sobota, 12 grudnia 2015

Eiendo II rozdział piąty

  Szedł wyznaczoną ścieżką, nad którą kłaniały się kolorowe wierzby. Spojrzał na nie w górę i na spadające liście. Cały urok ogrodu, w którym zazwyczaj przesiadywał Suzaku, zawdzięczali Arthyenowi; gdy jeszcze mieszkali tutaj razem, wraz z rodzicami. Jego najstarszy brat nie posiadał się z radości, gdy poznał nowe techniki odnośnie przyrody. To on miał przejąć ,,serce'' tej wyspy. Krótko po tym, gdy jego najmłodszy brat uznał, że w głównej siedzibie nie ma miejsca na ich trójkę, znaleźli sobie własne miejsca. Enenra nie mógł się przyzwyczaić na początku do nowej lokacji. Utracił na ponad trzy lata kontakt ze swoim najukochańszym bratem (I nie - nie mówimy tutaj o Suzaku), który później udało mu się odbudować. Zrobili to, gdy mieli zapewnioną siedzibę i poukładane życie. Nie wchodzili w drogę najmłodszemu. Gdy jednak zauważyli, że wyspa traci na swoich największych bogactwach, a Suzaku zaczyna siać zamęt i spustoszenie, parę razy organizowali pewnego rodzaju sabotaże.
  Rozluźnił kark i gdy usłyszał, jak kręgi zaczynają układać się we właściwe miejsce, wszedł na inną drogę, kierującą się do altany.
  Stanął z grymasem na twarzy i oparł się o drewniane bele. Patrzył na swojego brata z obrzydzeniem i żałością. Nie wierzył, że wydała ich na świat ta sama matka. Leżał na posłaniu z upolowanego niedźwiedzia w złotawo-purpurowych szatach, otoczony ze wszystkich stron panienkami. Panienki odznaczały się nad wyraz jasną i jedwabiście gładką skórą, długimi, falowanymi włosami oraz swą delikatnością wypisaną na nagich ciałach. Kładły mu głowy na jego ramionach, udach czy brzuchu. Głaskały go po włosach i plecach, od czasu do czasu karmiąc go winogronami z pobliskich zbiorów sezonowych owoców.
 - Enenro, nie chciałbyś się przyłączyć? - spytał, unosząc prowokacyjnie brew.
  Jedna z dziewuszek uniosła nogę i zakręciła nią w koło tak, że na samym końcu pozostała w jednoznacznej pozycji, zachichotawszy. Cofał swój osąd o ,,niewinności'' nimf. Spiorunował ją wzrokiem, a blondynka zasłoniła zaraz swoje łono, nabierając koloru soczystych malin na policzkach. Prychnął.
 - Nie marzę o tym, zazwyczaj dobieram sobie wartościowe towarzystwo. Bracie, powinniśmy porozmawiać o sprawach sprzed dwóch nocy.
  Suzaku uśmiechnął się szyderczo i upił łyk wina, nie przerywając koncentrowania na nim swojego spojrzenia.
 - A co się działo przed dwoma nocami, mój ukochany bracie? Widzisz, nie wiem jakie masz życie towarzyskie...moje na pewno jest bogate i pełne niespodzianek. - Westchnął, po czym ostentacyjnie złapał jedną z dziewczyn za dorodną pierś i mówił dalej. - Może byłbyś na tyle litościwy i przypomniałbyś mi co się wtedy działo?
 - Dobrze wiemy, że kłamiesz, ale dobrze więc; zagrajmy w Twoją grę. Arthyen musiał odbudowywać cały północny zakątek po Twoim bezpodstawnym najeździe na florę i faunę. Doszły mnie wieści, że również zaatakowałeś wioskę. Ogień było widać nawet pod wodą, Suzaku. Do czego Ty dążysz?
  Patrzyli na siebie w ciszy. Jeden czekał na odpowiedź, drugi nie miał zamiaru jej wypowiedzieć. Słowa czasami były zbędne, żeby zrozumieć zamiary kogoś, z kim było się powiązanym więzami krwi. Uważał to jednak za tragiczną pomyłkę losu, bo jeżeli miał mieć jakiekolwiek powiązania z tym człowiekiem...to mógł sobie równie dobrze odciąć kończyny. Niestety o podmianie nie było mowy, był przy porodzie tak samo jak jego najstarszy brat. Matka zmarła przy narodzinach Suzaku, który był wtedy niczemu niezagrażającym malcem.
  Zazwyczaj spoglądał na niego z obelgą wypisaną na twarzy; z obrzydzeniem, litością do jego głupot i nienawiścią. Zdarzały się jednak chwile, gdy obserwując jego szare, bez wyrazu oczy, przypominał sobie jego pierwsze lata spędzone w zamku razem z rodziną. Skakał po wszystkich możliwych szafach, odkrywał nieznane innym tunele i doprowadzał do wielkich akcji:,,Poszukiwanie najmłodszego spadkobiercy tronu''. Z tronem to też był nonsens, bo żadnego nie mieli. Chodziło tylko o tytuł i o władzę - sprawiedliwą władzę. Nie chciał uwierzyć, gdy jego piętnastoletni brat sprowadził samo piekło na ich rodzinę. Na ich dom. Przypominając sobie wszystkie chwile i tę ostatnią, darzył go spojrzeniem z prawdziwą tęsknotą, współczuciem. Wiedział, że w głębi serca kochał go jak swojego małego braciszka... wiedział też, że go nienawidził. Wpadał ze skrajności w skrajność, co zaczynało go już męczyć.
 - Bracie mój, cała wyspa należy do mnie, co zostało przypisane mi w momencie przejęcia...
 - Odebrania. - szybko skomentował.
 - ...tronu. - dokończył, piorunując go wzrokiem. - Pozwoliłem wam na autonomię waszych siedzib, pod jednym warunkiem: nie wsadzacie nosa w nieswoje sprawy.
 - Rozumiem. Wytłumacz mi tylko jedno: jak Arthyen ma pozwolić sobie na mały zakres panowania, skoro jego darem i przynależnością jest opieka nad florą. Odnosi to się do całej wyspy. Wody otaczające Eiendo oraz będące wewnątrz, podlegają pode mnie. Jak Ty sobie wyobrażasz wykorzystywanie swoich darów na terenie czterech tysięcy stóp?
  - Zasięg Twoich działań można określić na 50 stóp bracie, dlatego myślę, że taka powierzchnia byłaby wprost idealna dla Twojej osoby. - Enenra powstrzymywał się przed jakimkolwiek skomentowaniem słów z ust dzieciaka. - Nie bój się, nie odbiorę Ci tego Twojego terenu. Kocham Cię, bracie.
 - Moje terytorium zostanie moim terytorium. Zastanów się nad swoim postępowaniem, bo niedługo możesz utracić ten swój ,,tron''.
 Młody zmrużył oczy, ściągając przy tym brwi ku dołowi.
 - Jak niby?
  Enenra kierując się w stronę wyjścia, odwrócił głowę do tyłu, uśmiechając się zadziornie.
 - Za łatwo dajesz się sprowokować, mój bracie.
  Wracał powoli. Gdy znalazł przy bramie do ogrodu, ukląkł i włożył rękę do oczka wodnego. Było brudne, zanieczyszczone odpadami, a woda była zmętniała. Nikt o to nie dbał. Ciała nieżywych ryb pływały po powierzchni. Siedział z ręką w wodzie tak długo, aż nie zrobiła się przejrzysta. Stała się tak czysta, że dane mu było zobaczyć kijanki, które jakimś cudem przetrwały. Usunął gnijące już ryby i wyszedł. Zaczęło mu się robić niedobrze, co niestety nie objawiało się przez smród zdechłych zwierząt. Minusem ratowania takich oto zanieczyszczonych, chorujących wód było to, że wszystko przenosiło się do jego wnętrza organizmu. Później chorował przez określony czas, wyrzucając z siebie pochłonięte odpady i gorączkując. Zły dar czy dobry dar, ale pomagał naturze. To się liczyło. Nie potrafił jeszcze przywrócić do życia wodnych zwierząt, co prawie udawało się jego starszemu bratu.
  Popatrzył zamyślony w stronę zamku i skierował myśli do dwóch, przeznaczonych tej wiosce dziewczyn.


  Zaczęła głęboko oddychać, gdy zamknęły się za nimi drzwi.
 - Aber, abeeer * - rzekła do siostry, gdy nie potrafiła sobie poradzić z nerwami.
 - Heeej... - Niebieskooka spojrzała na nią zdziwiona, po czym zaśmiała się. - Kiedy sobie przypomniałaś?
 - W drodze. Nagle do głowy powróciły mi obrazy, jak wymyślałyśmy własny słownik.
  Uśmiechnęły się do siebie i zaczęły lustrować pokój, w jakim się znalazły. Na samym środku pokoju usytuowane było legowisko, na które spadał przeźroczysty baldachim, umocowany na samej górze wysokiego sufitu. To, co głównie przyciągało uwagę, to nadzwyczajna ilość poduszek i ich barwy; złote, purpurowe oraz elementy egipskiego turkusu.  Liczne skóry zwierząt ozdabiały zimne ściany, wykonane z piaskowca. Zamiast jednej ze ścian zrobiony był ogromny balkon z widokiem na całe królestwo. Po bokach wejścia na balkon były przymocowane długie, ręcznie wyszywane tkaniny. Pokój był niewielkich rozmiarów, chociaż odznaczał się swoją wysokością.
 - To jest na pewno jego pokój...
 - A raczej sypialnia - dodała Hitomi, podchodząc do baldachimu.
  Byakko bezceremonialnie zaczęła dotykać wszystkiego co ją interesowało; liczne książki na półkach, skóry zwierząt z przewagą skór niedźwiedzich, oraz liczne tkaniny. Gdy wyszła na balkon, oniemiała.
 - Hitomi...
 - Co?
 - Chodź tutaj.
  Podeszła do niej siostra i utkwiła wzrok w bogactwach wyspy Eiendo. Z wysokich, przykrytych lekko śniegiem i ukrytych za mgłą gór wypływał wodospad. Dół tworzyły szeregi różnogatunkowych drzew, które przypominały tkany dywan. Magii dodawał dźwięk pohukujących sów, płynących po niebie z wielkim majestatem.
 - Jednej rzeczy mogłabym mu zazdrościć - westchnęła blondynka, po czym oparła się o mur zamku. - Tego widoku.
 - No tak... z tym, że on chce to wszystko zniszczyć. Pewnie nawet nie zwraca uwagi na to co go otacza.
  Spojrzała na nią, unosząc brwi.
 - To po co niby miałby posiadać tak pokaźnych wymiarów balkon?
 - Do strategicznych celów - skwitowała to szybko i popatrzyła na nią. - Dla niego to mapa, Byakko. On tego nie podziwia, on bawi się w wycinankę. To przeniesie tam, to usunie, tam wybuduje swoje drugie czy kolejne lokum.
  Byakko spuściła wzrok. Wiedziała, że siostra ma racje. Suzaku był złym człowiekiem, który jak na nieszczęście, posiadał władzę w swoich rękach. Czemu on? Była pewna, że Enenra sprawowałby się lepiej jako władca.
 - Czemu miałyśmy tutaj przybyć?
 - Po to, żeby zemścić się na Suzaku. - Popatrzyła na nią z iskrami gniewu w oczach. - Przecież obiecałyśmy sobie, nie pamiętasz?
 - Wiem to, siostro, ale chodzi mi bardziej o słowa Enenry... Z tego co mówił, nie wynikało, że szybko go zabijemy i wrócimy do domu.
 - Otóż to.
  Zdziwiona niebieskooka zmarszczyła brwi. Znowu nie rozumiała toku myślenia swojej towarzyszki. W momencie kiedy miała się jej zapytać, jaki jest jest plan, szczęknęły drzwi.
 - To on. - Otworzyła szerzej oczy, czując jak ściska ją żołądek. Nieco się bała.
 - To on. - odpowiedziała jej, chociaż nie zadawała jej pytania. Zacisnęła dłonie w pięści, próbując się powstrzymać przed bezpośrednim atakiem.
  Przemierzył całą szerokość pokoju, stając przed miską z wodą. Nachylił się i ochlapał swoją twarz, po czym położył swoje dłonie na oczach i zatrzymał się przez chwilę w takiej pozycji. Jego uszy nienaturalnie się poruszyły, gdy wychwycił dziwny szmer na zewnątrz pokoju.
  Opuścił ręce i skierował spojrzenie na balkon. Wciągnął powietrze i głęboko westchnął, mrużąc przy tym oczy. Jak nie miał rozpoznać zapachu, który od samego początku palił jego nozdrza, doprowadzając go do szału.
 - Wychodźcie.
  Stanął, z założonymi rękoma na klatce piersiowej i oczekiwał, aż intruzi wyjdą. Doczekał się.
  Pierwsza wyszła Hitomi, z pałającym ogniem zemsty w oczach. Ciągnęła za rękę swoją siostrę, która wydawała się nie być do końca przekonana o swojej pozycji. Skupił swoją uwagę na przewodniczącej ich ,,grupy'', po czym obdarzył ją szyderczym uśmieszkiem.
 - Przyszłaś tutaj poświęcić się w imię ojca?
 - Przyszłam tutaj, aby się odegrać i pomścić ojca. Nie: ,,poświęcić się w jego imię'' - wycedziła, jakoby zamiast słów rzucała w niego jadem.
  Zaśmiał się. Nalał sobie trunku z kryształowej karafki do kieliszka, ruszając wraz z nim na swoje legowisko. Usiadł wygodnie i upił łyk alkoholu, zwracając się w stronę nowo przybyłych.
 - Podziwiam was za jedno.
  Zamiast odpowiedzi otrzymał ciszę, chociaż taka forma ,,wypowiedzi'' była ponad wszelkie opcje.
 - Jakimś cudem tutaj się dostałyście i... nie macie żadnych ran. - Napił się znowu. - Pomógł wam Enenra, co?
  Byakko otworzyła szerzej oczy, zdradzając, iż ma rację. Uśmiechnął się, manewrując przy tym swoim nadgarstkiem tak, aby wprawić dłoń wraz z kieliszkiem w ruch.
 - Cóż... zabawne. Moi bracia robią coś takiego, widocznie nadal wierzą w bzdury tych przepowiedni. - Zaśmiał się sam do siebie, obserwując brunatną ciecz. Zanurzył w niej usta i skierował wzrok na ich sylwetki.
  Bardzo się od siebie różniły. Nie tylko wyglądem, ale charakterem i temperamentem. Osobą, która go najbardziej ciekawiła i ustawiała jego myśli na jeden tor, była Hitomi. Wydawała się, nie - była, osobą niezależną i wolną od jakichkolwiek działań oraz ludzi. Dlatego go to denerwowało, co się wiązało z zainteresowaniem.
 - Dobra, lubię się bawić, dlatego mam pomysł. Pójdziemy na kompromis. - Hitomi zacisnęła mocniej paznokcie na dłoni Byakko.
 - Jaki?
 - Ciekawa? - Zaśmiał się. Podszedł do ich dwójki i skrzyżował z brązowooką spojrzenia. - Nie będziesz próbowała mnie od razu zabić. Żebym miał choć odrobinę satysfakcji, to trochę Cię...Was, podszkolimy. Dostaniecie swoje własne pokoje i miano moich ,,kochanek''....
 - Że co?! - Przerwały mu obie, szykując się już do ataku. Nie rozwściecza się kobiet.
 - Słuchajcie... Spróbujemy sobie pożyć razem, może się nawet polubimy. - Podniósł wolną rękę i dotknął palcem podbródka Hitomi, przejeżdżając po nim. Warknęła, uderzając jego dłoń. - Może. Wy też się czegoś nauczycie. Posmakujecie egzystowania z drugiej strony mostu. To jak?
  Patrzyły na niego wściekłe. Ich uchwyt dłoni nie malał w sile, wręcz przeciwnie. Minęło parę sekund, a gdy do ich myśli zaczęły dochodzić inne spostrzeżenia, obróciły twarze w swoim kierunku i długo tak podtrzymywały spojrzenia. Nie musiały mówić, żeby się porozumieć.
  To było to, co miały zrobić. To była ich droga, którą miały się kierować.
 - Dobrze.

