8 lat później
Złotowłosa szła
leśną ścieżką niosąc koszyk pełen malin, zboża i innych jeżyn. Co chwilę coś
podjadała, pomimo, że siostra stanowczo jej tego zabroniła. Uśmiechnęła się,
wyobrażając sobie minę niebieskookiej, gdy zauważy braki w zbiorach. Wdrapała
się na górę, pełną krzaków i innych wystających roślinnych ,,niebezpieczeństw’’,
po czym już po pięciu minutach była przed targowiskiem w swojej wsi. Oczywiście
cała umorusana, ubłocona i pokaleczona. Przecież to nie byłaby ona, gdyby
przeszła normalnie przez wyrobioną, wygodną drogę z lasu do wioski. W oddali
zauważyła swoją siostrę i zbiorowisko małych chłopców, którzy oczywiście o coś
ją prosili. Prychnęła i ruszyła szybciej w jej stronę, a gdy się zbliżyła,
chłopcy odeszli w tył o dwa kroki.
- Dzień dobry,
siostrzyczko. – powiedziała, przy okazji muskając ustami policzek tamtej
drugiej.
- No tak, tak,
cześć. – odpowiedziała, nawet na nią nie spoglądając. Była na tyle skupiona na
szyciu dziury w bluzce jednego z chłopców, że nie zwracała uwagi na to, jak jej
siostra wygląda. – Dobra, skończone!
- A ty znowu z
tymi bachorami.
Niebieskooka
uśmiechnęła się do dziecka, a gdy tamte odeszły, w końcu spojrzała na siostrę.
Westchnęła i śmiejąc się, sięgnęła po zakupy, które zrobiła w wiosce.
- A ty, znowu
ubrudzona. Mamy po równo, poza tym, za to szycie dostaje też trochę kasy, ciesz
się przynajmniej z tego.
- A ich matki nie
mogłyby się nauczyć szycia? – spytała, poprawiając kosz i rozglądając się po
wiosce.
- A chciałabyś jeść
na obiad codziennie kasztany?
- A-ach…tooo…Ech,
nie ważne, ale naprawdę mogłabyś mniej przebywać z tymi dziećmi. Albo
przynajmniej nie wtedy, kiedy ja te bachory widzę.
Niebieskooka
zaśmiała się, słysząc to co sądzi o jej ,,pracy’’ siostra. Nie lubiła dzieci,
to fakt. Mimo wszystko, szycie ubranek dziecięcych, od czasu do czasu ubrań
dorosłych, była jedyną pracą, jaką mogła robić. W dodatku, dogadywała się tylko
z dziećmi, może nawet nie dogadywała się, po prostu nie bały się jej tak, jak
dorośli. Może dlatego, że przy młodszych trzymała swoją siłę i nerwy na wodzy.
Wróciły do domu po paru minutach, musiały przecież dojść, a ich chata była
usadowiona dalej niż inne domy. Weszły do środka, każda kierując się w inną
stronę.
- Hitomi! –
krzyknęła do złotowłosej, zwracając uwagę na brak ¼ owoców. – Hitomi!
- No już idę, co
się drzesz. O co…aaaaaa….no bo wiesz, jak wracałam, to zgłodniałam.
- Mogłam się
domyślić…mniejsza o to, idź przynajmniej umyj dłonie i mi pomóż z tym.
Hitomi burknęła
coś pod nosem, a Byakko podciągnęła rękawy obdartej sukni i zabrała się za
przygotowywanie potrawy. To, na co było je stać, to dwie sałatki. Jedna służyła
jako obiad, a druga na słodko, jako przekąska. Gdy wróciła siostra Byakko,
zaczęły kroić warzywa. W trakcie robienia sałatki, Hitomi zapaliła świeczkę, na
dworze zaczynało się ściemniać. Siostry wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i
uśmiechnęły się tajemniczo.
- Tato, obiad już
jest. – podeszły do starszego człowieka i podały mu dużą porcję sałaty.
Starzec spojrzał
na swoje podopieczne i uśmiechnął się. Podciągnął się z pozycji leżącej do
siadu, po czym odebrał od Byakko drewnianą miskę. Zaczął spożywać jedzenie, a
gdy kobiety wstały, spojrzał na nie nieco przestraszony i łamiącym się głosem,
spytał:
- Dziewczynki…znów
wychodzicie?
Spojrzały na
siebie i westchnęły. Byakko, podeszła do ojca i pogłaskała go po dłoni,
uśmiechając się.
- Tato, nic nam
nie będzie.
- Właśnie! Poza
tym, wiesz bardzo dobrze ojcze, jaką mam siłę! – dodała Hitomi, pokazując swoje
wszystkie zęby w szerokim, łobuzerskim uśmiechu.
Wiedział, że nie
zatrzyma ich, choćby nie wiadomo jak bardzo by tego chciał. Bardzo się o nie
bał, zwłaszcza, że za tydzień osiągną swą pełnoletność. Westchnął tylko, po
czym kiwnął głową.
- Tylko szybko
wracajcie.
Przytaknęły
głowami i ruszyły w stronę swojego pokoju. Tam, przeskakując przez okno,
pobiegły wzdłuż lasu, co chwilę napotykając dzikie zwierzęta…które nic im nie
robiły. Co więcej, zniżały głowę, witając się z nimi w ten sposób, one czyniły
to samo. A przecież na wyspie, to było wręcz nie do pomyślenia! Jak? Ludzie i zwierzęta,
w dobrych stosunkach? Toż to absurd… a mimo to, zdarzają się wyjątki,
nieprawdaż?
Po godzinie były
już na polanie. Obgadując cały dzień, zaczęły zdejmować z siebie ubrania, po
czym po chwili, zaczęły już zupełnie nagie, niczym zwierzęta, wchodzić na
wysoką skałę. Gdy w końcu się wdrapały, na sam szczyt, ujrzały znane im dobrze
gorące źródło, wielkości małego jeziorka. Po dwóch sekundach, już w nim
pływały, śmiejąc się z tak naprawdę nie wiadomo czego.
- Jutro trzeba znowu
się spakować i uciec na kilka dni. – zaczęła w końcu Byakko, choć bardzo nie
chciała poruszać tego tematu.
- Kto tym razem?
- Doniósł ten
idiota z domu starca Hila, podobno widział nas gdzieś w trakcie kłótni z sąsiadami,
gdy…no sama wiesz, nerwy nas poniosły. Straż ma sprawdzić dom naszego
staruszka, do trzech dni, jeżeli nas nie znajdą, to wracają znów do królestwa.
- Jasna cholera…
Byakko, męczy mnie to już. To ciągłe uciekanie, to widać, że my tu nie
pasujemy, ale niby gdzie mamy się wynieść. W dodatku jeszcze nasz staruszek…I
oczywiście nie mogę zabić tego idioty? – spytała się siostry, z nadzieją w
oczach.
- Wiesz, że sama
najchętniej bym to zrobiła, ale nie tylko my poniesiemy konsekwencje. Co ze
staruszkiem?
- Wiem przecież…Jutro
trzeba go powiadomić, że idziemy na trzydniową ,,wycieczke’’. Trzeba znów
wymyślić jakiś normalny powód, o ile to możliwe.
Byakko westchnęła
i oparła głowę na dłoniach, po czym zaczęła rozmyślać nad pomysłem.
- Dajmy na to, że
na ostatniej wycieczce, coś zostawiłyśmy i musimy troszeczkę potrenować. Może
tak?
- Niby co mogłyśmy
tam zostawić? – spytała Hitomi, z lekką ironią w głosie.
- A to już nieważne,
kobiety muszą być tajemnicze, aby zostać interesującymi. – uśmiechnęła się do
niej, po czym nie dając jej skończyć, rzuciła się na nią i śmiejąc zaczęła ją
łaskotać.
Miały już
wychodzić z wody, gdy nagle znów do niej wleciały, ponieważ młoda sarna wbiegła
wprost na nie. Wynurzyły się z wody, spoglądając zdziwione na sarnę. Uniosły
brew i w myślach spytały, co się stało. Sarna machnęła głową, po czym
przekazała to co chciała i znów wbiegła w las. Spojrzały na siebie przerażone i
nawet nie odezwały się słowem. Nie obchodziło ich to, co przekazała im pierwsze
sarna, iż król wrócił do wioski, a jego straże przeszukują las. Obchodziło je
to, iż cała wioska stanęła w płomieniach,a ich chata została podobno
doszczętnie spalona.
Ojcze… - pomyślały w jednej chwili.
Gdy wbiegły na
środek wioski, pełno ludzi krzątało się i wrzeszczało bez powodu. Strach, ból,
przerażenie. To mogły wyczuć w powietrzu, ale nie to je interesowało. Biegły
ile sił w nogach w kierunku swojej chaty. Nagle przerażone zaczęły zwalniać, a
ich oczy zaczęły błyszczeć od nadchodzących łez, a płomienie tańczące na
drewnie ich dawnej chaty, odbijały się w ich tęczówkach. Ujrzały ciało swojego
ojca, które trzymał jeden ze strażników. Nie mogły z takiej odległości zauważyć
czy ojciec oddycha, czy nie. Byakko popłynęły pierwszej łzy, upadła na kolana.
- Tato… - szepnęła
ledwo dosłyszalnie Hitomi, po której policzkach również spłynęły łzy.
Nagle obydwie
napotkały wzrok króla…w końcu się pokazał.
- A wiec jesteście…
nie dotrzymałyście obietnicy, kochane.
W jednej sekundzie,
ich smutek w oczach, ustąpił miejsce dla gniewu i nienawiści. Zacisnęły pięści
i ruszyły w stronę króla. Złapały się za dłonie, ściskając je mocno. Nie
musiały się odzywać, aby zrozumieć co czuły.
Chciały go zabić.
Król widząc to
wszystko, zaśmiał się, po czym zaintrygowany dodał, zakładając ręce na klatce
piersiowej:
- Ach, a więc
rozumiem, że nie będzie tak łatwo…
~CDN
_____
No więc, trochę nas tu nie było xd ja dodałam swój drugi rozdział ^^ nie jest on dopracowany, ale w sumie, nawet mi sie podoba XD A nazwy bohaterek dałam od nas, bo w sumie dlaczego by nie :) - Byakko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz