Z Deszczu W Słońce 5
Kolejny rozdział. Tak jak mówiłam wcześniej będą pojawiać się w niedziele. Jeśli pojawią się jakieś błędy to przepraszam. Dziękuje ^^ ~` Hitomi
Betowała Savae ;)
*~~~~*
- Człowieku.
Ja w siebie więcej nie wleje. -Chlipnął po piątym już piwie. Zawsze miał mocną
głowę i rzadko kiedy bywał pijany, ale teraz czuł całym sobą, że jeszcze jedno
piwo i nie wróci do domu.
- Jeszcze
jedno. -Wyraźnie już spity Akihiko, zrobił się nad wyraz przylepny. Tulił się
do Mizukiego, jak gdyby ten był najwspanialszym misiem na świecie.
- Akihiko.
Było super. Naprawdę, ale ja już będę się zbierał. - Wstał od nieźle już
pobrudzonego stolika i pożegnał się z przyjacielem ruszając w stronę wyjścia.
Nagłe
uderzenie świeżego powietrza było dokładnie tym czego Mizuki teraz pragnął.
No... może pomijając całującego go namiętnie Keizo, ciepłego łóżka i jakiegoś
autobusu z ogrzewaniem, który podrzuciłby go na przystanek niedaleko domu.
Właściwie
to można powiedzieć, że kolejne marzenie spełnione. To teraz już tylko łóżko i
Keizo. Spojrzał na drogę polną ciągnącą się w górę wzgórza. Szedł i szedł.
Wciąż się rozglądając, bo trzeba było przyznać, że las otaczający drogę był o tej
godzinie przerażający.
Miał
wrażenie, że idzie zygzakiem. Nie, chwila. Mizuki szedł zygzakiem. Droga więc
nieźle mu się dłużyła. W pewnej chwili miał też wrażenie, że słyszy za sobą
jakieś kroki. A może mu się tylko wydawało? Odwrócił się jednak i żałował. Oj,
jak strasznie żałował. Nie był aż tak spity, by mieć zwidy. Może było to
śmieszne jednak widok naprawdę paraliżował go całkowicie. Dzik. Ogromny dzik.
Stał kilka metrów przed nim i chyba szykował się do ataku. Czy miał jakieś
szanse ucieczki? Na pewno mógł uciekać, ale czy opłacało mu się to? Przecież i
tak z tysiąc razy przewróci się po drodze. I co miał zrobić? Stał jak kołek.
Dzik zaczął na niego pędzić, a on stał. Nawet jeśli chciał, nie mógł się
ruszyć. Ostatnie co zdążył zarejestrować, to dość głośny huk i opadające
zwierzę. Opadające tak samo jak on sam. Tak. Mizuki zemdlał z nadmiaru emocji.
*~~~~*
- Mizuki...
Mizuki. - Jego imię docierało do niego, jak przez mgłę. Obudził się, a co
najlepsze. Żył. Przeżył spotkanie z dzikiem. - No nareszcie wstałeś. - Odwrócił
się w stronę tego cudownego głosu. Tak, znał tego człowieka. Znów uratowany
przez tego samego gbura.
- Długo
spałem?
- Nie
spałeś, zemdlałeś.
- Nie
ważne. Długo?
- Godzinę.
- Co z
dzikiem?
- Zastrzeliłem
go i zakopałem w lesie.
- To nie
jest przypadkiem zabronione?
- Nie
obchodzi mnie to. Wiecznie są z Tobą problemy. Gdybyś wrócił wcześniej...
- Nie
jesteś moim ojcem. Nie błagałem o ratunek, więc o co się czepiasz. - Aż usiadł
ze zdenerwowania. Ah... czy ten człowiek musiał go zawsze tak denerwować?
- Tak, masz
racje. - Prychnął sarkastycznie - Lepiej by było gdyby Cię zabił.
- Keizo...
proszę. Nie kłóćmy się. Głowa mnie boli. Niedobrze mi. Chyba za dużo wypiłe...-
Nie dokończył. Pobiegł do toalety z takim tempem, że Keizo dopiero po chwili
załapał, że chłopak już nie siedzi na łóżku. Ah, ile razy sobie powtarzał, że
nie będzie pił, bo zawsze wymiotuje. Co dziwne nie musiał być pijany, a i tak
wymiotował.
* ~~~*
Siedział w
salonie i popijał piwo na którego widok Mizukiemu znów zachciało się
wymiotować.
- Błagam
człowieku schowaj tą truciznę. - Wysapał i legł obok wyciągając nogi na stolik
- Mówi ten
co wraca schlany, a nie. Przepraszam. Nie wraca, zostaje wniesiony przez
wspaniałomyślnego, cudownego wybawiciela Keizo.
- Nie
przesadzasz aby trochę?
- Nie.
- Jak dla
mnie, to po prostu wybawiciel.
- Czy ty
starasz się mnie obrazić? -Uniósł brwi ku górze.
- A
wychodzi mi?
- Nie
bardzo.
- Ehhh -
Odchylił głowę do tyłu i wpatrzył w jakąś plamę na suficie.
-
Mizuki...- Mruknął mu do ucha takim głosem, że skórę chłopaka pokryła gęsia
skórka pomimo tego, że w domu było dość ciepło?
- Tak? -
Spojrzał mężczyźnie w oczy z niemą nadzieją na coś więcej niż tylko nieumyślne
rozpalanie go od środka.
- Giry ze
stołu. - Uśmiechnął się wrednie po czym wstał, by wyrzucić puszkę do kosza.
Nie było mu
to jednak pisane gdyż, wyraźnie zirytowany Mizuki, pociągnął go za rękę tak
mocno, że ostatecznie Keizo wylądował na chłopaku. - Mizuki... no co ty?
- Keizo ty
cholerny dupku...
- Słuchaj
no ty...
- Nie! To
ty się zamknij i słuchaj. Nie rób mi tak nigdy więcej, bo zrobię coś za co mnie
znienawidzisz.
- Czego mam
nie robić? - Zdążył już polubić tego chłopaka, więc takie przekomarzania trochę
go bawiły.
- Szeptasz
mi do ucha moje imię w taki sposób jakbyś chciał uczynić ze mną coś bardzo
niestosownego, a tymczasem kiedy ja już na coś liczę Ty traktujesz to, jak
jakiś dowcip.
- Udany ten
dowcip? - Znów wyszczerzył zęby w szerokim i promiennym uśmiechu,
a Mizukiego
szlag trafił.
- Zależy co
miał spowodować... -Chwycił wolną dłoń Keizo w stalowym uścisku i przyłożył ją
sobie do walącego z zawrotną szybkością serca.- To? -Uniósł dłoń po czym
położył na swoim kroczu. Był w połowie twardy i podniecony całą sytuacją. Tak
bardzo, że nie brał pod uwagę nawet tego, że facet może go za coś takiego
uderzyć - A może to? Jak myślisz Keizo udał Ci się ten dowcip? - Otarł się
kroczem o jego dłoń. Dopiero po chwili spojrzał na Keizo który ani drgnął. Był
sparaliżowany sytuacją tak bardzo jak on w sytuacji spotkania z dzikiem. - No
Keizo... chyba nie taki miałeś zamiar.
- Nie
koniecznie. Puść moją dłoń.
- Nie chcę.
-Kolejne otarcie.
- Mizuki
dość. -Warknął.
- Hm? -
Kompletnie stracił rozum. Ocierał się o niego tak mocno jak tylko mógł, brał
ile mógł, nagle koniec. Rozdzielenie ciał i uderzenie w policzek. Mocne.
Automatycznie jego dłoń dotknęła bolącego miejsca. Spojrzał przerażony na
Keizo. Mężczyzna był wyraźnie podniecony co było widać w jego spodniach jak i
na jego twarzy. Dlaczego go więc uderzył. Nie stop. On go uderzył. Może nie był
kobietą aby mu to w jakiś sposób wypominać albo go za to znienawidzić, ale to
zabolało. Nie tylko fizycznie ale w jego sercu pojawił się nagle smutek i chęć
pozbycia się go przez łzy. Nie płakał jednak.
-
Powiedziałem dość. - Kiedy Mizuki chciał do niego podejść odsunął się na koniec
pokoju, co mogło wyglądać tak jakby się brzydził chłopaka. Nie brzydził się go.
Przeciwnie i właśnie to go przeraziło.
-
Przepraszam. -Wydukał kiedy już dostał dostateczny dowód na to, że mężczyzna
się go brzydzi. Przesadził. Ocieranie pobudzi każdego zdrowego faceta. Czego
się spodziewał. Co miał zrobić. Nie chciał znów mówić, że pora żeby się
wyprowadzić, ale rzeczywiście chyba była na to pora, bo długo nie wytrzyma w
obecności tego faceta.
- W
porządku. Mizuki jesteś pijany, więc nie mam ci za złe. Idź spać.
- Mhm. -Nie
był pijany. Nie do końca. Nie miał jednak sił wdawać się w kolejne niepotrzebne
dyskusje. Ruszył więc do sypialni i poszedł spać. Łóżko wydało mu się jednak
zimne. Zasnął po chwili obiecując sobie,
że jutro wypłaci z banku swoje nie małe oszczędności i wynajmie jakieś
mieszkanko. Oszczędności nie wypłacał właściwie nigdy, nawet wtedy, gdy życie
mu się waliło. Teraz była już chyba najwyższa pora, by je wykorzystać, bo znów
wszystko spierdolił.
*~~~~*
Cały dzień
nie rozmawiali. Zamienili ze sobą tylko dzień dobry. Mizuki uznał to więc za
kolejny argument do wyprowadzki. Było dopiero popołudnie, a on już zdążył
poprosić przyjaciela, by mu coś wynajął i wypłacił pieniądze. Ufał mu
bezgranicznie, więc nie przejmował się niczym. Przed chwilą znów dzwonił telefon,
a on udał się z nim do łazienki by Keizo za szybko czegoś nie usłyszał.
- I jak?
= No koleś
się zdziwił, że ktoś od razu chce wynająć mieszkanie bez sprawdzania go
osobiście, ale spoko już masz wszystko załatwione. Klucze u mnie.
-
Wyposażenie jest nie?
= No jasne.
Aaaa... kiedy się wprowadzasz?
- Jutro
prawdopodobnie.
= Ok. To
narka. Musze lecieć, bo się umówiłem.
- O, a z
kim to?
= Emmm...
nie ważne. Do zobaczenia.
- Pa. -
Rozłączył się po czym wrócił do salonu i odłożył telefon na swoje miejsce.
- Keizo
musimy pomówić o wczoraj. - Podszedł do mężczyzny od tyłu i położył mu rękę na
ramieniu. Keizo aż podskoczył. No... nie było to zbyt miłe uczucie dla
Mizukiego.
- Ah... o
wczoraj? Cóż. Nieźle się wygłupiłeś. Powiem szczerze, że zachowałeś jak
gówniarz nie pytając mnie nawet o zgodę. Mam nadzieję że to się więcej nie
powtórzy.
- Nie
powinno.
-Muszę mieć
stu procentową pewność.
- Nie mogę
tego obiecać. Keizo, czy ty zdajesz sobie sprawę jak silnie na mnie działasz?
-
Powinniśmy coś z tym zrobić jak masz tu zostać no nie? Hmmm, a może z nim też
tak było co... z tym Eizo... on też Ci się podobał i spójrz. Poradził sobie.
Może powinienem zrobić to samo co on i będzie spoko?! O to Ci chodzi!? - I cała
cierpliwość i spokój poszły się jebać. Całe napięcie jakie kumulował w sobie od
wczoraj buchnęło tak, że nawet nie kontrolował tego co mówił. Był wściekły na
siebie samego, ale wyżywał się na Mizukim. Czy to miało sens? Dla Keizo
wydawało się w tamtej chwili mieć, więc kontynuował. - Ty nie możesz mi
obiecać? Ja też nie mogę Ci obiecać że nie zachowam się jak on kiedy ty robisz
coś takiego. A może ty się prosiłeś o to by zrobić mu laskę hm? A on tylko
spełnił twoją prośbę co?! Co ?! Ja też nie mam kurwa pewności!!!
- Nie mów
tak - W pierwszej chwili miał ochotę trzasnąć Keizo tak, jak to ten zrobił
wczorajszej nocy, jednak wycofał się ostatecznie do tyłu. Mężczyzna z każdą
chwilą zdawał się wściekać coraz bardziej, a kolejne wypowiedziane słowa raniły
go coraz bardziej. Nie chciał tego słuchać. - Dość!!! - Pierwszy raz w życiu
krzyknął aż tak głośno ale podziałało. - Obiecuje! Obiecuje, że już nigdy w
życiu Cię nie dotknę! Że nawet na Ciebie nie spojrzę! O to chodzi?! W takim
razie obiecuję Ci...
Może było to dość zabawne ale po ten
wywrzeszczanej dyskusji obaj sapali jak schorowane psy.
- Tak, a
niby jakim cudem? - Powoli docierało do niego to jak się zachował, ale nie
chciał jeszcze przepraszać chłopaka. Wydawało mu się to nieodpowiednie, gdyż
teraz to Mizuki był wściekły. No naprawdę jak jakieś błędne koło.
-
Wyprowadzam się. Znalazłem w mieście mieszkanie. Takim oto sposobem dam ci
spokój...
- Mizuki
nie o to mi chodziło.
- Ty se
chyba jaja robisz człowieku?! Jak nie o to Ci chodziło. To o co?! Przeanalizuj
sobie wszystko co mi powiedziałeś i zastanów się, czego tak naprawdę chcesz.
- Chcę...
chcę żebyś dał mi czas i został. - Zaryzykował uspokojenie nabuzowanego
Mizukiego. Czy to nie było w pewien sposób zabawne? Tak się wzajemnie ciągle
uspokajać.
- Pierdol
się.- Miał dość. Opuścił pomieszczenie udając się od razu do sypialni po swoją
nie dużą ilość rzeczy. Spakował je szybko do torby, którą dostał na urodziny od
Akihiko. Kiedy opuszczał dom musiał się nieźle naszarpać z właścicielem, gdyż
Keizo starał się go siłą zatrzymywać. Wyszedł. Po prostu wyszedł i gdy po
jakiejś godzinie znalazł się w mieście skierował się do swojego przyjaciela.
Wprowadził się do nowego mieszkania. Minęło
dokładnie pół roku od czasu ostatnich dni spędzonych z Keizo. Czy mężczyzna
przez ten czas pojawiał się w jego życiu. Owszem.
Tydzień po
całym zdarzeniu zobaczył go przez z szybę w sklepie. Uciekł jednak nim
mężczyzna go zauważył. Nie wyglądał jednak źle.
Przez jakiś
czas smucił go fakt, że nie próbował go szukać i porozmawiać, bo mogło się to
komuś wydawać zabawne, ale tęsknił za tym człowiekiem i doszedł nawet do
wniosku, że chyba się w nim zakochał.
W każdym
bądź razie...usilnie starał się zapomnieć.
Nie szło mu
to jednak zbyt łatwo, gdyż los postanowił spleść ich życie ze sobą w kilku
miejscach. No na przykład teraz. Jakieś dwa dni temu zaczął szukać pracy.
Jakiejkolwiek. Miał tam coś za sobą, więc zaproponowali mu prace w bardzo dużej
firmie. Jako kto? Jako osoba segregująca dokumenty i takie tam pierdoły, bo do
niczego innego się póki co nie nadawał. Chcąc nie chcąc, zgodził się i poszedł
na spotkanie z szefem i właścicielem całej firmy, by się przedstawić i
przywitać.
Jego
szok... ah, jakże był wielki, gdy zobaczył przed sobą Keizo ubranego w garnitur
warty na pewno więcej niż jego nowy ekspres do kawy z górnej półki.
Keizo
również był zaskoczony i wyprosił wszystkich poza Mizukim z gabinetu.
- Mizuki...
ja... tyle czasu minęło. - Podszedł do nieźle zdziwionego chłopaka i przytulił
go.
A Mizuki?
Cóż... wrzało w nim tak jak jeszcze nigdy. Wnerwiało go to, że Keizo nagle stał
się taki otwarty, a on nie wiedział dlaczego. Na dodatek dlaczego on jest
szefem tej firmy? Dlaczego? Od jak dawna? Miał tyle pytań i tyle pretensji o to
że ten, nawet go nie szukał, a teraz od tak sobie go przytula. Odepchnął go na
tyle na ile pozwolił mu szok, po czym w końcu zawarł głos.
- Sześć
miesięcy... mógłby minąć nawet rok, a ty pewnie i tak nie pofatygowałbyś się do
poszukania mnie żeby wszystko na spokojnie wyjaśnić.- Fakt, zachowywał się jak
jakaś rozpieszczona nastolatka, ale Keizo chyba tego nie zauważył. Nawet nie
zwrócił uwagi na to, że Mizuki ma do niego pretensje o coś, o co powinien
obwiniać co najmniej kochanka, a nie Keizo.
- Nie
szukałem?! Jaja sobie robisz?! Dzwoniłem do twojego przyjaciela, ale nie chciał
mi nic powiedzieć. Prawie cały czas łaziłem po centrum Tokio w nadziei, że może
na Ciebie trafię.
A ty? Ty też mogłeś wrócić... na przykład żeby
porozmawiać.
- Raz
zobaczyłem Cię w sklepie, ale nie wyglądałeś na załamanego, więc stwierdziłem,
że nie ma po co znów wprawiać Cię w stan furii moim widokiem.
-
Pierdzielisz. Wiesz dobrze, że nie chciałem wtedy powiedzieć tego wszystkiego.
- Zawsze
Cię ponosiło.
- Zmieniłem
się.
-
Zauważyłem. - Rozejrzał się po pomieszczeniu z nie małym podziwem. Wskazał na
obrotowy fotel stojący tuż obok. - Mogę?
-
Oczywiście. Nawet wskazane bo zaraz mam spotkanie, ale chce żebyś tu na mnie
poczekał. Muszę z Tobą porozmawiać.
-
Rozmawiamy.
- Chce
pomówić o nas... w sensie o tym co dalej. Nie chcę tracić z Tobą kontaktu.
Tęskniłem za Tobą w jakiś sposób.
- Jezu...
ty naprawdę się zmieniłeś.
- Tak i
zrozumiałem również że jestem gejem.
- Nie no co
ty, serio? - Wytrzeszczył oczy niby to w zdumieniu, jednak w jego głosie
słychać było sarkazm.
- Chodziło
mi raczej o to, że się z tym pogodziłem.
- A cóż to
się stało?- Widać mężczyzna chciał już odpowiedzieć, jednak do pokoju wszedł
mężczyzna. Na oko starszy od Mizukigo. Uwiesił się na ramieniu Keizo jak gdyby
nigdy nic.
- Keizuś...
mamy spotkanie. Pamiętasz?
Mizuki
cieszył się strasznie, że siedzi bo gdyby stał, pewnie nogi by się pod nim
ugięły. Cholera! Jego Keizo miał faceta. Jego! Przecież on czekał aż Keizo się
zaakceptuje, by móc znów coś zacząć, a ten gnój ma faceta! Do cholery. Chciało
mu się płakać, ale jest mężczyzną, więc powstrzymywał się za wszelką cenę.
- Tak,
wiem. - Widząc jak Mizuki spochmurniał zdecydował się szybko wyjaśnić sytuacje.
Chłopak wszystko źle zrozumiał. Przecież on w życiu nie byłby z nikim kto
nazywałby go Keizuś - ...i nie wieszaj się na mnie. Poznaj Mizukiego. Mizuki
poznaj James’a. James to mój kuzyn, który pod moją dość długą nieobecność jak
wiesz, zajmował się firmą naszego ojca.
-
K...kuzyn?- Kamień z serca. Ulga niesłychana. Jednak wciąż nie opuściło go
wrażenie, że Keizo ma lub miał kogoś.
- Siemka. -
Podał rękę chłopakowi, po czym zmierzył go wzrokiem. - I to jest ta twoja
piękność?
Keizo aż
zakrztusił się kawą którą na szybko zaczął dopijać, a Mizuki ze swoją
zszokowaną miną postanowił jednak zapytać.
- Piękność?
- No. Keizo
opowiadał że nijaki Mizuki uświadomił mu w końcu, że jest gejem. Cały czas mu
to sugerowałem, ale ten kretyn za cholere nie słuchał. Tak więc byłem w
niemałym szoku, gdy się dowiedziałem, że jakiś dziewiętnastolatek mu to
udowodnił. Zrozumiałem, że coś jest na rzeczy. Tak więc podejrzewam ,że ze sobą
kręcicie.
- My nie...
- My nie
chcemy rozmawiać o naszych relacjach. To prywatne. - Dokończył z szyderczym
uśmieszkiem, po czym wyszedł na spotkanie posyłając jeszcze Mizukiemu przy
wejściu spojrzenie mówiące „ Ani mi się waż, wyjść stąd gdziekolwiek“.
Mizuki ani
drgnął. Siedział i czekał, oglądając w tym czasie dokładniej całe
pomieszczenie. W końcu zdecydował się wstać i podejść do olbrzymiego okna z
widokiem na miasto. Powoli zaczynało się ściemniać, a on musiał jeszcze zdążyć
na autobus. Niecierpliwy, pozwolił sobie skorzystać z uruchomionego komputera i
sprawdzić rozkład jazdy. Świetnie. Właśnie teraz ucieka mu ostatni autobus. W
momencie kiedy chciał zamknąć przeglądarkę do pomieszczenia wszedł Keizo.
- Co
robisz? - Podszedł do chłopaka z ciekawością wypisaną na twarz.
-
Pozwoliłem sobie skorzystać z twojego kompa... sprawdziłem rozkład jazdy.
Właśnie uciekł mi ostatni autobus.
- Gdzie
mieszkasz?
- Godzinę
drogi stąd, na obrzeżach miasta.
- Odwiozę
Cię. To żaden problem. Poza tym... nie miałbyś może ochoty wybrać się ze mną
jeszcze na kawę.
Zgodził się. Tym bardziej, że uznał iż temu
mężczyźnie nie można odmówić bezpodstawnie. Siedzieli w kawiarni i rozmawiali.
O wszystkim i o niczym. Mizuki był też w nie małym szoku, gdy dowiedział się że
Keizo ma jednego z nowszych smartfonów. Ludzie. Ten człowiek miał telefon. Po
godzinie uznał jednak, że co za dużo to nie zdrowo, a jeśli ma jutro się skupić
w nowej pracy, musi wstać wypoczęty.
- ...
Keizo, bardzo miło mi się z Tobą rozmawia tym bardziej, że ja też się
stęskniłem ale... powinienem już wrócić do domu. Odwieziesz mnie?
-
Naturalnie. - Wstał i po zapłaconym rachunku, odwiózł chłopaka do domu. Całą
drogę obserwował ulice. Jakby się ucząc, którędy jechać kolenym razem. Mizuki
miał nadzieję, że w samochodzie nawiążą jeszcze jakąś konwersacje, ale chłopak
praktycznie zasypiał, opierając głowę o szybę jeepa. Ah tak. Keizo wciąż miał
swojego jeepa tłumacząc się, że z samochodem ma za dużo wspomnień, by od tak
zamienić go na jakiś nowszy szajs.
Kiedy
stanęli pod blokiem chłopaka, Mizuki zaczął się ubierać. Nie zamierzał
wychodzić z samochodu bez bluzy.
- Tu
mieszkasz?
- Tak...
wiem. Straszne osiedle. Praktycznie slamsy, ale nie narzekam. - Uśmiechnął się
do mężczyzny, po czym wysiadł z samochodu. Keizo wysiadł za chłopakiem. -
Chcesz iść ze mną?
- Haha...
nie wejdę tam. Bez urazy. Chciałem się pożegnać.
- Ah.
Spoko. To pa.- Chłopak jakby nic nie rozumiejąc uścisnął dłoń Keizo i... ah jakże
wielkie było jego zdziwienie, kiedy chcąc się oddalić znów został powstrzymany.
Tym razem jednak nie były to słowa, lecz dłoń mężczyzny trzymająca nadgarstek
Mizukiego. - Hm? - Odwrócił się do niego z miną godną idioty.
- Pamiętasz
cały swój pobyt w moim domku za miastem?
-
Taaakkk...
- A
pamiętasz jak mnie pocałowałeś, a ja powiedziałem Ci żebyś nie robił tego nigdy
więcej jeśli nie poproszę?
- Taaakkk -
Jakiś głosik w jego głowie podpowiadał mu, że mężczyzna do czegoś zmierza.
Zmęczenie chłopaka było jednak tak wielkie że jego mózg ledwo pracował.
- W takim
razie proszę o to teraz.
- O..
pocałunek?
- Tak. -
Wyszczerzył się do chłopaka. Oh, czy aby na pewno, to wciąż był ten sam Keizo?
Tak bardzo się zmienił, że było to aż dziwne. No proszę, a wystarczyła po
prostu akceptacja samego siebie.
-Ode mnie?
- Tak od
Ciebie.
- Jesteś
pewien.
- Matko
jedyna Mizuki bo do świtu tego nie zrobisz i wylecisz z mojej firmy szybciej
niż Ci się wydaje. - Taaaak. To dało Mizukiemu kopa. Nie zastanawiając się, przywarł
ustami do warg mężczyzny zastanawiając się przez moment, czy teraz też będzie
musiał się namęczyć by mężczyzna oddał pocałunek. Keizo jednak kiedy tylko
wargi chłopaka dotknęły jego ust, przejął władze nad pocałunkiem. Próbując w
pewien sposób udowodnić Mizukiemu, że już się nie boi. Że jest wszystkiego
pewien i, że przeprasza. Nie całowali się co prawda namiętnie, wpychając sobie
języki do gardeł. Były to po prostu
stanowcze muśnięcia ust, które mimo, że były tylko muśnięciami, wzbudziły w
nich obu coś na wzór niedosytu, chęci na więcej. Nadziei na coś.
Mizuki z
niechęcią odsunął się od Keizo.
- A może
jednak wejdziesz?
- A nie
ukradną mi samochodu? - Uśmiechnął się pewnie do chłopaka po czym znów szybko
go pocałował i poprawił swój garnitur. - Ja też muszę już jechać Mizuki. Może
innym razem.
- Keizo...
Czy my w pracy będziemy się traktować jak my, czy raczej jak my ale w firmie?
- Mizuki.
Znów bredzisz. Chodzi Ci o to czy będę Cię traktował jak zwykłego pracownika?
- Mhm.
- Muszę i
muszę też jechać, więc jeśli pozwolisz to wsiądę już w samochód i wrócę do domu
hm?
- Do
widzenia szefie. - Na jego ustach zagościł chytry uśmieszek. Nie dając
mężczyźnie czasu na komentarz ruszył w stronę bloku.
*~*
Dni mijały dość zwyczajnie. Mizuki
codziennie przychodził do pracy i segregował dokumenty praktycznie nie widując
się ze swoim szefem. Trochę go to martwiło, gdyż mężczyzna czasami nawet nie
mówił mu pospolitego dzień dobry. Tak więc chłopak prawie z butów wyskoczył kiedy
dostał sms’a od Keizo z prośbą spotkania się na kawie. Oczywiście Mizuki, jak
to Mizuki wziął sobie za punkt honoru że pokaże mężczyźnie jak bardzo zły jest
za ostatnie ignorowanie go. Zgodził się z „niby niechęcią“.
...
- Czy mi
się zdaje czy ty jesteś zły? - Patrzył na tego chłopaka już od paru minut i nie
mógł oprzeć się wrażeniu, iż coś jest na rzeczy.
- Trochę.
- Na kogo?
- Na
Ciebie.
- Ah...
zaczyna się. - Prychnął pod nosem po czym znów uraczył Mizukiego swoim
spojrzeniem. - Mogę chociaż wiedzieć za
co?
- Za
ignorowanie mnie.
-
Ignorowanie?
- Tak.
Rozumiem, że kontakty szef-pracownik mają jakieś zasady, ale mógłbyś mi choć
powiedzieć dzień dobry w pracy a nie odwracać się jakbyś mnie nie widział. To
naprawdę dość frustrujące. - Odwrócił głowę w geście mówiącym Keizo że ma
ewidentnego focha.
- Haha i o
to się gniewasz?
- Tak. To
takie lekceważenie mnie wiesz? Poza tym irytowało mnie uczucie, że... - Zniżył
minimalnie głos i pochylił się do mężczyzny wcześniej rozglądając się po
pomieszczeniu, czy nikomu nie przyszło do głowy podsłuchanie ich. -...
pocałowałeś mnie udowadniając sobie i mnie, że możesz mieć każdą dupę w
mieście, więc po co miałbyś wdawać się w bardziej zawiezłe kontakty ze mną...
- Mizuki!
No teraz to już przesadzasz. Naprawdę za takiego mnie masz? - Z niedowierzeniem
i poirytowaniem spojrzał na młodego po czym wstał, zapłacił kelnerce za obie
ich kawy i zaczął szykować się do wyjścia.
- Tym razem
ja mogłem zapłacić.
- Obejdzie
się. To ja Cię zaprosiłem. -Wyszedł. Widać było napięte mięśnie pod koszulą,
która mocno przylegała do ciała mężczyzny. Dość mocno dotknął go fakt, że
Mizuki ma o nim takie zdanie. Przecież nie dał mu do tego żadnych podstaw.
Wsiadł do samochodu i odjechał. Był zły, bo chciał zabrać chłopaka później na
jakiś spacer, pokazać mu parę miejsc, a wyszło jak wyszło.
Dziękuje. Mam nadzieję że się podobało *U*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz