niedziela, 23 listopada 2014

Z Deszczu W Słońce Rozdział 5



Z Deszczu W Słońce 5

Kolejny rozdział. Tak jak mówiłam wcześniej będą pojawiać się w niedziele. Jeśli pojawią się jakieś błędy to przepraszam. Dziękuje ^^ ~` Hitomi

Betowała Savae ;)



*~~~~*
- Człowieku. Ja w siebie więcej nie wleje. -Chlipnął po piątym już piwie. Zawsze miał mocną głowę i rzadko kiedy bywał pijany, ale teraz czuł całym sobą, że jeszcze jedno piwo i nie wróci do domu.
- Jeszcze jedno. -Wyraźnie już spity Akihiko, zrobił się nad wyraz przylepny. Tulił się do Mizukiego, jak gdyby ten był najwspanialszym misiem na świecie.
- Akihiko. Było super. Naprawdę, ale ja już będę się zbierał. - Wstał od nieźle już pobrudzonego stolika i pożegnał się z przyjacielem ruszając w stronę wyjścia.
Nagłe uderzenie świeżego powietrza było dokładnie tym czego Mizuki teraz pragnął. No... może pomijając całującego go namiętnie Keizo, ciepłego łóżka i jakiegoś autobusu z ogrzewaniem, który podrzuciłby go na przystanek niedaleko domu.
Właściwie to można powiedzieć, że kolejne marzenie spełnione. To teraz już tylko łóżko i Keizo. Spojrzał na drogę polną ciągnącą się w górę wzgórza. Szedł i szedł. Wciąż się rozglądając, bo trzeba było przyznać, że las otaczający drogę był o tej godzinie przerażający.
Miał wrażenie, że idzie zygzakiem. Nie, chwila. Mizuki szedł zygzakiem. Droga więc nieźle mu się dłużyła. W pewnej chwili miał też wrażenie, że słyszy za sobą jakieś kroki. A może mu się tylko wydawało? Odwrócił się jednak i żałował. Oj, jak strasznie żałował. Nie był aż tak spity, by mieć zwidy. Może było to śmieszne jednak widok naprawdę paraliżował go całkowicie. Dzik. Ogromny dzik. Stał kilka metrów przed nim i chyba szykował się do ataku. Czy miał jakieś szanse ucieczki? Na pewno mógł uciekać, ale czy opłacało mu się to? Przecież i tak z tysiąc razy przewróci się po drodze. I co miał zrobić? Stał jak kołek. Dzik zaczął na niego pędzić, a on stał. Nawet jeśli chciał, nie mógł się ruszyć. Ostatnie co zdążył zarejestrować, to dość głośny huk i opadające zwierzę. Opadające tak samo jak on sam. Tak. Mizuki zemdlał z nadmiaru emocji.


                    *~~~~*


- Mizuki... Mizuki. - Jego imię docierało do niego, jak przez mgłę. Obudził się, a co najlepsze. Żył. Przeżył spotkanie z dzikiem. - No nareszcie wstałeś. - Odwrócił się w stronę tego cudownego głosu. Tak, znał tego człowieka. Znów uratowany przez tego samego gbura.
- Długo spałem?
- Nie spałeś, zemdlałeś.
- Nie ważne. Długo?
- Godzinę.
- Co z dzikiem?
- Zastrzeliłem go i zakopałem w lesie.
- To nie jest przypadkiem zabronione?
- Nie obchodzi mnie to. Wiecznie są z Tobą problemy. Gdybyś wrócił wcześniej...
- Nie jesteś moim ojcem. Nie błagałem o ratunek, więc o co się czepiasz. - Aż usiadł ze zdenerwowania. Ah... czy ten człowiek musiał go zawsze tak denerwować?
- Tak, masz racje. - Prychnął sarkastycznie - Lepiej by było gdyby Cię zabił.
- Keizo... proszę. Nie kłóćmy się. Głowa mnie boli. Niedobrze mi. Chyba za dużo wypiłe...- Nie dokończył. Pobiegł do toalety z takim tempem, że Keizo dopiero po chwili załapał, że chłopak już nie siedzi na łóżku. Ah, ile razy sobie powtarzał, że nie będzie pił, bo zawsze wymiotuje. Co dziwne nie musiał być pijany, a i tak wymiotował.


                * ~~~*
Siedział w salonie i popijał piwo na którego widok Mizukiemu znów zachciało się wymiotować.
- Błagam człowieku schowaj tą truciznę. - Wysapał i legł obok wyciągając nogi na stolik
- Mówi ten co wraca schlany, a nie. Przepraszam. Nie wraca, zostaje wniesiony przez wspaniałomyślnego, cudownego wybawiciela Keizo.
- Nie przesadzasz aby trochę?
- Nie.
- Jak dla mnie, to po prostu wybawiciel.
- Czy ty starasz się mnie obrazić? -Uniósł brwi ku górze.
- A wychodzi mi?
- Nie bardzo.
- Ehhh - Odchylił głowę do tyłu i wpatrzył w jakąś plamę na suficie.
- Mizuki...- Mruknął mu do ucha takim głosem, że skórę chłopaka pokryła gęsia skórka pomimo tego, że w domu było dość ciepło?
- Tak? - Spojrzał mężczyźnie w oczy z niemą nadzieją na coś więcej niż tylko nieumyślne rozpalanie go od środka.
- Giry ze stołu. - Uśmiechnął się wrednie po czym wstał, by wyrzucić puszkę do kosza.
Nie było mu to jednak pisane gdyż, wyraźnie zirytowany Mizuki, pociągnął go za rękę tak mocno, że ostatecznie Keizo wylądował na chłopaku. - Mizuki... no co ty?
- Keizo ty cholerny dupku...
- Słuchaj no ty...
- Nie! To ty się zamknij i słuchaj. Nie rób mi tak nigdy więcej, bo zrobię coś za co mnie znienawidzisz.
- Czego mam nie robić? - Zdążył już polubić tego chłopaka, więc takie przekomarzania trochę go bawiły.
- Szeptasz mi do ucha moje imię w taki sposób jakbyś chciał uczynić ze mną coś bardzo niestosownego, a tymczasem kiedy ja już na coś liczę Ty traktujesz to, jak jakiś dowcip.
- Udany ten dowcip? - Znów wyszczerzył zęby w szerokim i promiennym uśmiechu,
a Mizukiego szlag trafił.
- Zależy co miał spowodować... -Chwycił wolną dłoń Keizo w stalowym uścisku i przyłożył ją sobie do walącego z zawrotną szybkością serca.- To? -Uniósł dłoń po czym położył na swoim kroczu. Był w połowie twardy i podniecony całą sytuacją. Tak bardzo, że nie brał pod uwagę nawet tego, że facet może go za coś takiego uderzyć - A może to? Jak myślisz Keizo udał Ci się ten dowcip? - Otarł się kroczem o jego dłoń. Dopiero po chwili spojrzał na Keizo który ani drgnął. Był sparaliżowany sytuacją tak bardzo jak on w sytuacji spotkania z dzikiem. - No Keizo... chyba nie taki miałeś zamiar.
- Nie koniecznie. Puść moją dłoń.
- Nie chcę. -Kolejne otarcie.
- Mizuki dość. -Warknął.
- Hm? - Kompletnie stracił rozum. Ocierał się o niego tak mocno jak tylko mógł, brał ile mógł, nagle koniec. Rozdzielenie ciał i uderzenie w policzek. Mocne. Automatycznie jego dłoń dotknęła bolącego miejsca. Spojrzał przerażony na Keizo. Mężczyzna był wyraźnie podniecony co było widać w jego spodniach jak i na jego twarzy. Dlaczego go więc uderzył. Nie stop. On go uderzył. Może nie był kobietą aby mu to w jakiś sposób wypominać albo go za to znienawidzić, ale to zabolało. Nie tylko fizycznie ale w jego sercu pojawił się nagle smutek i chęć pozbycia się go przez łzy. Nie płakał jednak.
- Powiedziałem dość. - Kiedy Mizuki chciał do niego podejść odsunął się na koniec pokoju, co mogło wyglądać tak jakby się brzydził chłopaka. Nie brzydził się go. Przeciwnie i właśnie to go przeraziło.
- Przepraszam. -Wydukał kiedy już dostał dostateczny dowód na to, że mężczyzna się go brzydzi. Przesadził. Ocieranie pobudzi każdego zdrowego faceta. Czego się spodziewał. Co miał zrobić. Nie chciał znów mówić, że pora żeby się wyprowadzić, ale rzeczywiście chyba była na to pora, bo długo nie wytrzyma w obecności tego faceta.
- W porządku. Mizuki jesteś pijany, więc nie mam ci za złe. Idź spać.
- Mhm. -Nie był pijany. Nie do końca. Nie miał jednak sił wdawać się w kolejne niepotrzebne dyskusje. Ruszył więc do sypialni i poszedł spać. Łóżko wydało mu się jednak zimne. Zasnął  po chwili obiecując sobie, że jutro wypłaci z banku swoje nie małe oszczędności i wynajmie jakieś mieszkanko. Oszczędności nie wypłacał właściwie nigdy, nawet wtedy, gdy życie mu się waliło. Teraz była już chyba najwyższa pora, by je wykorzystać, bo znów wszystko spierdolił.
                *~~~~*


Cały dzień nie rozmawiali. Zamienili ze sobą tylko dzień dobry. Mizuki uznał to więc za kolejny argument do wyprowadzki. Było dopiero popołudnie, a on już zdążył poprosić przyjaciela, by mu coś wynajął i wypłacił pieniądze. Ufał mu bezgranicznie, więc nie przejmował się niczym. Przed chwilą znów dzwonił telefon, a on udał się z nim do łazienki by Keizo za szybko czegoś nie usłyszał.
- I jak?
= No koleś się zdziwił, że ktoś od razu chce wynająć mieszkanie bez sprawdzania go osobiście, ale spoko już masz wszystko załatwione. Klucze u mnie.
- Wyposażenie jest nie?
= No jasne. Aaaa... kiedy się wprowadzasz?
- Jutro prawdopodobnie.
= Ok. To narka. Musze lecieć, bo się umówiłem.
- O, a z kim to?
= Emmm... nie ważne. Do zobaczenia.
- Pa. - Rozłączył się po czym wrócił do salonu i odłożył telefon na swoje miejsce.


- Keizo musimy pomówić o wczoraj. - Podszedł do mężczyzny od tyłu i położył mu rękę na ramieniu. Keizo aż podskoczył. No... nie było to zbyt miłe uczucie dla Mizukiego.
- Ah... o wczoraj? Cóż. Nieźle się wygłupiłeś. Powiem szczerze, że zachowałeś jak gówniarz nie pytając mnie nawet o zgodę. Mam nadzieję że to się więcej nie powtórzy.
- Nie powinno.
-Muszę mieć stu procentową pewność.
- Nie mogę tego obiecać. Keizo, czy ty zdajesz sobie sprawę jak silnie na mnie działasz?
- Powinniśmy coś z tym zrobić jak masz tu zostać no nie? Hmmm, a może z nim też tak było co... z tym Eizo... on też Ci się podobał i spójrz. Poradził sobie. Może powinienem zrobić to samo co on i będzie spoko?! O to Ci chodzi!? - I cała cierpliwość i spokój poszły się jebać. Całe napięcie jakie kumulował w sobie od wczoraj buchnęło tak, że nawet nie kontrolował tego co mówił. Był wściekły na siebie samego, ale wyżywał się na Mizukim. Czy to miało sens? Dla Keizo wydawało się w tamtej chwili mieć, więc kontynuował. - Ty nie możesz mi obiecać? Ja też nie mogę Ci obiecać że nie zachowam się jak on kiedy ty robisz coś takiego. A może ty się prosiłeś o to by zrobić mu laskę hm? A on tylko spełnił twoją prośbę co?! Co ?! Ja też nie mam kurwa pewności!!!
- Nie mów tak - W pierwszej chwili miał ochotę trzasnąć Keizo tak, jak to ten zrobił wczorajszej nocy, jednak wycofał się ostatecznie do tyłu. Mężczyzna z każdą chwilą zdawał się wściekać coraz bardziej, a kolejne wypowiedziane słowa raniły go coraz bardziej. Nie chciał tego słuchać. - Dość!!! - Pierwszy raz w życiu krzyknął aż tak głośno ale podziałało. - Obiecuje! Obiecuje, że już nigdy w życiu Cię nie dotknę! Że nawet na Ciebie nie spojrzę! O to chodzi?! W takim razie obiecuję Ci...
    Może było to dość zabawne ale po ten wywrzeszczanej dyskusji obaj sapali jak schorowane psy.
- Tak, a niby jakim cudem? - Powoli docierało do niego to jak się zachował, ale nie chciał jeszcze przepraszać chłopaka. Wydawało mu się to nieodpowiednie, gdyż teraz to Mizuki był wściekły. No naprawdę jak jakieś błędne koło.
- Wyprowadzam się. Znalazłem w mieście mieszkanie. Takim oto sposobem dam ci spokój...
- Mizuki nie o to mi chodziło.
- Ty se chyba jaja robisz człowieku?! Jak nie o to Ci chodziło. To o co?! Przeanalizuj sobie wszystko co mi powiedziałeś i zastanów się, czego tak naprawdę chcesz.
- Chcę... chcę żebyś dał mi czas i został. - Zaryzykował uspokojenie nabuzowanego Mizukiego. Czy to nie było w pewien sposób zabawne? Tak się wzajemnie ciągle uspokajać.
- Pierdol się.- Miał dość. Opuścił pomieszczenie udając się od razu do sypialni po swoją nie dużą ilość rzeczy. Spakował je szybko do torby, którą dostał na urodziny od Akihiko. Kiedy opuszczał dom musiał się nieźle naszarpać z właścicielem, gdyż Keizo starał się go siłą zatrzymywać. Wyszedł. Po prostu wyszedł i gdy po jakiejś godzinie znalazł się w mieście skierował się do swojego przyjaciela.


    Wprowadził się do nowego mieszkania. Minęło dokładnie pół roku od czasu ostatnich dni spędzonych z Keizo. Czy mężczyzna przez ten czas pojawiał się w jego życiu. Owszem.
Tydzień po całym zdarzeniu zobaczył go przez z szybę w sklepie. Uciekł jednak nim mężczyzna go zauważył. Nie wyglądał jednak źle.
Przez jakiś czas smucił go fakt, że nie próbował go szukać i porozmawiać, bo mogło się to komuś wydawać zabawne, ale tęsknił za tym człowiekiem i doszedł nawet do wniosku, że chyba się w nim zakochał.
W każdym bądź razie...usilnie starał się zapomnieć.
Nie szło mu to jednak zbyt łatwo, gdyż los postanowił spleść ich życie ze sobą w kilku miejscach. No na przykład teraz. Jakieś dwa dni temu zaczął szukać pracy. Jakiejkolwiek. Miał tam coś za sobą, więc zaproponowali mu prace w bardzo dużej firmie. Jako kto? Jako osoba segregująca dokumenty i takie tam pierdoły, bo do niczego innego się póki co nie nadawał. Chcąc nie chcąc, zgodził się i poszedł na spotkanie z szefem i właścicielem całej firmy, by się przedstawić i przywitać.
Jego szok... ah, jakże był wielki, gdy zobaczył przed sobą Keizo ubranego w garnitur warty na pewno więcej niż jego nowy ekspres do kawy z górnej półki.
Keizo również był zaskoczony i wyprosił wszystkich poza Mizukim z gabinetu.
- Mizuki... ja... tyle czasu minęło. - Podszedł do nieźle zdziwionego chłopaka i przytulił go.
A Mizuki? Cóż... wrzało w nim tak jak jeszcze nigdy. Wnerwiało go to, że Keizo nagle stał się taki otwarty, a on nie wiedział dlaczego. Na dodatek dlaczego on jest szefem tej firmy? Dlaczego? Od jak dawna? Miał tyle pytań i tyle pretensji o to że ten, nawet go nie szukał, a teraz od tak sobie go przytula. Odepchnął go na tyle na ile pozwolił mu szok, po czym w końcu zawarł głos.
- Sześć miesięcy... mógłby minąć nawet rok, a ty pewnie i tak nie pofatygowałbyś się do poszukania mnie żeby wszystko na spokojnie wyjaśnić.- Fakt, zachowywał się jak jakaś rozpieszczona nastolatka, ale Keizo chyba tego nie zauważył. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że Mizuki ma do niego pretensje o coś, o co powinien obwiniać co najmniej kochanka, a nie Keizo.
- Nie szukałem?! Jaja sobie robisz?! Dzwoniłem do twojego przyjaciela, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Prawie cały czas łaziłem po centrum Tokio w nadziei, że może na Ciebie trafię.
 A ty? Ty też mogłeś wrócić... na przykład żeby porozmawiać.
- Raz zobaczyłem Cię w sklepie, ale nie wyglądałeś na załamanego, więc stwierdziłem, że nie ma po co znów wprawiać Cię w stan furii moim widokiem.
- Pierdzielisz. Wiesz dobrze, że nie chciałem wtedy powiedzieć tego wszystkiego.
- Zawsze Cię ponosiło.
- Zmieniłem się.
- Zauważyłem. - Rozejrzał się po pomieszczeniu z nie małym podziwem. Wskazał na obrotowy fotel stojący tuż obok. - Mogę?
- Oczywiście. Nawet wskazane bo zaraz mam spotkanie, ale chce żebyś tu na mnie poczekał. Muszę z Tobą porozmawiać.
- Rozmawiamy.
- Chce pomówić o nas... w sensie o tym co dalej. Nie chcę tracić z Tobą kontaktu. Tęskniłem za Tobą w jakiś sposób.
- Jezu... ty naprawdę się zmieniłeś.
- Tak i zrozumiałem również że jestem gejem.
- Nie no co ty, serio? - Wytrzeszczył oczy niby to w zdumieniu, jednak w jego głosie słychać było sarkazm.
- Chodziło mi raczej o to, że się z tym pogodziłem.
- A cóż to się stało?- Widać mężczyzna chciał już odpowiedzieć, jednak do pokoju wszedł mężczyzna. Na oko starszy od Mizukigo. Uwiesił się na ramieniu Keizo jak gdyby nigdy nic.
- Keizuś... mamy spotkanie. Pamiętasz?
Mizuki cieszył się strasznie, że siedzi bo gdyby stał, pewnie nogi by się pod nim ugięły. Cholera! Jego Keizo miał faceta. Jego! Przecież on czekał aż Keizo się zaakceptuje, by móc znów coś zacząć, a ten gnój ma faceta! Do cholery. Chciało mu się płakać, ale jest mężczyzną, więc powstrzymywał się za wszelką cenę.
- Tak, wiem. - Widząc jak Mizuki spochmurniał zdecydował się szybko wyjaśnić sytuacje. Chłopak wszystko źle zrozumiał. Przecież on w życiu nie byłby z nikim kto nazywałby go Keizuś - ...i nie wieszaj się na mnie. Poznaj Mizukiego. Mizuki poznaj James’a. James to mój kuzyn, który pod moją dość długą nieobecność jak wiesz, zajmował się firmą naszego ojca.
- K...kuzyn?- Kamień z serca. Ulga niesłychana. Jednak wciąż nie opuściło go wrażenie, że Keizo ma lub miał kogoś.
- Siemka. - Podał rękę chłopakowi, po czym zmierzył go wzrokiem. - I to jest ta twoja piękność?
Keizo aż zakrztusił się kawą którą na szybko zaczął dopijać, a Mizuki ze swoją zszokowaną miną postanowił jednak zapytać.
- Piękność?
- No. Keizo opowiadał że nijaki Mizuki uświadomił mu w końcu, że jest gejem. Cały czas mu to sugerowałem, ale ten kretyn za cholere nie słuchał. Tak więc byłem w niemałym szoku, gdy się dowiedziałem, że jakiś dziewiętnastolatek mu to udowodnił. Zrozumiałem, że coś jest na rzeczy. Tak więc podejrzewam ,że ze sobą kręcicie.
- My nie...
- My nie chcemy rozmawiać o naszych relacjach. To prywatne. - Dokończył z szyderczym uśmieszkiem, po czym wyszedł na spotkanie posyłając jeszcze Mizukiemu przy wejściu spojrzenie mówiące „ Ani mi się waż, wyjść stąd gdziekolwiek“.


Mizuki ani drgnął. Siedział i czekał, oglądając w tym czasie dokładniej całe pomieszczenie. W końcu zdecydował się wstać i podejść do olbrzymiego okna z widokiem na miasto. Powoli zaczynało się ściemniać, a on musiał jeszcze zdążyć na autobus. Niecierpliwy, pozwolił sobie skorzystać z uruchomionego komputera i sprawdzić rozkład jazdy. Świetnie. Właśnie teraz ucieka mu ostatni autobus. W momencie kiedy chciał zamknąć przeglądarkę do pomieszczenia wszedł Keizo.
- Co robisz? - Podszedł do chłopaka z ciekawością wypisaną na twarz.
- Pozwoliłem sobie skorzystać z twojego kompa... sprawdziłem rozkład jazdy. Właśnie uciekł mi ostatni autobus.
- Gdzie mieszkasz?
- Godzinę drogi stąd, na obrzeżach miasta.
- Odwiozę Cię. To żaden problem. Poza tym... nie miałbyś może ochoty wybrać się ze mną jeszcze na kawę.
    Zgodził się. Tym bardziej, że uznał iż temu mężczyźnie nie można odmówić bezpodstawnie. Siedzieli w kawiarni i rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Mizuki był też w nie małym szoku, gdy dowiedział się że Keizo ma jednego z nowszych smartfonów. Ludzie. Ten człowiek miał telefon. Po godzinie uznał jednak, że co za dużo to nie zdrowo, a jeśli ma jutro się skupić w nowej pracy, musi wstać wypoczęty.
- ... Keizo, bardzo miło mi się z Tobą rozmawia tym bardziej, że ja też się stęskniłem ale... powinienem już wrócić do domu. Odwieziesz mnie?
- Naturalnie. - Wstał i po zapłaconym rachunku, odwiózł chłopaka do domu. Całą drogę obserwował ulice. Jakby się ucząc, którędy jechać kolenym razem. Mizuki miał nadzieję, że w samochodzie nawiążą jeszcze jakąś konwersacje, ale chłopak praktycznie zasypiał, opierając głowę o szybę jeepa. Ah tak. Keizo wciąż miał swojego jeepa tłumacząc się, że z samochodem ma za dużo wspomnień, by od tak zamienić go na jakiś nowszy szajs.
Kiedy stanęli pod blokiem chłopaka, Mizuki zaczął się ubierać. Nie zamierzał wychodzić z samochodu bez bluzy.
- Tu mieszkasz?
- Tak... wiem. Straszne osiedle. Praktycznie slamsy, ale nie narzekam. - Uśmiechnął się do mężczyzny, po czym wysiadł z samochodu. Keizo wysiadł za chłopakiem. - Chcesz iść ze mną?
- Haha... nie wejdę tam. Bez urazy. Chciałem się pożegnać.
- Ah. Spoko. To pa.- Chłopak jakby nic nie rozumiejąc uścisnął dłoń Keizo i... ah jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy chcąc się oddalić znów został powstrzymany. Tym razem jednak nie były to słowa, lecz dłoń mężczyzny trzymająca nadgarstek Mizukiego. - Hm? - Odwrócił się do niego z miną godną idioty.
- Pamiętasz cały swój pobyt w moim domku za miastem?
- Taaakkk...
- A pamiętasz jak mnie pocałowałeś, a ja powiedziałem Ci żebyś nie robił tego nigdy więcej jeśli nie poproszę?
- Taaakkk - Jakiś głosik w jego głowie podpowiadał mu, że mężczyzna do czegoś zmierza. Zmęczenie chłopaka było jednak tak wielkie że jego mózg ledwo pracował.
- W takim razie proszę o to teraz.
- O.. pocałunek?
- Tak. - Wyszczerzył się do chłopaka. Oh, czy aby na pewno, to wciąż był ten sam Keizo? Tak bardzo się zmienił, że było to aż dziwne. No proszę, a wystarczyła po prostu akceptacja samego siebie.
-Ode mnie?
- Tak od Ciebie.
- Jesteś pewien.
- Matko jedyna Mizuki bo do świtu tego nie zrobisz i wylecisz z mojej firmy szybciej niż Ci się wydaje. - Taaaak. To dało Mizukiemu kopa. Nie zastanawiając się, przywarł ustami do warg mężczyzny zastanawiając się przez moment, czy teraz też będzie musiał się namęczyć by mężczyzna oddał pocałunek. Keizo jednak kiedy tylko wargi chłopaka dotknęły jego ust, przejął władze nad pocałunkiem. Próbując w pewien sposób udowodnić Mizukiemu, że już się nie boi. Że jest wszystkiego pewien i, że przeprasza. Nie całowali się co prawda namiętnie, wpychając sobie języki do gardeł. Były to  po prostu stanowcze muśnięcia ust, które mimo, że były tylko muśnięciami, wzbudziły w nich obu coś na wzór niedosytu, chęci na więcej. Nadziei na coś.
Mizuki z niechęcią odsunął się od Keizo.
- A może jednak wejdziesz?
- A nie ukradną mi samochodu? - Uśmiechnął się pewnie do chłopaka po czym znów szybko go pocałował i poprawił swój garnitur. - Ja też muszę już jechać Mizuki. Może innym razem.
- Keizo... Czy my w pracy będziemy się traktować jak my, czy raczej jak my ale w firmie?
- Mizuki. Znów bredzisz. Chodzi Ci o to czy będę Cię traktował jak zwykłego pracownika?
- Mhm.
- Muszę i muszę też jechać, więc jeśli pozwolisz to wsiądę już w samochód i wrócę do domu hm?
- Do widzenia szefie. - Na jego ustach zagościł chytry uśmieszek. Nie dając mężczyźnie czasu na komentarz ruszył w stronę bloku.
                    *~*




    Dni mijały dość zwyczajnie. Mizuki codziennie przychodził do pracy i segregował dokumenty praktycznie nie widując się ze swoim szefem. Trochę go to martwiło, gdyż mężczyzna czasami nawet nie mówił mu pospolitego dzień dobry. Tak więc chłopak prawie z butów wyskoczył kiedy dostał sms’a od Keizo z prośbą spotkania się na kawie. Oczywiście Mizuki, jak to Mizuki wziął sobie za punkt honoru że pokaże mężczyźnie jak bardzo zły jest za ostatnie ignorowanie go. Zgodził się z „niby niechęcią“.
                        ...


- Czy mi się zdaje czy ty jesteś zły? - Patrzył na tego chłopaka już od paru minut i nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż coś jest na rzeczy.
- Trochę.
- Na kogo?
- Na Ciebie.
- Ah... zaczyna się. - Prychnął pod nosem po czym znów uraczył Mizukiego swoim spojrzeniem. - Mogę  chociaż wiedzieć za co?
- Za ignorowanie mnie.
- Ignorowanie?
- Tak. Rozumiem, że kontakty szef-pracownik mają jakieś zasady, ale mógłbyś mi choć powiedzieć dzień dobry w pracy a nie odwracać się jakbyś mnie nie widział. To naprawdę dość frustrujące. - Odwrócił głowę w geście mówiącym Keizo że ma ewidentnego focha.
- Haha i o to się gniewasz?
- Tak. To takie lekceważenie mnie wiesz? Poza tym irytowało mnie uczucie, że... - Zniżył minimalnie głos i pochylił się do mężczyzny wcześniej rozglądając się po pomieszczeniu, czy nikomu nie przyszło do głowy podsłuchanie ich. -... pocałowałeś mnie udowadniając sobie i mnie, że możesz mieć każdą dupę w mieście, więc po co miałbyś wdawać się w bardziej zawiezłe kontakty ze mną...
- Mizuki! No teraz to już przesadzasz. Naprawdę za takiego mnie masz? - Z niedowierzeniem i poirytowaniem spojrzał na młodego po czym wstał, zapłacił kelnerce za obie ich kawy i zaczął szykować się do wyjścia.
- Tym razem ja mogłem zapłacić.
- Obejdzie się. To ja Cię zaprosiłem. -Wyszedł. Widać było napięte mięśnie pod koszulą, która mocno przylegała do ciała mężczyzny. Dość mocno dotknął go fakt, że Mizuki ma o nim takie zdanie. Przecież nie dał mu do tego żadnych podstaw. Wsiadł do samochodu i odjechał. Był zły, bo chciał zabrać chłopaka później na jakiś spacer, pokazać mu parę miejsc, a wyszło jak wyszło. 




Dziękuje. Mam nadzieję że się podobało *U*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz