zacisnęła mocno dłoń na ranie i zmrużyła oczy.
- Da radę. Zawsze
daje.
Enenra spojrzał
na nią z ukosa i uniósł lekko kąciki ust, jakoby w uśmiechu.
Woda wciąż nie
opadała, trzęsienie się wzmocniło. Przerażające odgłosy kruków zaczęły się
przybliżać.
- Za niedługo
wzejdzie słońce - stwierdziła, obracając się w jego stronę. Z każdą chwilą
robiło się jej coraz słabiej, ale determinacja nie pozwalała jej zemdleć.
- Wiem. Dziwi mnie
to również.
- Szybko to
nastąpiło.
Gdy usłyszeli nieobcy
im głos, odwrócili się w tym samym momencie w jego kierunku.
Otworzyła szeroko
buzię, aby zaraz później syknąć z bólu.
- Arthyen, chyba
nasza braterska więź jeszcze nie zardzewiała. Myślałem o Tobie, mamy mały
problem.
- Widzę. -
Uśmiechnął się, z pełnym sarkazmu wykrzywieniem.
- Czekaj, czekaj.
Enenra. Braterska więź? Jak to? Nie mów, że jesteście braćmi!
- Tak - rzekli
oboje, patrząc w jej stronę.
Westchnęła i
oparła się o drzewo. Tego było za wiele. Znów zwróciła swoje spojrzenie na
wodę, która wydawała się płonąć.
Zatrzymywała się
co jakiś czas, by rozmasować nogi. Wydawało się jej, że płynęła bardzo długo,
nie zdziwiłaby się gdyby kilka godzin. Tunel nie kończył się, mogłoby się
wydawać, że nawet się nie zmieniał. Jakoby ciągle przemierzała ten sam odcinek.
Wciąż jednak widziała jego koniec, jasną poświatę, która emanowała nieznaną jej
dotąd energią. Poczuciem dobra, ciepła oraz bezpieczeństwa. Było to podobne
uczucie do tego, gdy towarzyszyła jej siostra. Nieważne w jakiej znajdowały się
sytuacji; gdy były razem, czuła jakoby przykrywał ją jedwabny płaszcz ochrony.
Gdy o tym
pomyślała, podłoże zaczęło drżeć. Podniosła szybko wzrok i zmarszczyła brwi.
Musiała jak najszybciej dostać się do wyjścia, chociaż wydawało się jej wciąż
bardzo odległe. Zaczęła płynąć szybciej, dziękując Bogu, iż otrzymała możliwość
oddychania pod wodą. Chwilę później, gdy chciała zaczerpnąć powietrza, poczuła
iż zaczyna się dławić wodą. Ostry niczym ostrze sztyletu ból pojawił się w
okolicach szyi. Odruchowo, dotknęła tego miejsca, by po chwili wyczuć, iż jej
nowo powstałe skrzela zaczęły znikać. Rozpoczęła się reakcja łańcuchowa;
począwszy od uczucia strachu, który wywołał adrenalinę, aż po automatyczne
zakrywanie ust i nosa, w geście chęci zatrzymania ostatnich pokładów tlenu. Co
miała zrobić? Nie przybliżyła się nawet o milimetr do wyjścia, a wejście,
którym wpłynęła, zdało się całkowicie zniknąć. Nie wyobrażała sobie śmierci w
morskim tunelu. Musiała przecież wykonać swoją misję. W dodatku, nie mogła
zostawić tak Byakko.
Przestała
wykonywać jakiekolwiek ruchy, przez które tylko traciła siłę i energie.
Rozglądnęła się, jakoby miało jej to pomóc w znalezieniu pomysłu, planu. Woda.
Przecież próbowała nad nią panować. Może nie całkowicie się jej udawało, ale
potrafiła w minimalnym stopniu ją kontrolować.
Czuła że zostało
jej coraz mniej powietrza, co wiązało się z szybką ulotnością czasu. Czas.
Ulotność. Jakby o tym nie myśleć, wszystko co ją otaczało wiązało się z
ulotnością. Skoro czas jest ulotny, to czemu ludzie są mu podlegli? Przecież
ludzie, a raczej ich fizyczna postać, nie jest stała. Jest również ulotna,
niczym czas. Ciało, fizyczność wiązało się z ograniczeniem naszej prawdziwości.
Dla innych zdawało się być klatką, dla drugich odpowiednim miejscem
schronienia. Dla Hitomi jej ciało było zdecydowanie więzieniem, od dziecka.
Dlaczego nie wpadła na to wcześniej?
No tak. Przecież
potrzebowała zapalnika, jak zawsze.
Ciało nie było
jej do niczego potrzebne. Zdawało się być uciążliwą skorupą, z której
potrzebowała się uwolnić. Przynajmniej na tę chwilę. Jeżeli woda wybrała ją, a
ona wybrała wodę, to czemu nie miałaby się stać z nią jednością?
Odsunęła dłonie
od ust i nosa. Wyprężyła swoje ciało i rozłożyła swoje ręce i nogi na znak
krzyża, powoli zamykając oczy. Nie musiała widzieć wody, chciała tylko ją czuć.
Po chwili, nie namyślając się długo, otworzyła usta i pozwoliła by woda
wypełniła całe jej ciało. Wiedziała, że czasem wszystko trzeba postawić na
szali. Nawet życie w walce o życie.
Poczuła...
wolność. Po raz pierwszy w życiu spotkała się z takim uczuciem. Uczuciem? Nie
do końca była pewna czy było to odpowiednie określenie, ponieważ wkrótce się
przekonała, iż nie miała czym odczuwać. Widziała wszystko wokół, w
nienaturalnym dla ludzkiego oka przybliżeniu. Mogła osiąść na strukturze
każdego zwierzęcia, rośliny, skały. Co więcej, potrafiła stać się jednością z
czymkolwiek chciała. Uczucie wolności wiązało się z tworzeniem i składaniem się
na życie innych. Zdała sobie sprawę, że należy, ale i tworzy morski świat.
Stała się jednością z wodą, która była wszystkim.
Gdyby miała
jeszcze części twarzy, zapewne roześmiałaby się, a jej oczy przepełniałoby
szczęście.
Skoro stała się
wodą, dotarła do końca tunelu w pół sekundy. Wyjście z tunelu prowadziło do
otwartej morskiej przestrzeni, pełnej barw rafy koralowej, ławic ryb, białego
niczym śnieg piasku, pływających stad delfinów oraz orek. Z zewnątrz dochodziło
jasne, poranne światło, oświetlające pozostałości po dawnych rzeźbach oraz
kolumnach. Nie odczuła zdziwienia. W zamian za to poczuła nienaturalną bliskość
z tym miejscem, jakoby był to jej prawdziwy dom.
- Hitomi.
Prąd wody
przyspieszył, co wiązało się z automatycznym zmienieniem jej kątu widzenia.
Na tle morskich
głębin ujrzała wyłaniającą się z otchłani płaszczkę, które płynęła wprost w jej
kierunku, z dziwnie jaskrawymi ślepiami.
- Potrafię
przybrać każdą formę, potrafię zapanować nad każdym organizmem.
Po chwili
płaszczka ustała, zawróciła i skierowała się w stronę innych ławic ryb.
- Nawet tymi
najbardziej nieujarzmionymi.
Gdy usłyszała
ostatnie słowa, przez jej wodną postać przepłynął rekin, obracając się na samym
końcu w jej stronę. Posiadał taki sam nieodgadniony błysk oczu co płaszczka.
- Tymi, które z
zewnątrz wydają się być spokojne i niezagrażające. – Jeden z glonów począł
rosnąć ku górze. – Ale mogą stać się najgorszymi przeciwnikami.
W momencie
przypomniała sobie, jak ostatnio z ledwością uratowała się spod takowych
,,spokojnych’’ sideł.
- Mogę także nie
przyjąć żadnej fizycznej postaci. Często jest to jednak potrzebne w kontaktach
z ludzkimi istotami. Spokojnie, słyszę Twoje myśli jako słowa. Odpowiadaj bądź
pytaj, jeżeli masz taką ochotę.
Hitomi była pewna
tego co ją otaczało oraz tego, czym się stała, ale jak na nią przystało,
paradoksalnie nie mogła uwierzyć w wypowiadane słowa. Musiała jednak zaspokoić
swoją ciekawość.
- Cóż, mogłam się
spodziewać, że pierwsze pytanie będzie dotyczyło mojej osoby. A raczej
bytności. Wy, ludzie, nazywacie mnie Eternitią, swego rodzaju wyrocznią.
Gdyby miała brwi,
zapewne podniosłaby je ku górze.
- Spotkałaś się ze
mną dosyć wcześnie, jak na osobę, która dopiero dowiedziała się o swoim
przeznaczeniu. Niektórzy spotykają się ze mną na krótko przed śmiercią. W
pewien sposób, można tutaj mówić o swoistej wyjątkowości. Szczególnie, jeżeli
wyzbyłaś się swojej fizycznej postaci. Którą będę Ci musiała zwrócić.
Wszystkie
zwierzęta oraz rośliny uspokoiły się, żadne z nich nie przybrało
charakterystycznej złocistej, błyszczącej barwy oczu bądź struktury (w
przypadku roślin), która informowała o obecności Eternitii w danej istocie.
Hitomi słyszała już tylko jej głos.
- Pytasz dlaczego.
Twoje fizyczne ciało jest Ci potrzebne do wykonania poszczególnych misji, od
narodzin jesteś przeznaczona wyższym celom niżeli prowadzeniu gospodarstwa. Nie
ubliżając gospodarzom i rolnikom, gdyż wszyscy są do czegoś potrzebni i w
różnych aspektach ważni. W drodze ku poznaniu swojego przeznaczenia,
koniecznością jest przetrwanie oraz uwolnienie się od naszych lęków i
ograniczeń. Pierwszą próbą było wystawienie Cię na siłę czasu. Sprawdzenie
granic Twojej cierpliwości.
Przypomniała
sobie swoją niekończącą się wędrówkę, po czym usłyszała kobiecy pomruk.
- Tak. Tunel.
Drugą próbą nazywam walką o tożsamość. Ludzkie istoty postrzegają siebie jako
cielesny twór z włożoną do środka energią. Akceptują jedyny sposób
funkcjonowania; połączenie ciała z napędzającą go energią. Jako że głównym
punktem odniesienia jest dla nich ich ludzka skorupa, stawiają sobie za
niemożliwe odłączenie tych dwóch pierwiastków od siebie. Raz usłyszałam od
jednego z przybyłych, że przecież ciało nie może funkcjonować samo, coś musi je
napędzać. Jeżeli umarłby, to równałoby się to z całkowitym zniknięciem jego
osoby. Cóż, może i ciało nie będzie w stanie funkcjonować, ale dlaczego żadna z
ludzkich istot nie skupia uwagi na wewnętrznej sile swojej energii? Nie
potrzebujecie żeby coś napędzało waszą duszę, ponieważ jest ona nieskończonym
źródłem waszego ,,Ja’’.
Hitomi zaczęła
odczuwać dziwne mrowienie... tak, mrowienie. Jej stopy zaczęły się
materializować, podobnie jak reszta ciała. Tkanka po tkance, komórka po
komórce. Przy przywracaniu górnych partii ciała zaczęła czuć nieprzyjemne
ukłucia, po których ból utrzymywał się jeszcze przez jakiś czas po całkowitej
przemianie.
- Będziesz musiała
wytrwać. Wiem. Kiedy poznałaś prawdziwą wolność odejścia od ciała, czujesz się
teraz dwa razy gorzej. Jakkolwiek byś się jednak nie czuła, musisz to
przetrwać, by znaleźć swój cel.
- Znaleźć? –
Mruknęła i uniosła brwi ku górze. Na początku odchyliła się do tyłu i złapała
za swoją twarz. Wprawienie w ruch brwi było takim dziwnym uczuciem. Mimo że
robiła tak przez większość swojego życia, teraz zdawało się to jej tak obce. Wręcz
niewygodne. – Czy moje przybycie do Ciebie nie wiązała się raczej z tym, żebyś
mi przekazała ten cel?
Usłyszała cichy
szmer, zapewne będący śmiechem wyroczni.
- Podam Ci
informacje na temat Twojej drogi, Twoich mocy i zdolności, ale ostateczny cel
będziesz musiała znaleźć sama. A raczej go wykonać. Nawet ja nie jestem w
stanie tego dokładnie nakreślić.
- Enenra mówił mi
co innego.
- Enenra mówi
różne rzeczy.
Westchnęła, po
czym westchnęła. Gdy złapała za kark w celu rozmasowywania go, poczuła znów
skrzela.
- Może inaczej.
Czy podczas tej ,,drogi’’, o której mówisz, będę w stanie znaleźć mój cel?
- Co więcej,
będziesz go mogła wypełnić.
Skrzyżowała ręce
na piersiach, poruszając powoli nogami dla równowagi.
- Nie jesteś w
stanie mi powiedzieć jaki jest cel mojego życia, ale jesteś pewna kiedy to
nastąpi.
- Mogę określić
czas oraz ludzi, którzy będą z Tobą w tamtym momencie. Ponieważ jest to
energia, jestem w stanie to wyczuć.
Hitomi spojrzała
na płynącą w jej kierunku ławicę małych rybek, których oczu świeciły się znanym
już jej blaskiem.
- Skoro nic więcej
nie możesz mi powiedzieć na temat mojego przeznaczenia bądź celu, wyjaśnij mi
jaką drogą mam się kierować oraz wytłumacz mi wszystko na temat moich mocy.
Przez chwilę
ławica ryb okrążała ją i co parę sekund muskała jej nagie części ciała. Długo
czekała na odpowiedź, dlatego zaczęła się niecierpliwić. Jednakże uczuciu
zniecierpliwienia towarzyszyło zdziwienie. Eternitita do tego czasu odpowiadała
jej bardzo szybko, w dodatku rozbudowanymi zdaniami. Zanim zadała kolejne
pytanie, woda zaczęła mętnieć, światło zanikało, a wszystkie morskie zwierzęta
ruszyły w poszukiwaniu kryjówek.
- Wyrocznio?
- Jak mówiłam,
abyś mogła poznać swoje przeznaczenie i drogę, którą masz się kierować, musisz
przejść następujące poziomy.
Kiwnęła głową.
- Przeszłaś dotąd
dwa etapy z trzech. Abym mogła pomóc Ci się zapoznać z zadaniami, które masz
wykonać oraz z Twoimi zdolnościami, musisz przejść trzeci etap.
- To znaczy?
Nastąpiła kolejna
długa cisza, prądy wodne przyspieszyły. Nagła gwałtowność wody zaczęły burzyć
jej równowagę.
- Musisz utracić
to, co jest dla Ciebie najważniejsze.
- Słucham? –
Próbowała skupić się na zimnym głosie Eterniti, ale napływ kolejnych prądów
zupełnie ją dezorientował.
- Każdy z ludzi
jako ostatni etap musi przeżyć najgorszy ból, bezpośrednio związany z psychiką.
Całkowity ból egzystencjalny potrafi oczyścić naszą duszę, tak aby była
odpowiednio przygotowana na nową drogę. Twoje najgorsze cierpienie jest związane
z odebraniem.
- Odebraniem?
Odebraniem czego?
- Będzie to Twój
ostatni etap. Mam nadzieję, że niedługo się znów spotkamy.
Zanim zdążyła
krzyknąć, ostry i metaliczny dźwięk rozproszył się po całej przestrzeni.
Złapała się za uszy i próbowała je jak najszczelniej zakryć. Krzyczała na cały
głos, roniąc z bólu łzy. Gdy poczuła iż za chwilę straci przytomność, widziała
zarys wyciągniętej ręki w stronę tafli wody. Wkrótce potem pojawiła się cała
sylwetka. Rozpoznałaby ją wszędzie. Nie musiała widzieć dokładnych rysów, by
jej serce mogło mocniej zabić.
Opadając na dno i
zamykając oczy, mogłaby przysiąść, iż metaliczny dźwięk począł zamieniać się w
usypiający ją głos wymawiający jej imię.
Zanim
poczuła kolejną dziecięcą pięść na swoim wychudzonym sześcioletnim ciele,
skuliła się w kłębek. Nagle usłyszała jakiś chrzęst, trzask i krzyk. Znane
głosy znęcających się nad nią każdego tygodnia dzieci, zaczęły zamieniać się w
przerażone wrzaski, które po chwili zupełnie znikły. W momencie gdy poczuła
nieznajome ciepło na swoim ramieniu, uderzyła szybko w rękę nieznajomego w
geście obronnym. Geście, który był już jej nawykiem.
W pierwszej chwili ujrzała wytrzeszczone,
szaro-błękitne ślepia. Przypatrywały się jej z tak wielką dozą uczuć, iż nie
potrafiła nawet ich rozpoznać. Być może również dlatego, iż nikt inny wcześniej
nie obdarzył jej takim spojrzeniem. Barwa tęczówek, która automatycznie
uspokajała ją i przenosiła w zupełnie inny świat. W jej świat. W świat, który
był jej domem. Spojrzenie naładowane brakiem negatywnych emocji, natychmiastowo
rozgrzewało całe jej ciało. Sucha i zimna ziemia stawała się bezpiecznym
legowiskiem. Cały ból spowodowany obiciami i kilkoma ranami na jej dziecięcym
ciele zaczął odchodzić. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że nie jest samotna.
- Ummm.. Byakko. – Wyciągnęła w jej kierunku
małą dłoń i dotknęła jej brudnego policzka.
Na początku wzdrygnęła się i chciała się
odsunąć. Jednakże przyciągające spojrzenie dziewczynki, nie pozwoliło na
cokolwiek innego, niźli zaakceptowanie.
Po chwili niebieskooka pomogła jej się
podnieść z ziemi i usiąść po turecku. Nadal trzymając swoją dłoń na jej
policzku, złapała za jej rękę i przysunęła do swojej twarzy. Poczynając to
samo co ze swoją dłonią, przyłożyła rękę złotowłosej do swojego zaróżowionego
policzka. Uśmiechnęła się.
W tym momencie
postanowiła, iż nie pozwoli na jej odebranie. Nikomu.
-
Boże... dzieci... kto was porzucił?
Podszedł do nich mężczyzna i próbował ich
dotknąć. Pierwsza, o złotawej barwie włosów, odsunęła się i warknęła. Niczym
zwierze. Trzymała kurczowo za nadgarstek drugą, która w przeciwieństwie do
niej, patrzyła na mężczyznę wielkimi, zaciekawionymi oczami. Ruszyła w jego
stronę, na początku zatrzymana przez towarzyszkę. Uśmiechnęła się i złapała ją
za dłoń, splatając z nią dłonie. Podeszły razem kilka kroków i usiadły naprzeciwko
niego, wpatrując się wprost w jego oczy.
Weszły do drewnianego domku, który od wejścia
promieniował ciepłem i bezpieczeństwem. W kominku palił się ogień, a obok niego
leżało niewykorzystane drewno. Na stole leżały pęki ziół i upolowane zające. Na
sam ich widok zaburczało im w brzuchu. Brązowooka w pierwszej chwili pomyślała
o smutnym końcu życia leśnych zwierząt. Wiedziała jednak, że ludzie by przeżyć
potrzebowali strawy.
Długo wpatrywały się w płonący ogień. Zanim
dotarło do nich, iż minęło przynajmniej pół godziny, starszy mężczyzna podszedł
w ich kierunku i dotknął dwóch głów. Złotowłosa strąciła szybko jego rękę i
warknęła. Po chwili dziewczynka, zwana Byakko, złapała ją za ramię,
przyciągając do siebie. Skierowała na nią wzrok.
- Saberi.. Saberi..
Nie rozumiała co mówiła, ale cokolwiek co
wypowiadała, było jak rozlewająca się po jej ciele ciepła woda.
Gdy uspokoiła się i pozwoliła na dotknięcie
mężczyzny, przekonała się, iż nie miała się czego bać. Po chwili starzec
dotknął medalionu zawieszonego na jej szyi i przysunął bliżej swoich oczu.
- Hi...tomi. Hitomi. To Twoje imię?
Każde ich słowo wydawało się jej zupełnie
obce, mimo iż słyszała podobne w innych wioskach. Jednak jedno z
wypowiedzianych słów znacznie do niej przemówiło. Zacisnęła usta i mruknęła.
- Tak? Hitomi?
Nie kiwnęła głową. Tylko jej oczy mogły
podpowiadać mężczyźnie, iż miał rację.
- Cóż... Witajcie w domu.
- Hej, Boże. Hej!
Dosyć! – Złapała mocno za rękę siostry i pociągnęła ją do tyłu tak, że opadła
na jej zabrudzony fartuch. – Co tu się znowu dzieje?
- To dzikie zwierze
mnie zaatakowało! – Jeden z synów tutejszych mieszkańców krzyknął, plując krwią
na ziemię i próbując się podnieść. – Kto ją pozwolił wypuścić na zewnątrz?!
Byakko ściskała dłoń na barku Hitomi.
Złotowłosa zaczęła marszczyć brwi.
- A..amm.. Byakko,
siostrzyczko... to trochę boli.
Nagle ocknęła się i spojrzała na dół, na
wzrok swojej siostry. Uklękła przy niej i dotknęła jej twarzy opuszkami palców.
Chwyciła fartuch i przyłożyła do jej policzka, próbując wytrzeć brud, który
mógł dostać się do otwartych ran.
- Mówiłam Ci, żebyś się nie biła. To nie jest
rozwiązaniem.
- Może i nie jest, ale przynajmniej za każdym
razem wygrywam.
Spojrzała na nią unosząc jedną brew ku górze,
po czym wzdychając, pacnęła ją ręką po głowie. Gdy w oddali znów usłyszała
pojękiwania przeciwnika Hitomi, oparła dłonie na kolanach i wstała. Kierując
się w jego stronę, zmrużyła oczy i zacisnęła ręce. Wszyscy obserwatorzy
wcześniejszego wydarzenia zaczęli cicho komentować kolejne poczynania.
- Słuchaj, Alfre, tak? Jesteś synem Pana
Gosbo?
Nazwany Alfrem chłopak, uniósł wysoko głowę i
wydął wargi.
- Cóż się dziwić, iż znasz moje imię i imię
mojego ojca, którego dziadkiem był główny założyciel tej wioski.
Pociągnęła go za obdartą koszulę i przysunęła
bliżej swojej twarzy.
- Nie obchodzi mnie Twój ojciec, czy Twój
dziadek. Oni nic nie zawinili. Akuratnie to Ty biłeś się z moją siostrą.
- A co miałem zrobić! Wypuściła nasze zające
na sprzedaż!
Otworzyła szerzej oczy, po czym wzdychając,
obróciła się w stronę siostry. Ta udawała że jej nie widzi i zaczęła strzepywać
kurz ze swoich ubrań, gwiżdżąc przy tym. Pokiwała tylko głową i wróciła
wzrokiem do chłopaka.
- Po pierwsze, przepraszam za moją siostrę.
Postaramy się oddać tyle sztuk, ile zdołało uciec. Po drugie jednak, cała
sytuacja nie upoważnia Cię do bicia się z moją siostrą. Za takie przewinienia
możesz zostać ukarany.
- Ha! Niby czym.
Byakko uśmiechnęła się do niego tajemniczo.
- Przez takie rzeczy można dostać śmiertelnej
wysypki. Takie wysypki sprawiają, iż przez niekończące się uczucie swędzenia,
będziesz rozdrapywał całe swoje ciało.
Źrenice chłopaka powiększyły się, a na ciele
wystąpiły ciarki. Po szyi zaczął spływać pot. Pamiętał jak inne dzieci nazywały
je wiedźmami od starca Thare. Tego szaleńca. Pomimo strachu, próbował ukryć
jakiekolwiek emocje.
- Tak jakbym miał Ci uwierzyć.
- Cóż... – Zniżyła wzrok i dotknęła jego szyi.
– Nie musisz mi wierzyć. Po prostu wiedz, że jedyną pomocą okaże się wtedy cały
wór specjalnej mieszanki ziół mojego ojca.
- Nigdy nie przekroczę progu waszej chaty!
Zaśmiała się i odepchnęła go na ziemię.
Wstała i popatrzyła na niego z wyższością.
- Więc giń.
Złapała za rękę siostry i ruszyła wraz z nią
w stronę domu.
- Co Ty mu tam nagadałaś, że się niczym
jesienna trawa zrobił?
- Że przez to co zrobił umrze od wysypki.
Hitomi popatrzyła na nią podejrzliwie i
zatrzymała w połowie drogi do chaty.
- Jak to?
- No przecież jesteśmy wiedźmami. – Uśmiechnęła
się do niej łobuzersko, po czym wybuchła gromkim śmiechem. – Jeżeli złączysz
liście pokrzywy z letnimi zbiorami kozieradki i potrzesz taką mieszaniną nawet
o mały fragment skóry to skutkuje to natychmiastową wysypką na całym ciele.
Jedynie specyfiki naszego staruszka mogą mu w tym pomóc. Prawie nie skłamałam,
lekko postraszyłam.
Byakko ruszyła dumna do przodu, machając
fartuchem w przód i w tył. Hitomi stała przez chwilę w bezruchu, po czym
prychając ze zdumienia, uniosła kąciki ust w kształcie uśmiechu. Podbiegła
szybko do niej i złapała ją za szyję.
- Wiesz co, wcale nie polepszasz naszej
sytuacji.
Szły w kierunku domu, trzymając się za ręce,
w ciszy, z najszczerszymi jakie ta wioska widziała uśmiechami.
Wpłynęły pod wodę i otworzyły oczy,
uśmiechając się pod wodą. Dotknęły się dłońmi i zaczęły poruszać nimi w
jednakowym tempie. Odpłynęły od siebie, by zaraz potem do siebie wrócić i
opływać nawzajem swoje sylwetki. Po dłuższej chwili wypłynęły i oparły się na
ciepłych od gorących źródeł skałach.
- Byakko.
- Tak?
- Pamiętasz to, gdy próbowałaś mnie uspokoić
kiedy byłyśmy małymi dziećmi i wciąż powtarzałaś słowo ,,Saberi’’?
Zanim odpowiedziała na pytanie siostry,
zatrzymała wzrok w otchłani lasu. Przysłuchiwała się odgłosom nocnych ptaków.
- Tak, pamiętam. ,,Saberi’’ jak pewnie się
domyśliłaś, oznacza ,,Spokojnie’’ czy ,,Uspokój się’’. Jedynie te dwa słowa
pozostawiła po sobie moja matka. Saberi i moje imię, Byakko.
Hitomi wpatrywała się przez chwilę w
wyostrzone w tym momencie rysy siostry. Nie wydawała się smutna czy
rozgoryczona. Wyglądała na taką, która się zatrzymała w czasie. Nie. Inaczej.
Na taką, która ten czas zatrzymała.
- Pamiętam tylko tyle, że zanim na Ciebie
natrafiłam, to całą wioskę zniszczyły zwierzęta. To był prawdziwy mord. One
pożerały ludzi. Na moich oczach. Na oczach dziecka. Matka wzięła mnie w ramiona
i opuściłyśmy dom. W pewnym momencie ktoś pomylił moją mamę ze zwierzęciem i
wycelował w nią strzałę. Przebił jej serce. Zakryła mnie ciałem. Gdy powoli
umierała, przez cały czas powtarzała moje imię i właśnie ,,Saberi’’. Pamiętam,
że zanim uwolniłam się spod ciała matki i postanowiłam ją opuścić, podeszła do
mnie sarna. Wiesz, byłam małym dzieckiem. Nie zdawałam sobie sprawy, że takie
zwierze może mnie zabić, mimo iż widziałam wcześniejszy mord. Dotknęłam jej
pyska... a ona przybliżyła się do mojej twarzy i trąciła mnie nosem. Później
nie pamiętam co się działo.
Siedziały w ciszy, poruszając nogami w
wodzie.
- A Ty? Cokolwiek pamiętasz?
- Chodzi Ci o medalion? – Dotknęła wisiorka i
przyłożyła go sobie do ust.
- Nie. Nic nie pamiętam. Czuję jednak, że
dostałam go od kogoś ważnego.
Byakko uśmiechnęła się i przytaknęła głową.
Hitomi zaczęła nad czymś rozmyślać i złapała za nadgarstek siostrę, zmuszając
ją, żeby na nią spojrzała.
- A gdybyśmy wymyśliły własne słowa? Na
przykład, ,,Saberi’’ zamieniły w... no nie wiem... ,,Aber’’? Żeby kojarzyło się
to z nami i żebyśmy rozumiały to tylko my.
Niebieskooka na początku spojrzała na nią
zdziwiona, próbując połączyć dokładnie wątki. Własny słownik. To było takie...
ich.
- A więc ,,Aber’’ jako pierwsze nasze słowo.
Leżały na deskach
przy kominku i przypatrywały się iskrom ognia. Byakko trzymała na brzuchu
Hitomi rękę i opierała swój podbródek na jej ramieniu. Jedyne czego
potrzebowały to ich bliskość. Nie potrzebowały nic więcej. Nie używały nawet
słów. Chłonęły wzajemnie swoje energie. W pewnym momencie obie na siebie
spojrzały i uśmiechnęły się. Nie musiały nic mówić.
Syknęła z bólu i
złapała się za rozcięcie na ręce, próbując zatamować ranę.
- Niech płynie.
- Zaraz tato przyjdzie.
Spojrzała na jedenastoletnią twarz Hitomi i
uśmiechnęła się, próbując ukryć uczucie bólu.
- To teraz ja. – Hitomi przecięła wewnętrzną
stronę swojej dłoni i zagryzła wargę. Popatrzyła spod ukosa na swoją siostrę i
zaśmiała się przez łzy. – Boli.
Usłyszały ciężkie kroki wychowującego ich
mężczyzny. Złapały się szybko rozciętymi dłońmi i spojrzały w swoje oczy,
jakoby próbując przedostać się na drugą stronę. Ścisnęły się jeszcze mocniej.
Strużki krwi popłynęły w dół ich rąk.
- Zawsze będziemy razem – powiedziała pewnie
siebie Hitomi.
- Zawsze damy sobie radę – zawtórowała jej
siostra, z pełnym przejęciem w oczach.
- I nie umrzemy, dopóki nie dokonamy swego.
- I nie umrzemy, dopóki nie dokonamy swego.
Czuła coraz
większy ból. Zwiększał się po każdym wspomnieniu związanym z Byakko. Kuliła
się, zaciskając palce na ramionach, jęcząc i krzycząc z bólu. Gdy zaczęły
nadchodzić kolejne wspomnienia, zauważyła iż postać Byakko jaką pamięta zaczyna
zanikać. W kolejnym wspomnieniu nie mogła usłyszeć jej głosu.
Twoje najgorsze cierpienie jest związane z
odebraniem
Otworzyła szeroko oczy i wypuściła całe zbierane w sobie
powietrze. Nie. Tylko nie to.
Byakko.
- Nie oddam Ci
jej! – krzyknęła w przestrzeń, lecz poczuła jeszcze gorszy ból w czaszce.
Syknęła i wbiła
paznokcie w skórę głowy.
- Nie... nie,
nie, nie! Nie oddam. Nie oddam Ci moich wspomnień. Nie oddam Ci Byakko,
słyszysz?!
Nie dostała
żadnej odpowiedzi. Dotarło do niej kolejne wspomnienie, z jakiejś wyprawy.
Jadła maliny z kosza. Śmiała się, mówiła o czymś. Była pełna energii. Gdy spojrzała
w tył, oczekując jakby reakcji ze strony drugiej osoby, nie znalazła nikogo.
Poczuła ostry ścisk w kręgosłupie i wygięła się do tyłu, czując jak łamie wszystkie
kręgi. Broniła się. Wspomnienie nie było jej, bo nie było tam... tam...
- Bya...Byakko...
Niemożliwe.
Czyżby zaczęła zapominać jej imię? Nie. Nie mogła jej zapomnieć. Zanim nadeszło
kolejne puste wspomnienie, zaczęła powtarzać w głowie jej imię.
Zobaczyła swoją
przeciętą dłoń i roześmiała się. Skierowała rękę w tył, chcąc kogoś złapać. Nie
było jednak kogo łapać. Wspomnienie odeszło, a nią wstrząsnęły kolejne
konwulsje. Czuła jak łamią się kolejne kości. Była przekonana, że ból na takim
poziomie jest spowodowany tym, iż nie chciała się poddać. Wiedziała, że gdyby
tylko pozwoliła odebrać sobie wspólne wspomnienia, ból szybko by minął. Nie
mogła jednak na to pozwolić.
Nagle poczuła
mrowienie wewnątrz prawej ręki. Jej znamię zaczęło znikać.
- Nie... nie!
Złapała zębami
skórę dłoni i rozgryzła ją, czyniąc podobne rozcięcie co wcześniej. Ponownie ją
wygięło, a jej całe ciało przeszedł śmiertelny krzyk. Brakowało jej sił i
energii. Czy miała tak skończyć? Jeżeli jej celem miała być śmierć za nieutracenie
wspomnień z Byakko, była gotowa przyjąć to z godnością. Chciała jednak jeszcze
raz ją zobaczyć. Dotknąć jej. Powiedzieć jak bardzo ją kocha.
- Czemu... –
Zaczęło do niej docierać kolejne wspomnienie. Znów czuła w nim pustkę. Zmusiła
ostatnie pokłady energii do wytworzenia obrazy Byakko. Jeżeli miał to być jej
ostatnie wspomnienie przed śmiercią, chciałaby żeby tam była. – Czemu mi to
robisz...
Postać
niebieskookiej zaczęła materializować się przed Hitomi. Byakko robiła jedzenie
i co chwilę upominała ją o podbieranie rodzynek. Karciła ją złowrogim
wspomnieniem, by zaraz potem sama nabrać garść suszonych winogron i połknąć je
za jednym razem. Gdy śmiały się razem, prawie płakały. Ze szczęścia. Z poczucia
bliskości. Z miłości.
Wydarła z siebie
najdłuższy krzyk w życiu i próbowała wrócić do prawidłowej postawy. Ocierając
kośćmi o inne, przegryzała wargę do krwi.
- Nie! Ty nie
rozumiesz. Jak możesz chcieć bym normalnie funkcjonowała... gdy moja energia
jest jej energią! Ona... to ja. Ja to ona. – Cedząc przez zęby, doprowadzała
własną siłą do odtwarzania starych wspomnień. Każdy odjęty fragment z jej
siostrą zaczął powoli powracać. – Więc
wytłumacz mi do jasnej cholery, jak mam funkcjonować sobą bez siebie?!
W jednej chwili
całą wodną przestrzeń wypełniło jasne światło, odbierając jej cały ból.
Zamykając oczy
ze zmęczenia ciągłą walką, w głowie słyszała tylko szeptanie Byakko:
- Aber... Aber...
Otworzyła oczy i
pierwsze co ujrzała to wielkie ślepia rekina. Krzyknęła i zjechała z głazu, na
którym najprawdopodobniej leżała.
- W końcu się
obudziłaś.
Odwróciła głowę w
stronę znajomego jej głosu i zmrużyła brwi.
- Przeszłaś trzeci etap, a teraz pozwól, iż
opowiem Ci o Twoich zdolnościach.
Koniec XD Może by
tak następny rozdzialik w ten weekend?
Jeżeli są jakieś błędy, to bardzo przepraszam. Skończyłam to dopiero przed chwilą.
Dawno mnie tu nie było.
Cóż, dziękuję :)
całkiem udany rozdział
OdpowiedzUsuń