*

Dwa tygodnie później,
las Quility, dwanaście tysięcy stóp od królestwa Suzaku

  Biegła, próbując podtrzymać swoją kondycje. Trenowała tak od kilku dni i jak na razie, nie widziała żadnych efektów. Przeklęła i zatrzymała się koło drzewa, opierając się o nie. Była najszybsza w biegach krótkodystansowych, ale dłuższa trasa... miała problemy z sercem. Gdyby trafiłaby się jej sytuacja, w której musiałaby uciekać, zapewne przegrałaby; chociaż, pozostawała jeszcze adrenalina, której w takich sytuacjach miała aż za nad to.
 - Cholera...
  Próbowała unormować oddech, przechodząc między drzewami. Dotarła do znajomego jej jeziora, kiedy po raz pierwszy ujrzała Enenre. W sumie to było ich pierwsze i jak dotychczas ostatnie  spotkanie. ,,Zupełnie'' nie miała nadziei, że jeżeli tu przyjdzie to go zobaczy...
  Rozebrała się do naga i wskoczyła z rozbiegu do wody. Gdy wynużyła się z niej po kilku sekundach, głęboko odetchnęła. Brakowało jej tego; lekkości, wolności i atmosfery, która całkowicie do niej pasowała. Czuła, że tworzyła z wodą jedność.
  Pływając i nurkując, zastanawiała się nad tym co powinna poprawić. Czuła, że coś się szykuje, tylko nie wiedziała do końca co.
  W pewnym momencie usłyszała szmer. Obróciła się szybko.
 - Enenra? - Miała dziwne przeświadczenie, że to on.
  W pierwszym momencie ujrzała dziwne, śnieżnobiałe światło. Zmrużyła oczy, które zaraz potem przyzwyczaiły się do blasku i zaczęły wychwytywać kształt...rumaka. Kierował swój wzrok na nią, wprawiając jej wnętrze w istną orkiestrę. Obserwowała jak zaczarowana jego poczynania; zaczął w wchodzić do wody i powoli kierować się ku jej osobie.
 - Enenra? - powtórzyła, myśląc, iż przemienił się w całkowitą postać konia.
  Zwierzę prychnęło i stanęło przed nią. Powoli, zaczęło zniżać pysk tak, aby mogła do dotknąć. Zafascynowana zjawiskiem, dotknęła jego czoła i srebrnej grzywy. Zaczęła do dotykać, przejeżdżać palcami po jedwabistej sierści. W pewnym momencie obruszył się i obszedł ją, stając za nią tyłem. Odwróciła się i spojrzała na jego tułów, który starał się wyeksponować.
 - Mam na Ciebie wsiąść?
  Nie odezwał się, powoli oddychał i utrzymywał z nią kontakt wzrokowy.
  Podeszła do niego bliżej i wskoczyła na jego grzbiet. Czuła się nieco skrępowana, lecz po krótkim czasie się przyzwyczaiła. Zwierzę obeszło jezioro wokół, a gdy Hitomi poczuła się całkowicie pewnie, podążyło ku skałom skąd brała się woda. Zaczęło przyspieszać.
 - Hej...Hej! - krzyknęła, widząc co zaraz mogło się stać. Chciała go zatrzymać, zrobić cokolwiek. - Stój!
  Nie podziałało. Miała zamiar zeskoczyć, lecz w tej chwili zaczęła tracić czucie w kończynach. Im bliżej byli skał, tym szybciej kontrola nad jej własnym ciałem malała.
  W momencie kiedy mieli uderzyć w skałę, straciła przytomność.
 
*Aber - Spokojnie

____

To na tyle piątego rozdziału. Nie dodawałam nic z różnych powodów...tak, z lenistwa też. Powoli zaczynam stwarzać sobie pole do rozwinięcia akcji, dlatego myślę, że rozdziały będą dodawane szybciej. Dzięki i tak dalej xD Cześć *U*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz