sobota, 17 stycznia 2015

Rzeczywistość |1|

  Obiecałam, więc jest. Miało to być coś, co nie będzie miało dalszego ciągu, ale jeszcze to rozważam, gdyż jest to fragment mojej dłuższej opowieści, która powstała już dawno temu. 
Jeśli mnie najdzie to prawdopodobnie, ciąg dalszy pojawi się w następny weekend.
Rozdział nie sprawdzony dokładnie. Tylko tyle ile wypatrzyłam ja i Byakko. 
Zapraszam! ~ Hitomi. 


Biegłam przed siebie przerażona, że nie zdążę na przyjęcie. No przecież Hiro by mi tego nigdy w życiu nie wybaczył. Miałam tylko nadzieję, że moja tarcza ochronna jeszcze nie osłabła. Czułam świst wiatru, drzewa spoglądające na mnie z powagą, ziemię pod stopami, która pewnie nie była zachwycona impetem z jakim w nią uderzałam. No cóż. Portal miał zamknąć się za trzy minuty a mnie zostało z jakieś 10 metrów. Dobiegłam! Przeskoczyłam i już byłam u siebie.
Zapewne pomyślicie, iż jestem jakąś Alicją z Krainy Czarów. Otóż nie; Ja żyję w świecie o wiele bardziej brutalnym od waszego. Nie ma zasad. Władzę ma ten, kto ma największą moc, zdolności i status społeczny. Nie ma policji, nie ma też gwałcicieli, nie ma pedofili. Zastanawia was pewnie, dlaczego jest tak niebezpiecznie? Hah...cóż, dzikie zwierzę to najlepsze co może Cię spotkać w moim świecie. W jednym z gorszych wypadków możesz natrafić na Liru (coś na wzór harpi). Dla was to tylko mitologiczne stwory - u mnie one istnieją naprawdę. Każdego wieczora napadają na ludzi, na Fokusy (przyjaciele ludzi ~`zwierzęta), zabijają je tylko po to by żyć dłużej. Cóż, wszystko jest zbyt skomplikowane by wyjaśnić to paroma zdaniami. Mnie nic nie groziło i to się liczyło. Mój Hiro miał najwyższy status społeczny i pochodził z królewskiego gatunku. A co to oznacza? Każdy kto choćby chciał mnie dotknąć, musiał mieć jego pozwolenie. Oczywiście nie myślcie sobie, że byłam jakąś jego własnością. Miałam własne zdanie i choć nie zawsze mu to odpowiadało, starał się je akceptować. Gdyby tak nie było nie śpieszyłabym się, właśnie z powrotem ze świata ludzi. Lubiłam tam przebywać. Obserwować z daleka coś, co utraciłam w wieku 16 lat, kiedy dowiedziałam się że nigdy nie byłam człowiekiem i to jest tylko „zastępczy” świat. Mimo to, tęskniłam za tym „zastępczym” światem. Zostawiłam tam matkę, która tak naprawdę wciąż nie wie co się stało. Czy uciekłam, czy mnie porwali, czy nie żyje. Nie mogłam się z nią spotkać. To była nasza jedyna zasada. Jak dla mnie jedna z najbardziej surowych. „ Ludzie z dala od nas, my z dala od nich. Bariery nie wolno nam przekraczać”. Jednak, pilnowałam jej z daleka, sprawdzałam czy sobie radzi.
Od kiedy tylko przekroczyłam portal, wszystkie stworzenia kłaniały się mojej postaci. Nie czułam się jakoś specjalnie zaszczycona. Wręcz przeciwnie, nie przepadałam za tym.
Nasz świat nie różnił się bardzo od tego ludzkiego. Wszystko wyglądało tak samo tylko... żyło inaczej. Każdy rozumiał każdego. Drzewa kontaktowały się z nami, my z nimi i tak dalej.
Dobiegałam właśnie do zakrętu, kiedy poczułam ostre cięcie na policzku. Spłynęła po nim krew. Czy byłam zaskoczona? Nie bardzo. Wiedziałam że to pewnie nowe stado Liru. Nie lubiłam walczyć, naprawdę. Dlatego zaczęłam uciekać. Biegłam i biegłam jednak po raz kolejny poczułam cięcie na swoim ciele. Ból który wcale nie był drobnostką. Ha! Ta kurwa odcięła mi kawałek ucha. W tamtej chwili cały mój zdrowy rozsądek poszedł się pieprzyć z Hiru. Stanęłam i przyłożyłam dłoń do rany. Momentalnie poczułam pieczenie i uczucie naciągania. Tak... moje ucho się zrastało i wcale nie wyglądało to zajebiście. Jednym ruchem ręki, z niemym rozkazem odpędziłam mgłę, która nie pozwalała mi dojrzeć sprawców.
- Nikt wam nie powiedział że mnie się nie atakuje!? Cholerne kanalie. - wykrzyknęłam do skrzydlatych stworzeń.
- Nikt nam nie powiedział, że śmieci się nie sprząta. - Jedna, chyba ta najstarsza co stwierdziłam po skrzydłach, zabrała głos. Skrzeczała. Okropnie. Moje wrażliwe uszy aż pulsowały.
- Ah, no prawda. Nie miał kto. Wasi przodkowie pewnie są teraz spożywani na naszym przyjęciu. – Ah, no tak. Nie wspomniałam. Mięso Liru było z górnej półki, za względu na to, że ciężko było je zdobyć. Wracając do sytuacji. Tymi oto słowami rozpętałam istną wojnę. Czułam jak siła wiatru ciśnie w moją stronę, jak ich skrzydła starają się mnie złapać. Wszystko czułam, mimo że nic się nie zaczęło. Można powiedzieć że miałam to w genach swojego gatunku. Widzieliśmy i czuliśmy wszystko szybciej. - Dość zabawy. Daję wam szansę odejścia.
- Albo co? - Zachichotała jedna.
- Będziecie kolejnym posiłkiem. - Zaśmiały się jedynie i zaczęły swój atak. A ja? Ja stałam. Zamknęłam oczy, wybiłam się w powietrze, upadając z powrotem na ziemię. Jedna dłoń dotykała ziemi, druga wyciągnięta była w stronę nieba. Wszystko trwało sekundy. W myślach zabijałam wszystkie po kolei, posługując się jedynie wiatrem, ciął je swoją siłą niczym noże a ja nawet nie drgnęłam. Została ostatnia. Jedna z bardziej przebiegłych, która szybko odcięła mi rękę i przerwała łączę. Wstałam. Wzięłam wielki zamach i z całej siły niczym człowiek uderzyłam ją w brzuch, gdy nadlatywała po raz kolejny. Upadła. Podeszłam do niej, nim zdążyła się podnieść. Naprawdę byłam już nieźle zmęczona i wkurwiona. Przyłożyłam jej dłoń do głowy i przekazując jej sporą dawkę czegoś na wzór energii, rozwaliłam jej łeb. Po prostu nie wytrzymała takiego ciśnienia. Nie przejmując się zwłokami, poprawiłam płaszcz i zdjęłam kaptur, a już spokojny wiatr rozwiał moje długie blond włosy i uderzył w piwne oczy, które załzawiły się lekko. Czy całe to zdarzenie możecie uznać za magię i coś nierealnego? Owszem, czemu nie. Jednak ja sądzę, że to po prostu umiejętność panowania nad swoją energią, siłą woli i zakamarkami naszego mózgu. Może właśnie dlatego zwykli ludzie są tacy słabi. Nie potrafią otworzyć umysłu na coś nowego. Czy to wszystko nie jest zbyt skomplikowane? Jeśli tak, cóż - Żegnaj. Jeśli nie - Zapraszam dalej.

Do pałacu drzwi otworzyłam ze sporym impetem. Jedną ręką. Można powiedzieć że druga była dopiero w trakcie odrastania. Kikut był już dłuższy, ale jeszcze nie do końca był ręką. Wszyscy goście wysokiego stanu spojrzeli na mnie z oburzeniem wymalowanym na twarzach. Kiwnęłam głową w stronę grupy znanych mi osób, by się przywitać i ruszyłam przez środek sali do kolejnych wrót, prowadzących w głębsze zakamarki pałacu, w których przyjęcie się nie odbywało. Wiem, obiecałam mu... ale byłam tak zmęczona, że nie miałam siły wyjść do gości.
Zamknęłam drzwi od sypialni i właśnie miałam walnąć się na gigantyczne łoże ale... ale? Ale wszedł mój ukochany małżonek, który - uwierzcie mi - miał ochotę zabić mnie na miejscu.
- Co Ci do jasnej cholery mówiłem?! - Podszedł do mnie i łapiąc mnie za szyje, przyparł do ściany. W oczach widać było prawdziwego Hiro. Wszystkie tajemnice jego gatunku, które znałam tylko ja. Zła za takie zachowanie, zdrową dłonią złapałam go za nadgarstek i zaczęłam zagłębiać w nim paznokcie.
- Nie pozwalaj sobie do cholery! - Krzyknęłam a on, jakby pchnięty jakąś siłą, poleciał na przeciwną ścianę. Stał jednak twardo na nogach. - Nie jestem twoją zabawką i nie pozwolę żebyś się na mnie wyżywał!
- Wyżywał?! Obiecałaś mi... kurwa! Obiecałaś, że w ten jeden dzień mnie nie zostawisz, a ty co?! - Jakby nie zwracając uwagi na moje groźby podszedł do mnie i z całej siły pchnął mnie tak, że upadłam na komodę, zrzucając z niej wszystko.
- Dość! Powiedziałam Ci, że nie obchodzi mnie ile razy silniejszy ode mnie byłeś, jesteś czy będziesz... nie masz prawa mnie bić!
- Jeszcze Cię nie uderzyłem. - Jego wściekłe oczy wręcz parzyły moje. Czułam to zbyt mocno. Dosłownie paliło mnie to tak, że mimowolnie uroniłam łzy.
- Przestań! To boli – Podeszłam do niego i złapałam go za głowę, przekazując mu swój ból. Nie ten, który on mi sprawiał. Swój własny, zebrany z doświadczeń, prób i błędów, przez całe życie. Zawsze działało. Można powiedzieć, że torturowaliśmy się wzajemnie. Oczywiście Hiro przegrał drąc się niemiłosiernie. Wiem, że jakby chciał zabiłby mnie samym spojrzeniem. Czasem zastanawiałam się, czy to możliwe... kocha mnie tak bardzo, że wciąż się powstrzymuje?A wierzcie mi, to była jedna z naszych delikatniejszych kłótni. Prychnął, odwrócił się do mnie plecami i wyszedł. Ja stałam i patrzyłam. Po chwili zdecydowałam się na coś co zawsze mnie relaksowało. Idąc w stronę drzwi tarasowych, wzięłam szybko lampkę. Wyszłam na tyły pałacu. Czy były tam ogrody? Nie. Straże? Nie. Las pełen zwierząt? Nie. Tylko mały kawałek plaży, ogrodzony skałami z dwóch stron, z jednej pałacem. Tylko morze mogło dawać jej jakieś poczucie wolności. Dlaczego? Bo morza nie było końca. Ciągnęło się daleko, zbyt daleko by tracić czas na rozmyślanie o tym.

Rozebrałam się do naga, by nic mi nie przeszkadzało w pływaniu. Weszłam do wody i wpłynęłam pod powierzchnie. Płynęłam w dół. Jedyne czego się obawiałam to syreny. To nie były przyjazne stworzenia. Lubiły łowić każdego, kto wchodził do wody, a nie miał szans przeżycia. Rzucały swoimi dzidami i zaciągały pod wodę do utraty tchu. Ja pod wodą mogłam wytrzymać jedynie 10 minut. Jednak wciąż ćwiczyłam i szło mi coraz lepiej. Naprawdę kochałam momenty, w których światło księżyca przebijało się przez tafle i wierzcie mi lub nie. Jeśli ktoś widział kiedyś pod wodą tak świetnie jak ja, wie doskonale że efekt jest niesamowity. Pływałam i pływałam. Czując jak woda pieści moje ciało ze wszystkich stron. Po jakimś czasie chciałam wypłynąć na powierzchnie, by złapać oddech. Oczywiście wykrakałam sobie, gdyż przez mój brzuch przeleciała dzida. Ból był ogromy. Wiedziałam jednak, że nie mogę wypuścić z ust resztki powietrza. Strzała przeszła na wylot. Rana zaczęła się zrastać, ale zbyt wolno. Dwie, chyba młodsze, podpłynęły do mnie. Z przerażeniem spojrzały w moje oczy i uciekły? Tylko dlaczego? Dlaczego jedne z niewielu niezależnych, mądrych w tym świecie stworzeń, nie zabiły mnie? Co je powstrzymało. One doskonale wiedziały jak zabić każdy gatunek w naszym świecie. Więc na pewno wiedziały jak zabić mnie. W przeciwieństwie do mnie samej.
Właśnie. To jeden z moich problemów. Nigdy nie wiedziałam z jakiego jestem gatunku. Wiem tylko, że odziedziczyłam po przodkach zdolności. Wciąż się uczę. Mam dopiero 18 lat i czekam na moment, aż będę mogła wszystkie swoje zdolności przypisać do jednego gatunku. Na razie nie mogę tego zrobić. Sama wiem o sobie za mało. Kiedyś próbowałam wypytać Hiro, bo on wie wszystko. Skończyło się kłótnią. On nie chciał mówić, a ja nalegałam.
Próbowałam wypłynąć na powierzchnie, jednak na daremno. Kiedy zobaczyłam czarne, ogromne skrzydła sięgające w moim kierunku, nadzieja powróciła. Po chwili poczułam jak łapie mnie w ramiona i wzlatuje ponad powierzchnie. Miałam tylko nadzieje, że nie spowodowałam swoją głupotą kolejnej kłótni. Postanowiłam więc udać bardzo ranną (po co udawać... miałam tylko pół ręki i otwartą ranę na brzuchu) i zamknęłam oczy, udając nieprzytomną.

Otworzyłam je dopiero, kiedy poczułam pod sobą miękką pościel, której zapach doskonale znałam. Hiro pochylał się nade mną. Nie był zły. Widziałabym to w jego oczach. Jego czarne, ogromne skrzydła wysunęły się do końca spod mojego ciała i po chwili całą swoją sylwetką czułam miękki materiał. Patrząc na mnie z lekkim grymasem bólu w oczach, powolnie schował skrzydła. Zawsze lubiłam oglądać to „przeistoczenie”, mimo iż wiedziałam, że sprawia mu ból. Położył się obok i uciszając moje wrzaski spowodowane bólem, który już czułam, złączył nasze usta. Swoją dłoń uniósł nad mój kikut. Uzdrawiał mnie. Bardzo tego nie lubiłam, cholernie bolało, mimo że trwało parę sekund, dzięki czemu już po chwili miałam swoją rękę w całości. Próbowałam go powstrzymać przed dotknięciem rany na brzuchu, ale nie zdążyłam. Nawet nie mogłam. Czułam jak jego dusza trzyma moje ręce i nogi, nie pozwalając mi się ruszyć. Leczył mnie dalej, a ja miałam ochotę wrzeszczeć. Naprawdę wolałabym już poczekać jakieś dwa dni, niż cierpieć katusze.
Puścił mnie. Odsunął usta od moich i wypuścił mój zduszany krzyk, który odbił się echem od ścian pokoju. Usiadł obok mnie i zaczął ściągać z siebie ubrania.
- Przyjęcie się już skończyło? - Starałam się go nie rozdrażnić. Usiadłam tuż za nim na kolanach i poczęłam rozmasowywać mu ramiona.
- Tak. - Odpowiedź była zimna. Nie lubiłam kiedy taki był. Bałam się go właśnie wtedy. Nie wtedy, kiedy się wydzierał i rzucał we mnie różnymi rzeczami, tylko wtedy kiedy ukrywał wszystko w sobie a jego głos wysyłał setki niewidzialnych sztyletów w kierunku mojej duszy.
- Przepraszam... za dzisiaj. Chciałam ją zobaczyć ostatni raz przed zamknięciem portalu na kolejny rok.
- Mogłaś to zrobić wczoraj. Zresztą, już nie ważne. Odsuń się, chcę się położyć. - Tym razem nie czułam się zagrożona. Chyba specjalnie złagodził ton głosu, wyczuwając moje spięcie.
- Hiro... - Spełniłam jego prośbę. Przebrałam się w koszulę do kolan i weszłam pod pierzynę przytulając się do jego ciała. - Pocałuj mnie.

c.d.n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz