Obiecałam, więc jest. Miało to być coś, co nie będzie miało dalszego ciągu, ale jeszcze to rozważam, gdyż jest to fragment mojej dłuższej opowieści, która powstała już dawno temu.
Jeśli mnie najdzie to prawdopodobnie, ciąg dalszy pojawi się w następny weekend.
Rozdział nie sprawdzony dokładnie. Tylko tyle ile wypatrzyłam ja i Byakko.
Rozdział nie sprawdzony dokładnie. Tylko tyle ile wypatrzyłam ja i Byakko.
Zapraszam! ~ Hitomi.
Biegłam przed siebie przerażona, że
nie zdążę na przyjęcie. No przecież Hiro by mi tego nigdy w
życiu nie wybaczył. Miałam tylko nadzieję, że moja tarcza
ochronna jeszcze nie osłabła. Czułam świst wiatru, drzewa
spoglądające na mnie z powagą, ziemię pod stopami, która pewnie
nie była zachwycona impetem z jakim w nią uderzałam. No cóż.
Portal miał zamknąć się za trzy minuty a mnie zostało z jakieś
10 metrów. Dobiegłam! Przeskoczyłam i już byłam u siebie.
Zapewne
pomyślicie, iż jestem jakąś Alicją z Krainy Czarów. Otóż nie;
Ja żyję w świecie o wiele bardziej brutalnym od waszego. Nie ma
zasad. Władzę ma ten, kto ma największą moc, zdolności i status
społeczny. Nie ma policji, nie ma też gwałcicieli, nie ma pedofili. Zastanawia was pewnie, dlaczego jest tak niebezpiecznie?
Hah...cóż, dzikie zwierzę to najlepsze co może Cię spotkać w
moim świecie. W jednym z gorszych wypadków możesz natrafić na
Liru (coś na wzór harpi). Dla was to tylko mitologiczne stwory - u
mnie one istnieją naprawdę. Każdego wieczora napadają na ludzi,
na Fokusy (przyjaciele ludzi ~`zwierzęta), zabijają je tylko po to
by żyć dłużej. Cóż, wszystko jest zbyt skomplikowane by
wyjaśnić to paroma zdaniami. Mnie nic nie groziło i to się
liczyło. Mój Hiro miał najwyższy status społeczny i pochodził z
królewskiego gatunku. A co to oznacza? Każdy kto choćby chciał
mnie dotknąć, musiał mieć jego pozwolenie. Oczywiście nie
myślcie sobie, że byłam jakąś jego własnością. Miałam własne
zdanie i choć nie zawsze mu to odpowiadało, starał się je
akceptować. Gdyby tak nie było nie śpieszyłabym się, właśnie z
powrotem ze świata ludzi. Lubiłam tam przebywać. Obserwować z
daleka coś, co utraciłam w wieku 16 lat, kiedy dowiedziałam się
że nigdy nie byłam człowiekiem i to jest tylko „zastępczy”
świat. Mimo to, tęskniłam za tym „zastępczym” światem.
Zostawiłam tam matkę, która tak naprawdę wciąż nie wie co się
stało. Czy uciekłam, czy mnie porwali, czy nie żyje. Nie mogłam
się z nią spotkać. To była nasza jedyna zasada. Jak dla mnie
jedna z najbardziej surowych. „ Ludzie z dala od nas, my z dala od
nich. Bariery nie wolno nam przekraczać”. Jednak, pilnowałam jej
z daleka, sprawdzałam czy sobie radzi.
Od
kiedy tylko przekroczyłam portal, wszystkie stworzenia kłaniały
się mojej postaci. Nie czułam się jakoś specjalnie zaszczycona.
Wręcz przeciwnie, nie przepadałam za tym.
Nasz
świat nie różnił się bardzo od tego ludzkiego. Wszystko
wyglądało tak samo tylko... żyło inaczej. Każdy rozumiał
każdego. Drzewa kontaktowały się z nami, my z nimi i tak dalej.
Dobiegałam
właśnie do zakrętu, kiedy poczułam ostre cięcie na policzku.
Spłynęła po nim krew. Czy byłam zaskoczona? Nie bardzo.
Wiedziałam że to pewnie nowe stado Liru. Nie lubiłam walczyć,
naprawdę. Dlatego zaczęłam uciekać. Biegłam i biegłam jednak po
raz kolejny poczułam cięcie na swoim ciele. Ból który wcale nie
był drobnostką. Ha! Ta kurwa odcięła mi kawałek ucha. W tamtej
chwili cały mój zdrowy rozsądek poszedł się pieprzyć z Hiru.
Stanęłam i przyłożyłam dłoń do rany. Momentalnie poczułam
pieczenie i uczucie naciągania. Tak... moje ucho się zrastało i
wcale nie wyglądało to zajebiście. Jednym ruchem ręki, z niemym
rozkazem odpędziłam mgłę, która nie pozwalała mi dojrzeć
sprawców.
-
Nikt wam nie powiedział że mnie się nie atakuje!? Cholerne
kanalie. - wykrzyknęłam do skrzydlatych stworzeń.
-
Nikt nam nie powiedział, że śmieci się nie sprząta. - Jedna,
chyba ta najstarsza co stwierdziłam po skrzydłach, zabrała głos.
Skrzeczała. Okropnie. Moje wrażliwe uszy aż pulsowały.
-
Ah, no prawda. Nie miał kto. Wasi przodkowie pewnie są teraz
spożywani na naszym przyjęciu. – Ah, no tak. Nie wspomniałam.
Mięso Liru było z górnej półki, za względu na to, że ciężko
było je zdobyć. Wracając do sytuacji. Tymi oto słowami rozpętałam
istną wojnę. Czułam jak siła wiatru ciśnie w moją stronę, jak
ich skrzydła starają się mnie złapać. Wszystko czułam, mimo że
nic się nie zaczęło. Można powiedzieć że miałam to w genach
swojego gatunku. Widzieliśmy i czuliśmy wszystko szybciej. - Dość
zabawy. Daję wam szansę odejścia.
-
Albo co? - Zachichotała jedna.
-
Będziecie kolejnym posiłkiem. - Zaśmiały się jedynie i zaczęły
swój atak. A ja? Ja stałam. Zamknęłam oczy, wybiłam się w
powietrze, upadając z powrotem na ziemię. Jedna dłoń dotykała
ziemi, druga wyciągnięta była w stronę nieba. Wszystko trwało
sekundy. W myślach zabijałam wszystkie po kolei, posługując się
jedynie wiatrem, ciął je swoją siłą niczym noże a ja nawet nie
drgnęłam. Została ostatnia. Jedna z bardziej przebiegłych, która
szybko odcięła mi rękę i przerwała łączę. Wstałam. Wzięłam
wielki zamach i z całej siły niczym człowiek uderzyłam ją w
brzuch, gdy nadlatywała po raz kolejny. Upadła. Podeszłam do niej,
nim zdążyła się podnieść. Naprawdę byłam już nieźle
zmęczona i wkurwiona. Przyłożyłam jej dłoń do głowy i
przekazując jej sporą dawkę czegoś na wzór energii, rozwaliłam
jej łeb. Po prostu nie wytrzymała takiego ciśnienia. Nie
przejmując się zwłokami, poprawiłam płaszcz i zdjęłam kaptur,
a już spokojny wiatr rozwiał moje długie blond włosy i uderzył
w piwne oczy, które załzawiły się lekko. Czy całe to zdarzenie
możecie uznać za magię i coś nierealnego? Owszem, czemu nie.
Jednak ja sądzę, że to po prostu umiejętność panowania nad
swoją energią, siłą woli i zakamarkami naszego mózgu. Może
właśnie dlatego zwykli ludzie są tacy słabi. Nie potrafią
otworzyć umysłu na coś nowego. Czy to wszystko nie jest zbyt
skomplikowane? Jeśli tak, cóż - Żegnaj. Jeśli nie - Zapraszam
dalej.
Do
pałacu drzwi otworzyłam ze sporym impetem. Jedną ręką. Można
powiedzieć że druga była dopiero w trakcie odrastania. Kikut był
już dłuższy, ale jeszcze nie do końca był ręką. Wszyscy goście
wysokiego stanu spojrzeli na mnie z oburzeniem wymalowanym na
twarzach. Kiwnęłam głową w stronę grupy znanych mi osób, by się
przywitać i ruszyłam przez środek sali do kolejnych wrót,
prowadzących w głębsze zakamarki pałacu, w których przyjęcie
się nie odbywało. Wiem, obiecałam mu... ale byłam tak zmęczona,
że nie miałam siły wyjść do gości.
Zamknęłam drzwi od sypialni i właśnie miałam walnąć się na gigantyczne łoże ale... ale? Ale wszedł mój ukochany małżonek, który - uwierzcie mi - miał ochotę zabić mnie na miejscu.
Zamknęłam drzwi od sypialni i właśnie miałam walnąć się na gigantyczne łoże ale... ale? Ale wszedł mój ukochany małżonek, który - uwierzcie mi - miał ochotę zabić mnie na miejscu.
-
Co Ci do jasnej cholery mówiłem?! - Podszedł do mnie i łapiąc
mnie za szyje, przyparł do ściany. W oczach widać było
prawdziwego Hiro. Wszystkie tajemnice jego gatunku, które znałam
tylko ja. Zła za takie zachowanie, zdrową dłonią złapałam go za
nadgarstek i zaczęłam zagłębiać w nim paznokcie.
-
Nie pozwalaj sobie do cholery! - Krzyknęłam a on, jakby pchnięty
jakąś siłą, poleciał na przeciwną ścianę. Stał jednak twardo
na nogach. - Nie jestem twoją zabawką i nie pozwolę żebyś się
na mnie wyżywał!
-
Wyżywał?! Obiecałaś mi... kurwa! Obiecałaś, że w ten jeden
dzień mnie nie zostawisz, a ty co?! - Jakby nie zwracając uwagi na
moje groźby podszedł do mnie i z całej siły pchnął mnie tak, że
upadłam na komodę, zrzucając z niej wszystko.
-
Dość! Powiedziałam Ci, że nie obchodzi mnie ile razy silniejszy
ode mnie byłeś, jesteś czy będziesz... nie masz prawa mnie bić!
-
Jeszcze Cię nie uderzyłem. - Jego wściekłe oczy wręcz parzyły
moje. Czułam to zbyt mocno. Dosłownie paliło mnie to tak, że
mimowolnie uroniłam łzy.
-
Przestań! To boli – Podeszłam do niego i złapałam go za głowę,
przekazując mu swój ból. Nie ten, który on mi sprawiał. Swój
własny, zebrany z doświadczeń, prób i błędów, przez całe
życie. Zawsze działało. Można powiedzieć, że torturowaliśmy
się wzajemnie. Oczywiście Hiro przegrał drąc się niemiłosiernie.
Wiem, że jakby chciał zabiłby mnie samym spojrzeniem. Czasem
zastanawiałam się, czy to możliwe... kocha mnie tak bardzo, że
wciąż się powstrzymuje?A wierzcie mi, to była jedna z naszych
delikatniejszych kłótni. Prychnął, odwrócił się do mnie
plecami i wyszedł. Ja stałam i patrzyłam. Po chwili zdecydowałam
się na coś co zawsze mnie relaksowało. Idąc w stronę drzwi
tarasowych, wzięłam szybko lampkę. Wyszłam na tyły pałacu. Czy
były tam ogrody? Nie. Straże? Nie. Las pełen zwierząt? Nie. Tylko
mały kawałek plaży, ogrodzony skałami z dwóch stron, z jednej
pałacem. Tylko morze mogło dawać jej jakieś poczucie wolności.
Dlaczego? Bo morza nie było końca. Ciągnęło się daleko, zbyt
daleko by tracić czas na rozmyślanie o tym.
Rozebrałam
się do naga, by nic mi nie przeszkadzało w pływaniu. Weszłam do
wody i wpłynęłam pod powierzchnie. Płynęłam w dół. Jedyne
czego się obawiałam to syreny. To nie były przyjazne stworzenia.
Lubiły łowić każdego, kto wchodził do wody, a nie miał szans
przeżycia. Rzucały swoimi dzidami i zaciągały pod wodę do utraty
tchu. Ja pod wodą mogłam wytrzymać jedynie 10 minut. Jednak wciąż
ćwiczyłam i szło mi coraz lepiej. Naprawdę kochałam momenty, w
których światło księżyca przebijało się przez tafle i wierzcie
mi lub nie. Jeśli ktoś widział kiedyś pod wodą tak świetnie jak
ja, wie doskonale że efekt jest niesamowity. Pływałam i pływałam.
Czując jak woda pieści moje ciało ze wszystkich stron. Po jakimś
czasie chciałam wypłynąć na powierzchnie, by złapać oddech.
Oczywiście wykrakałam sobie, gdyż przez mój brzuch przeleciała
dzida. Ból był ogromy. Wiedziałam jednak, że nie mogę wypuścić
z ust resztki powietrza. Strzała przeszła na wylot. Rana zaczęła
się zrastać, ale zbyt wolno. Dwie, chyba młodsze, podpłynęły do
mnie. Z przerażeniem spojrzały w moje oczy i uciekły? Tylko
dlaczego? Dlaczego jedne z niewielu niezależnych, mądrych w tym
świecie stworzeń, nie zabiły mnie? Co je powstrzymało. One
doskonale wiedziały jak zabić każdy gatunek w naszym świecie.
Więc na pewno wiedziały jak zabić mnie. W przeciwieństwie do mnie
samej.
Właśnie.
To jeden z moich problemów. Nigdy nie wiedziałam z jakiego jestem
gatunku. Wiem tylko, że odziedziczyłam po przodkach zdolności.
Wciąż się uczę. Mam dopiero 18 lat i czekam na moment, aż będę
mogła wszystkie swoje zdolności przypisać do jednego gatunku. Na
razie nie mogę tego zrobić. Sama wiem o sobie za mało. Kiedyś
próbowałam wypytać Hiro, bo on wie wszystko. Skończyło się
kłótnią. On nie chciał mówić, a ja nalegałam.
Próbowałam
wypłynąć na powierzchnie, jednak na daremno. Kiedy zobaczyłam
czarne, ogromne skrzydła sięgające w moim kierunku, nadzieja
powróciła. Po chwili poczułam jak łapie mnie w ramiona i wzlatuje
ponad powierzchnie. Miałam tylko nadzieje, że nie spowodowałam
swoją głupotą kolejnej kłótni. Postanowiłam więc udać bardzo
ranną (po co udawać... miałam tylko pół ręki i otwartą ranę
na brzuchu) i zamknęłam oczy, udając nieprzytomną.
Otworzyłam
je dopiero, kiedy poczułam pod sobą miękką pościel, której
zapach doskonale znałam. Hiro pochylał się nade mną. Nie był
zły. Widziałabym to w jego oczach. Jego czarne, ogromne skrzydła
wysunęły się do końca spod mojego ciała i po chwili całą swoją
sylwetką czułam miękki materiał. Patrząc na mnie z lekkim
grymasem bólu w oczach, powolnie schował skrzydła. Zawsze lubiłam
oglądać to „przeistoczenie”, mimo iż wiedziałam, że sprawia
mu ból. Położył się obok i uciszając moje wrzaski spowodowane
bólem, który już czułam, złączył nasze usta. Swoją dłoń
uniósł nad mój kikut. Uzdrawiał mnie. Bardzo tego nie lubiłam,
cholernie bolało, mimo że trwało parę sekund, dzięki czemu już
po chwili miałam swoją rękę w całości. Próbowałam go
powstrzymać przed dotknięciem rany na brzuchu, ale nie zdążyłam.
Nawet nie mogłam. Czułam jak jego dusza trzyma moje ręce i nogi,
nie pozwalając mi się ruszyć. Leczył mnie dalej, a ja miałam
ochotę wrzeszczeć. Naprawdę wolałabym już poczekać jakieś dwa
dni, niż cierpieć katusze.
Puścił
mnie. Odsunął usta od moich i wypuścił mój zduszany krzyk, który
odbił się echem od ścian pokoju. Usiadł obok mnie i zaczął
ściągać z siebie ubrania.
-
Przyjęcie się już skończyło? - Starałam się go nie rozdrażnić.
Usiadłam tuż za nim na kolanach i poczęłam rozmasowywać mu
ramiona.
-
Tak. - Odpowiedź była zimna. Nie lubiłam kiedy taki był. Bałam
się go właśnie wtedy. Nie wtedy, kiedy się wydzierał i rzucał
we mnie różnymi rzeczami, tylko wtedy kiedy ukrywał wszystko w
sobie a jego głos wysyłał setki niewidzialnych sztyletów w
kierunku mojej duszy.
-
Przepraszam... za dzisiaj. Chciałam ją zobaczyć ostatni raz przed
zamknięciem portalu na kolejny rok.
-
Mogłaś to zrobić wczoraj. Zresztą, już nie ważne. Odsuń się,
chcę się położyć. - Tym razem nie czułam się zagrożona. Chyba
specjalnie złagodził ton głosu, wyczuwając moje spięcie.
-
Hiro... - Spełniłam jego prośbę. Przebrałam się w koszulę do
kolan i weszłam pod pierzynę przytulając się do jego ciała. -
Pocałuj mnie.
c.d.n
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz