piątek, 23 maja 2014

Eiendo II Rozdział drugi



8 lat później
  Złotowłosa szła leśną ścieżką niosąc koszyk pełen malin, zboża i innych jeżyn. Co chwilę coś podjadała, pomimo, że siostra stanowczo jej tego zabroniła. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie minę niebieskookiej, gdy zauważy braki w zbiorach. Wdrapała się na górę, pełną krzaków i innych wystających roślinnych ,,niebezpieczeństw’’, po czym już po pięciu minutach była przed targowiskiem w swojej wsi. Oczywiście cała umorusana, ubłocona i pokaleczona. Przecież to nie byłaby ona, gdyby przeszła normalnie przez wyrobioną, wygodną drogę z lasu do wioski. W oddali zauważyła swoją siostrę i zbiorowisko małych chłopców, którzy oczywiście o coś ją prosili. Prychnęła i ruszyła szybciej w jej stronę, a gdy się zbliżyła, chłopcy odeszli w tył o dwa kroki.
 - Dzień dobry, siostrzyczko. – powiedziała, przy okazji muskając ustami policzek tamtej drugiej.
 - No tak, tak, cześć. – odpowiedziała, nawet na nią nie spoglądając. Była na tyle skupiona na szyciu dziury w bluzce jednego z chłopców, że nie zwracała uwagi na to, jak jej siostra wygląda. – Dobra, skończone!
 - A ty znowu z tymi bachorami.
   Niebieskooka uśmiechnęła się do dziecka, a gdy tamte odeszły, w końcu spojrzała na siostrę. Westchnęła i śmiejąc się, sięgnęła po zakupy, które zrobiła w wiosce.
 - A ty, znowu ubrudzona. Mamy po równo, poza tym, za to szycie dostaje też trochę kasy, ciesz się przynajmniej z tego.
 - A ich matki nie mogłyby się nauczyć szycia? – spytała, poprawiając kosz i rozglądając się po wiosce.
 - A chciałabyś jeść na obiad codziennie kasztany?
 - A-ach…tooo…Ech, nie ważne, ale naprawdę mogłabyś mniej przebywać z tymi dziećmi. Albo przynajmniej nie wtedy, kiedy ja te bachory widzę.
  Niebieskooka zaśmiała się, słysząc to co sądzi o jej ,,pracy’’ siostra. Nie lubiła dzieci, to fakt. Mimo wszystko, szycie ubranek dziecięcych, od czasu do czasu ubrań dorosłych, była jedyną pracą, jaką mogła robić. W dodatku, dogadywała się tylko z dziećmi, może nawet nie dogadywała się, po prostu nie bały się jej tak, jak dorośli. Może dlatego, że przy młodszych trzymała swoją siłę i nerwy na wodzy. Wróciły do domu po paru minutach, musiały przecież dojść, a ich chata była usadowiona dalej niż inne domy. Weszły do środka, każda kierując się w inną stronę.
 - Hitomi! – krzyknęła do złotowłosej, zwracając uwagę na brak ¼ owoców. – Hitomi!
 - No już idę, co się drzesz. O co…aaaaaa….no bo wiesz, jak wracałam, to zgłodniałam.
 - Mogłam się domyślić…mniejsza o to, idź przynajmniej umyj dłonie i mi pomóż z tym.
   Hitomi burknęła coś pod nosem, a Byakko podciągnęła rękawy obdartej sukni i zabrała się za przygotowywanie potrawy. To, na co było je stać, to dwie sałatki. Jedna służyła jako obiad, a druga na słodko, jako przekąska. Gdy wróciła siostra Byakko, zaczęły kroić warzywa. W trakcie robienia sałatki, Hitomi zapaliła świeczkę, na dworze zaczynało się ściemniać. Siostry wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęły się tajemniczo.
 - Tato, obiad już jest. – podeszły do starszego człowieka i podały mu dużą porcję sałaty.
  Starzec spojrzał na swoje podopieczne i uśmiechnął się. Podciągnął się z pozycji leżącej do siadu, po czym odebrał od Byakko drewnianą miskę. Zaczął spożywać jedzenie, a gdy kobiety wstały, spojrzał na nie nieco przestraszony i łamiącym się głosem, spytał:
 - Dziewczynki…znów wychodzicie?
  Spojrzały na siebie i westchnęły. Byakko, podeszła do ojca i pogłaskała go po dłoni, uśmiechając się.
 - Tato, nic nam nie będzie.
 - Właśnie! Poza tym, wiesz bardzo dobrze ojcze, jaką mam siłę! – dodała Hitomi, pokazując swoje wszystkie zęby w szerokim, łobuzerskim uśmiechu.
  Wiedział, że nie zatrzyma ich, choćby nie wiadomo jak bardzo by tego chciał. Bardzo się o nie bał, zwłaszcza, że za tydzień osiągną swą pełnoletność. Westchnął tylko, po czym kiwnął głową.
 - Tylko szybko wracajcie.
  Przytaknęły głowami i ruszyły w stronę swojego pokoju. Tam, przeskakując przez okno, pobiegły wzdłuż lasu, co chwilę napotykając dzikie zwierzęta…które nic im nie robiły. Co więcej, zniżały głowę, witając się z nimi w ten sposób, one czyniły to samo. A przecież na wyspie, to było wręcz nie do pomyślenia! Jak? Ludzie i zwierzęta, w dobrych stosunkach? Toż to absurd… a mimo to, zdarzają się wyjątki, nieprawdaż?
  Po godzinie były już na polanie. Obgadując cały dzień, zaczęły zdejmować z siebie ubrania, po czym po chwili, zaczęły już zupełnie nagie, niczym zwierzęta, wchodzić na wysoką skałę. Gdy w końcu się wdrapały, na sam szczyt, ujrzały znane im dobrze gorące źródło, wielkości małego jeziorka. Po dwóch sekundach, już w nim pływały, śmiejąc się z tak naprawdę nie wiadomo czego.
 - Jutro trzeba znowu się spakować i uciec na kilka dni. – zaczęła w końcu Byakko, choć bardzo nie chciała poruszać tego tematu.
 - Kto tym razem?
 - Doniósł ten idiota z domu starca Hila, podobno widział nas gdzieś w trakcie kłótni z sąsiadami, gdy…no sama wiesz, nerwy nas poniosły. Straż ma sprawdzić dom naszego staruszka, do trzech dni, jeżeli nas nie znajdą, to wracają znów do królestwa.
 - Jasna cholera… Byakko, męczy mnie to już. To ciągłe uciekanie, to widać, że my tu nie pasujemy, ale niby gdzie mamy się wynieść. W dodatku jeszcze nasz staruszek…I oczywiście nie mogę zabić tego idioty? – spytała się siostry, z nadzieją w oczach.
 - Wiesz, że sama najchętniej bym to zrobiła, ale nie tylko my poniesiemy konsekwencje. Co ze staruszkiem?
 - Wiem przecież…Jutro trzeba go powiadomić, że idziemy na trzydniową ,,wycieczke’’. Trzeba znów wymyślić jakiś normalny powód, o ile to możliwe.
  Byakko westchnęła i oparła głowę na dłoniach, po czym zaczęła rozmyślać nad pomysłem.
 - Dajmy na to, że na ostatniej wycieczce, coś zostawiłyśmy i musimy troszeczkę potrenować. Może tak?
 - Niby co mogłyśmy tam zostawić? – spytała Hitomi, z lekką ironią w głosie.
 - A to już nieważne, kobiety muszą być tajemnicze, aby zostać interesującymi. – uśmiechnęła się do niej, po czym nie dając jej skończyć, rzuciła się na nią i śmiejąc zaczęła ją łaskotać.
  Miały już wychodzić z wody, gdy nagle znów do niej wleciały, ponieważ młoda sarna wbiegła wprost na nie. Wynurzyły się z wody, spoglądając zdziwione na sarnę. Uniosły brew i w myślach spytały, co się stało. Sarna machnęła głową, po czym przekazała to co chciała i znów wbiegła w las. Spojrzały na siebie przerażone i nawet nie odezwały się słowem. Nie obchodziło ich to, co przekazała im pierwsze sarna, iż król wrócił do wioski, a jego straże przeszukują las. Obchodziło je to, iż cała wioska stanęła w płomieniach,a ich chata została podobno doszczętnie spalona.
  Ojcze… - pomyślały w jednej chwili.

  Gdy wbiegły na środek wioski, pełno ludzi krzątało się i wrzeszczało bez powodu. Strach, ból, przerażenie. To mogły wyczuć w powietrzu, ale nie to je interesowało. Biegły ile sił w nogach w kierunku swojej chaty. Nagle przerażone zaczęły zwalniać, a ich oczy zaczęły błyszczeć od nadchodzących łez, a płomienie tańczące na drewnie ich dawnej chaty, odbijały się w ich tęczówkach. Ujrzały ciało swojego ojca, które trzymał jeden ze strażników. Nie mogły z takiej odległości zauważyć czy ojciec oddycha, czy nie. Byakko popłynęły pierwszej łzy, upadła na kolana.
 - Tato… - szepnęła ledwo dosłyszalnie Hitomi, po której policzkach również spłynęły łzy.
  Nagle obydwie napotkały wzrok króla…w końcu się pokazał.
 - A wiec jesteście… nie dotrzymałyście obietnicy, kochane.
  W jednej sekundzie, ich smutek w oczach, ustąpił miejsce dla gniewu i nienawiści. Zacisnęły pięści i ruszyły w stronę króla. Złapały się za dłonie, ściskając je mocno. Nie musiały się odzywać, aby zrozumieć co czuły.
  Chciały go zabić.
  Król widząc to wszystko, zaśmiał się, po czym zaintrygowany dodał, zakładając ręce na klatce piersiowej:
 - Ach, a więc rozumiem, że nie będzie tak łatwo…
~CDN

_____

No więc, trochę nas tu nie było xd ja dodałam swój drugi rozdział ^^ nie jest on dopracowany, ale w sumie, nawet mi sie podoba XD A nazwy bohaterek dałam od nas, bo w sumie dlaczego by nie :) - Byakko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz