No więc...
prezentuję przed wami pierwszy rozdział historii, w sumie troche dziwnej xD ale mam nadzieje, że wam się spodoba ^^
Smacznego~
***
Czy kiedykolwiek,
zastanawialiście się, jakby to było gdyby…? No właśnie. Gdyby co? Większość
zapewne, układa sobie przeróżne scenariusze jeżeli chodzi o miłość. Co by było gdyby…gdyby mnie pocałował, gdybym
się zgodziła na jego propozycję, gdybym jej wyznał, to co czuję. Mamy to
wpisane w naszą człowieczą naturę, że zadajemy pytania, na które nie ma
odpowiedzi. Albo działamy, albo zostawiamy to tak jak jest. Jeżeli głównym
zagadnieniem ,,pytań bez odpowiedzi’’,
nie jest miłość to zapewne istnieje wiele innych, równie interesujących.
Istnieją również takie, które pytają o inny świat, inną rzeczywistość. Ten
świat, który zostanie za chwilę przedstawiony, jest właśnie obrazem pewnego
pytania, zaczynającego się od ,,Co by było gdyby…’’. Zapewne zastanawiacie się,
ale co byłoby gdyby? Odpowiedź jest prosta: Gdyby w świecie ludzi, rządziły
zwierzęta.
Rok 1789, Azja
wschodnia,
Wyspa Eiendo.
Słońce zaszło za
horyzont, dając jakoby znak i przyzwolenie zwierzętom, na polowanie.
Wyspa Eiendo
położona była na morzu Salwańskim, w okolicach Azji wschodniej. Odizolowana od
świata wojen i ciągłych potyczek, pełna zieleni i kontrastów. Nienaruszona,
idealna, przypominająca ogród Eden. W głąb dżungli, pięknych kwiatów i odgłosu
szybującego wiatru między krzewami, można było natrafić na…wioskę. W sumie, nic
nowego, nic zaskakującego. Wioska w środku wyspy, domy zbudowane z bali i
dzieci biegające po trawie skropionej świeżą rosą. Co w tym nienormalnego?
- Raioma idzie, do
domów! Szybko!
No właśnie.
Na wyspie nie
mieszkali tylko ludzie. I to również jest całkiem normalne. Gdyby nie fakt, że
ludźmi, rządziły zwierzęta. Wyspa Eiendo była królestwem zwierząt, które
nienawidziły ludzi, a oni tak naprawdę nie wiedzieli z jakiego powodu. Gdy
wybuchły wojny, konflikty na kontynentach się powiększyły, ludzie zaczęli
szukać spokojnych miejsc do zamieszkania. Większość, ustatkowała się na innych
wyspach, jednakże równie szybko umierała, jak przybyła. Dlaczego? Świat został zaatakowany
i wzięty w rządy zwierząt. Na wyspach zaczęło gromadzić się od agresywnych
istot, które pragnęły tylko mordu i ciała ludzi. Dlaczego więc, na wyspie
Eiendo istnieje wioska ludzi? Uwaga, uwaga: kolejne absurdalne wieści – królem
królestwa zwierząt, był człowiek. Wszystko zagmatwane, jeżeli jednak każdy
powtórzy sobie to dwa razy, będzie mógł zrozumieć.
Wracając do
,,króla’’. Król, jak każdy z uciekających i szukających spokoju ludzi, przybył
sam na tą wyspę. Natychmiastowo skierował się w środek dżungli, nie dbając o
to, co go tam czeka. Miał bowiem asa w rękawie – potrafił porozumiewać się ze
zwierzętami. Dlatego ssaki i inne gady, zaakceptowały jego osobę, był dla nich
jednym ze stada. Co więcej – był dla nich królem. Gdy ludzie zaczęli przybywać
na wyspę, większość zwierząt chciała atakować, on jednak postawił warunki. Był
człowiekiem, dlatego rozumiał chęć życia innych ludzi. Żył ze zwierzętami,
dlatego rozumiał ich chęć mordu, za wszystkie złe rzeczy, które wyrządzili im
ludzie. Postanowił pogodzić jakoś tą sprawę i poszedł na kompromis. Niczym
Mojżesz, przekazał ludziom dekalog zachowań wyspy i rozkazał się do nich
stosować. Jeżeli ktoś złamał zasadę, mógł zostać po prostu zjedzony przez
zwierzę. Okrutne, ale logiczne. Trzeba było się jakoś podzielić, nieprawdaż?
Jedną z takich
zasad, była ,,cisza nocna’’ obowiązująca od zachodu słońca, do wschodu. Każdy,
kto pozostał na zewnątrz, zamiast w domu, mógł zostać spokojnie i najnormalniej
w świecie stracony.
Król Suzaku– bo
tak się nazywał, często przychodził do wioski, zazwyczaj w trakcie ciszy
nocnej, nawiedzając swoich poddanych i sprawdzając ich codzienne życie. Można
powiedzieć, że był dobrym królem… ale nie każdy może być idealny, musiał mieć
przynajmniej jedną wadę. Tą wadą, była jego nieposkromiona chęć seksu. Zazwyczaj, jego nawiedzenie mieszkańców,
kończyło się na wybieraniu młodej i urokliwiej dziewki, która spodobałaby się
królowi. Każdy chyba rozumie, co się później działo. Mimo niezliczonej liczby
kobiet w jego zasięgu, nie znalazł jeszcze tej, w której byłby szczerze
zakochany. Planował mieć dzieci, które przejęły by później jego królestwo, ale
nie zamierzał się żenić z żadną byle jaką kobietą. W dodatku zwykłą. Pragnął,
aby jego dzieci miały w przyszłości ten sam dar, porozumiewania się ze
zwierzętami, co musiało pociągnąć pewne konsekwencje. Kobieta powinna posiadać
ten sam dar, aby dziecko, mogło odziedziczyć zdolności.
Gdy król ukończył
lat dwadzieścia, w dniu swoich urodzin udał się do wioski, w celu znalezienia
czystej dziewicy. Przechadzał się między domami, w poszukiwaniu kobiety. Nie
znalazł żadnej dobrej kobiety na uczczenie swoich dwudziestych urodzin.
- To już ostatni
dom? – spytał się, jakoby sam siebie, jednakże kierował to do swojej ochronnej
zwierzyny; białego tygrysa.
Gdy mieli już
zawracać, nagle zauważył jakiś stary, praktycznie rozwalający się dom. Ruszył
się więc w jego stronę, przeczuwając, iż może znaleźć tam coś ciekawego.
Wchodząc do domu,
uprzednio pukając, napotkał na samym początku ledwie ruszającego się staruszka.
Spojrzał na króla przerażony, a tamten chcąc go uspokoić, poklepał go po
ramieniu i poprosił go, aby pokazał mu, gdzie jest salon. Gdy po pięciu
minutach, gościł już w domu starca i popijał gorącą gorzałę, rozejrzał się po
klitce i zagryzł usta.
- Panie, wiem
czego szukasz, ale tego tutaj nie znajdziesz. – nagle odezwał się starzec,
dokładnie obserwując gdzie wzrok króla się kieruje.
Suzaku uniósł
jedną brew ku górze, po czym splótł razem palce i uśmiechnął się jakoby
ironicznie.
- Skąd taki
staruszek jak pan, może wiedzieć czego poszukuję?
- Panie, usta
mieszkanek nie są zamknięte na kłódkę.
- Hmmm… -
zastanowił się, po czym wstał z kanapy i skinął na tygrysa. – Będziemy szli,
skoro nie ma tu żadnych kobiet…bo nie ma?
- Oczywiście.
Stał tak przez
chwilę, nadal obserwując starca. Musiał kłamać, widać było jak przerażony
przełyka wolno ślinę. Nie będzie jednak nikogo stresował, nie to było zadaniem
króla.
W momencie gdy
miał już wychodzić, przed jego oczami coś śmignęło. Obrócił się w szybkim
tempie, wyciągając szablę. Skierował ją na przestraszonego starca, który chował
coś małego za plecami. Ściągnął brwi ku dołu,
po czym ruszył ciężkim krokiem w jego stronę.
- Nie, Panie, nie!
Proszę, one-!
- Zamilcz!
Złapał
siwowłosego za ramię i pociągnął w prawą stronę, tak aby mógł zobaczyć co
skrywa za swoimi plecami. Ku swojemu zdziwieniu, przed nim ukazały się dwie
małe dziewczynki. Bardzo się od siebie różniące, choć wydawały się być jakoby
złączone dziwną więzią. Jedna miała włosy blond, niczym złoto, a tęczówki o
barwie dojrzałego miodu z dzikimi iskierkami. Kąciki jego ust drgnęły,
unosząc się ku górze. Spodobały mu się
te oczy, sprawiały wrażenie owianych słodką i kuszącą tajemnicą, którą chciał
bardzo poznać. Wręcz go pobudzały. Skierował wzrok na drugą i nagle całe to
podniecenie zniknęło, dając miejsca spokoju i uczucia wyciszenia w sercu. Włosy
kompletnie niepoukładane, tak jak u wcześniejszej, o kolorze ciemnego zboża.
Gdy spojrzał wprost w oczy, już wiedział skąd wziął się ten spokój w sercu. Co
dziwne, ten spokój, był równie tajemniczy, co tamten ogień w oczach
złotowłosej. Tęczówki koloru letniego nieba, nagle zmieniły się w granatowy
odcień rozszalałego morza w trakcie sztormu. Teraz przeszył go nagły strach, co
jeszcze bardziej go zaciekawiło. Spojrzał znów na drugą dziewczynkę, po czym go
odrzuciło. Tamtej barwa również się zmieniła, na jasnożółty odcień, wręcz
demoniczny. Czuł jednak, że są to wyjątkowe istoty, na które warto zwrócić
uwagę. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w ich kierunku dłoń.
Niebieskooka
zacisnęła mocniej dłoń na nadgarstku drugiej, a tamta ściągnęła brwi ku dołu.
- Panie, one mają
tylko dziesięć lat, nie może-
- Ciszej.
Wyciągnął jeszcze
bliżej palce w kierunku dziewczynek, chcąc ich dotknąć. Nagle, złotowłosa
ugryzła go mocno w palec, tak, iż polała się krew. Odskoczył, klnąc i patrząc
zdenerwowany na dzieci. Druga, o tęczówkach o barwie wody i nieba, oblizała
się, patrząc na krew. Odsunął się jeszcze dwa kroki, po czym odrzucił rękę w
tył.
- Interesujące… od
kiedy je pan wychowuje?
- Och, miłościwy
Panie, znalazłem je porzucone na samym początku wyspy, gdzie jeszcze nie
zaczyna się zieleń. Proszę, nie rób nam nic, a zwłaszcza tym dwóm dziewczynkom.
Mruknął, patrząc
na dłoń. Nagle wpadł na pewien pomysł, uśmiechając się szyderczo. Odwrócił się
na pięcie, patrząc na dzieci, całe umorusane błotem z diabelskimi tęczówkami.
- Dobrze je
chowaj, starcze.
- Według słowa
króla.
Czuł, że gdy
dorosną, będą bardzo, ale to bardzo interesującymi kobietami. Zamierza
poczekać. To, co raz zwróciło jego uwagę, zawsze na końcu będzie jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz