wtorek, 22 kwietnia 2014

Alkoholowe rozważania (Aoi&Uruha)



   Yo! ^^~
Teraz nadszedł czas na mojego one shota...nie jest może za piękny, ale jest! Pracujemy ciężko z Obake, więc mamy nadzieję, że jakoś to wygląda :3 Jest zapewne pełno błędów stylistycznych i literówek, ale tak jak Obake wcześniej wspomniała, jeszcze nie mamy Bety ;) Więc zapraszam i życzę smacznego xD

 ***



  Wybiła północ, a winda w prestiżowym hotelu ,,GROTE’’ wjechała na poziom czternasty. Ciemnowłosy mężczyzna chrząknął i ruszył w stronę swojego pokoju, potrząsając co chwile reklamówkę z piwem, które kupił tuż za rogiem.  Absurd, można powiedzieć – jeden z najlepszych hoteli mieści się w dzielnicy zwykłych ludzi i normalnych sklepów. Jednak jemu to pasowało, obyło się bez zbędnych pisków, krzyków czy blasku lamp paparazzich.
  Przekręcił klucz, aby otworzyć drzwi, lecz ku jego zdziwieniu, nie musiał tego robić. Drzwi były otwarte i zapraszały do wejścia, a przecież zamykał dokładnie apartament, gdy wychodził na spotkanie z fanami. Sprzątaczka? Personel? Całkiem możliwą opcją było zwykłe włamanie, ale przecież sam dobrze wiedział, że pomimo pozorów, hotel był jednym z najbezpieczniejszych.
 - Co jest grane, do cholery? – Zagryzł wargi i wszedł do apartamentu, odpowiednio się rozglądając.
  Postawił reklamówkę z ,,prowiantem’’ na komodzie i ruszył do salonu. Nikogo nie było, ani w salonie, ani w kuchni, ani w innej części mieszkania. Więc dlaczego drzwi były otwarte? Przecież dałby sobie rękę uciąć, że zamykał. Westchnął i opadł z hukiem na kanapę. Odchylił głowę do tyłu, pozwalając włosom spaść za oparcie, a potem zamknął oczy, mrucząc pod nosem. Nagle usłyszał huk, dochodzący z jego pokoju. Zerwał się i w szybkim tempie ruszył do pokoju, oczywiście odpowiednio uzbrojony – w wazonik.
  W pokoju nie paliło się światło, nikogo nie było, wszystko było w jak najlepszym porządku. Złapał się za głowę, klnąc pod nosem.  Czy to przez długą i męczącą trasę koncertową? Oczywiście, uwielbiał to i swoich fanów, ale jak każdego z muzyków – po prostu go to męczyło. Na spanie mieli przeznaczone jedynie sześć godzin, z czego zazwyczaj połowa była dalszą pracą. Przecież trzeba być idealnie przygotowanym, na koncertach nie można się mylić pod żadnym pozorem. Zwłaszcza, gdy ma się jako wokalistę w zespole, kogoś takiego jak Takanori. ,,Mała pchła, która potrafi się ostro rzucać i gryźć’’ – przypomniał sobie słowa Kai’a, który po kłótni z wcześniej wspomnianym Rukim, wyżalał się Aoi’owi. Zaśmiał się cicho – to zdanie idealnie opisywało jego przyjaciela, w każdym calu. Strasznie niepozorny jest z niego facet, co często sam wykorzystuje. 
  Huk. Poderwał się znad podłogi i jak oparzony wleciał do łazienki. Zapalił szybko światło, próbując określić przyczynę huku, a gdy ją wreszcie znalazł…
 - Kou! Co ty tu robisz do cholery?! – krzyknął, spoglądając na rozwalonego Uruhę pod prysznicem, mającego na głowie piękną paprotkę.
 - Wywalili mnie z chaty…
 - Jak cię wywalili?! –  Podniósł ponownie głos, po czym zdesperowany oparł się o kafelki. Zacisnął pięści i spojrzał jeszcze raz na Uru. Zdawało się, że nie kontaktuje się ze światem. – Pytam się, to mi przynajmniej odpowiedz.
  Gitarzysta uniósł nieco głowę, wpatrując się poważną miną w Aoi’a.
 - Gi… - wydobył z siebie dźwięk, a jego kąciki ust lekko powędrowały ku górze.
 - Gi?
 - Gihi! – zaśmiał się niczym kobieta, po czym klepnął Aoi’a w kolana i znów zachichotał. – Gihihi! Ojjjj, Yuu-chan! Dlaczego jesteś taki poważny? Ou! – Zamknął oczy, krzywiąc usta, gdy paprotka spadła mu na twarz. – Angelika spadła…
  Aoi tylko westchnął przeciągle i schylił się, aby podnieść Kouyou. Podszedł z nim nieco do umywalki i oparł o szafki. Zaczął szukać jakiś czystych ręczników, gdy nagle usłyszał kolejny huk. Spojrzał zdziwiony na Uruhę, który już się zsunął po szafkach i szukał swojej ,,Angeliki’’. Klepnął się w czoło, po czym zamoczył ręcznik i ukląkł przy przyjacielu.
 - Chyba już wiem dlaczego cię wyrzucili.
 - Tak? Dlaczego? – spytał, wydymając wargi, gdy tamten oczyszczał jego twarz z ziemi.
  Yuu prychnął, po czym zamoczył znów ręcznik i zaczął ścierać pozostałości brudu.
 - Nawaliłeś się do takiego stanu, że nie umiesz stać na nogach. W ogóle, jak ty się tutaj dostałeś?
 - Odkryłem dziurę…
 - Dziurę? – spytał, szczerze zdziwiony odpowiedzią.
 - No wiesz, dziurkę od klucza. I tak sobie pomyślałem: ,,Twoja dziurka idealnie pasuje do mojego klucza!’’ – mówiąc to, znów zrobił to swoje ,,Gihi’’. – Ik!
  Ciemnowłosy zatrzymał się na chwilę z ręcznikiem na jego twarzy i zakrył mu oczy. Mimo, że wiedział, że był pijany (I to jak!) i żartował, może nawet nie zdawał sobie sprawy, z tego co mówi, to… w jego klatce piersiowej zrobiło się ciepło, a w spodniach ciasno. Zaklął i przycisnął ręcznik jeszcze bardziej do jego buzi.
  Po upływie kilku sekund, gdy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie udusił kolegę, złapał go pod ramiona i wyciągnął go z łazienki. Położył go na łóżku i nawet nie upewniając się, czy faktycznie go nie udusił, wyszedł z pokoju. Zdjął z siebie bluzę i włączył telewizor, po czym nalał sobie wody do szklanki. Jednym tchem, wciągnął wszystko i oparł się dłońmi o blat. Ciężko oddychał, sam nawet nie wiedział z jakiego powodu. Musiał się uspokoić, a obecność zawalonego Uruhy stanowczo mu nie pomagała.
 - Aoi? – Nagle usłyszał czyiś głos wołający go z przedpokoju. Wylewając resztę wody, skierował się szybko w stronę wołającego.
 - Kai? Co ty tu robisz? – spytał się lidera, drapiąc się po głowie.
 - Szukam tego nawalonego pierdolca, który porwał moją paprotkę.
 - Nie rozumiem was kompletnie, co wy macie z tymi paprotkami…Pomijając, Uru jest w pokoju.
  Pokiwał głową i podziękował, po czym ruszył do pokoju. Aoi znów wrócił do kuchni i postawił wodę na herbatę. Dobrze, że Kai przyszedł po Uruhę, będzie mógł się zrelaksować.
 - Dobra, to ja idę.
  Gdy usłyszał głos Yutaki, odwrócił się aby uśmiechnąć się i pożegnać go, ale zamarł.
 - A gdzie Uru? – Wskazał na niego i na paprotkę pod jego ramieniem, która była w bardzo, ale to baaardzo opłakanym stanie.
 - O czym tu mówisz? Przyszedłem po swoją Margaret. – I wyszedł.
 - Czy naprawdę, jestem jedynym normalnym w tym zespole? – Westchnął, załamując ręce.
  Zrobił malinową herbatę i ruszył w stronę balkonu. Oparł łokcie o mur, który służył jako ogrodzenie balkonu i zaczął ogrzewać dłonie na kubku, w którym znajdowała się gorąca herbata.
  Za 12 godzin mają koncert, a on ma tylko cztery godziny, aby zrobić sobie drzemkę. Obecność Kou była dosyć problematyczna w tej chwili, bo będzie musiał zamknąć pokój na klucz, którego nie miał i pozostanie mu tylko niewygodna kanapa. Spuścił wzrok na dół, zatrzymując wzrok na poszczególnych samochodach, czy ludziach, którzy wyglądali z tej wysokości jak mrówki.
 - Yuu-chaaaaan~
 - Chryste! – krzyknął przerażony, upuszczając przy tym kubek z herbatą. Usłyszał krzyk kogoś z dołu, ale nie obchodziło go teraz, czy w tym momencie ktoś ma poparzoną twarz, albo roztrzaskaną głowę. Obchodziła go osoba, która wyginała się jak dżdżownica podczas okresu godowego, z niemym Parkinsonem, pod jego nogami. – Kurwa, Kou! Przestań tak straszyć ludzi!
 - Ale Yuu! Ktoś porwał moją Francissce!
 - Francissce? Kto to?
 - Moja przyjaciółka…
  Aoi uniósł lewą brew ku górze i odsunął się nieco od leżącego na posadzce Uruhy, który zadziwiał go z każdym słowem.
 - Uruha, jaką ty masz przyjaciółkę?
 - No paprotka, którą zabrał Kai. – pociągnął nosem, a jego szkliste oczy spoglądały smutne w twarz załamanego Aoia.
 - Jezu, wy macie nierówno pod sufitem… A ona aby czasem nie nazywała się Angelika? Ach, a Kai coś tam jeszcze wspominał o Margaret…
 - To nie jest żadna Margaret! – prychnął, próbując wstać, oczywiście wiadomo z jakim skutkiem. – Tak pospolite imię, dla mojej przyjaciółki! Jak można? To jest Angelika Francissca Barlleona I!
  Shiroyama postanowił już nic nie komentować, ani jego zachowania, ani tego co mówił. Bez słów pozostawił także jego stan, przez który nie mógł wstać, ani wypowiedzieć wyraźnie żadnego słowa.
  Złapał go za dłonie i wciągnął znów do środka mieszkania, po czym ciągnąc go tak przez całe mieszkanie, ściągnął pierzynę z łóżka i położył go na legowisku. Doprawdy, był dorosłym facetem po trzydziestce, a zachowywał się jak pięciolatek. Skierował swoją dłoń na obolały kark i zaczął rozmasowywać miejsce bólu. Wzdychając, skierował się do łazienki i przymykając białe drzwi, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był zmęczony i było to widać, brakowało mu dziesięciogodzinnego snu, który towarzyszył mu na początku kariery, gdy jeszcze nie byli tak popularni. Kiedy będzie mógł się wreszcie wyspać?
  Rozebrał się ze swoich ubrań i wszedł pod gorącą wodę, zamknął oczy i mruknął przeciągle. O taaaaak, gorący prysznic był zawsze najlepszym lekarstwem na spracowany dzień.  Sięgnął po żel pod prysznic o zapachu mango i wycisnął prawie połowę na gąbkę. Zaczął myć całe ciało, rozkoszując się zapachem świeżych owoców. Ponownie zamruczał i odłożył gąbkę, po chwili zmył całe ciało będące w pianie. Otworzył oczy i nie wiedząc dlaczego, skierował swój wzrok na swojego członka. Zagryzł wargi i odetchnął głęboko. Nie pamięta, kiedy ostatni raz to robił, co więcej, jego ostatni raz był zapewne z jakąś napaloną laską w klubie. Nienawidził siebie za to, ale sam musiał się chyba jakoś odprężyć. Poza tym, jak każdy facet, nie wytrzymałby długo bez seksu.  Seks. Nie miał już dla niego żadnego głębszego znaczenia, tylko małe podniecenie. Nie czuł tego wspaniałego uczucia, namiętności, od dobrych dziesięciu lat, od swojego pierwszego razu. Zaśmiał się, przypominając sobie jak był bardzo nieśmiały i bezbronny. Teraz kochał się tylko z kobietami, a jego pierwszy raz był z mężczyzną…jakoby nonsens, prawda?
 - Uhh…Cholera. – zaklął, i położył dłoń na swoim podbrzuszu.
  Zaczął zjeżdżać rozgrzaną od wrzątku dłonią w dół brzucha, aż dotarł do swojego nieco już stwardniałego członka. Dotknął opuszkiem palca czubek główki penisa, po czym zagryzł zęby. Wstrząsnęły nim dreszcze, a ciemny obraz jaki miał do tej pory, zalał się wymarzonymi sytuacjami z… Uruhą. Otworzył oczy zdziwiony, sam będąc przerażonym swoich fantazji. Uruha? Dlaczego on?
  Zdziwiony i nieco zdenerwowany, zostawił to co miał zamiar zrobić w spokoju i wyłączył wodę. Mimo, że jego ciało wyraźnie domagało się więcej. Westchnął i chcąc już się wytrzeć wiszącym na kabinie ręcznikiem, poczuł czyjeś szorstkie dłonie na swojej klatce piersiowej. Zdziwiony odwrócił głową do tyłu, sprawdzając kto był jego napastnikiem.
 - Kou? Co ty robisz do cholery? – ściągnął brwi do dołu, chcąc ściągnąć z siebie jego dłonie. Za to on trzymał się jego, jakoby przylepiony kropelką. – Zdejmij ze mnie te swoje łapy, dopiero się umyłem.
  Gdy znów spojrzał na jego twarz, zadrżał. Uruha patrzył się teraz na niego z dziwnym błyskiem w oczach, lekko otwierając swoje przyciągające usta. Nagle nadeszła go wielka chęć, aby go pocałować, wgryźć się w jego pełne wargi, zrobić z nim wszystko na co go było stać. Teraz Kouyou wyglądał niczym godny podziwu trzeźwy człowiek, stojący na prostych nogach. Dlatego ta rządza, którą mógł poczuć poprzez jego dotykające go dłonie i spragnione namiętności oczy, tak bardzo go rozbudzała. Chciał tego…ale przecież to był Uruha – przyjaciel z zespołu, bardzo dobry przyjaciel . Jasne, całowali się już, jak każdy z Gazetto.  Ale to było wtedy, gdy nawet Aoi był upity, a Kai witał się z progiem. Dlatego nie przywiązywał do tego większej wagi, teraz zaś, było inaczej.
  Nagle poczuł jak dłonie gitarzysty zjeżdżają ku dołowi, a przyjemny dreszcz i ciepło zgromadziło się w jednej chwili w podbrzuszu. Zagryzł wargę, tak, że strużka krwi spłynęła po jego brodzie. Uru przybliżył się, nachylając, po czym zlizał cieknącą krew. Znów zadrżał, zaciskając palce na nadgarstkach Kouyou.  ,,Przestań…Przestań…Przestań’’ – tak właśnie układały się myśli w jego głowie, lecz nie wypowiedział żadnego zakazu w jego stronę, od początku zabawy Kou. Westchnął, gdy przejechał całą dłonią po jego podniesionym penisie, zahaczając specjalnie o napletek. Uruha nachylił się jeszcze bardziej, obcałowując całą szyję ciemnowłosego. Tamten zadrżał po raz kolejny, i zgiął się bardziej w łuk. Nie mógł już wytrzymać, gdy tamten zlizywał kropelki wody z jego pleców, z drugiej strony badając cały jego członek. Jego szorstkie opuszki palców, doprowadzały go do szału, a gdy przejechał drugą dłonią po jego szparce, położył dłonie z hukiem na kabinę, ciężko oddychając. Co się stało? Przecież nigdy tak nie reagował…Pierwszy raz zaczął odczuwać taką przyjemność, od samych czułości.  Bawiło go to, lecz mimo wszystko odczuwał strach, przed samym sobą.
 - Yuu…
 - Ha? – sapnął, ledwie przytomny od dawanej mu przyjemności.
 - Kocham Cię.
  Otworzył szeroko oczy, chcąc coś powiedzieć, chociaż nawet nie wiedział co. Odwrócił się do tyłu, a gdy napotkał jego przymrużony wzrok, otworzył lekko usta, po czym skierował wzrok na jego ciemne wargi. Nie wiedząc tak naprawdę, czym się kieruje, przysunął swoją twarz do jego i złapał łapczywie swojego partnera za język. Tamten, z początku nieco zdziwiony, po chwili przejął inicjatywę. Toczyli zawziętą walkę, niezwykle podniecającą, bo Aoi chciał prowadzić, mimo wszystko po chwili wszystko stało się jasne. Uległ z całkowitą przyjemnością, a gdy poczuł ocierającą się męskość Uru o swoje wejście, jęknął. To jęknięcie, pobudziło tego drugiego jeszcze bardziej, na co nie mogąc się już powstrzymać, wszedł w niego. Yuu zaklął pod nosem, waląc pięścią w ścianę kabiny. Zawsze podczas stosunku to on miał przewagę, on był kimś, kto prowadził. Teraz oddawał się mu, niczym dziecko lgnące do matki, która kupiła mu cukierki. Co było w tym wszystkim najdziwniejsze, podobało mu się to. Nie tylko podniecało… On to kochał.
  Otworzył szeroko oczy i sapnął głośno, gdy tamten otarł się o jego prostatę. W jego oczach dało się zauważyć ślady łez, które chwilę potem spłynęły po jego policzkach. Nie wiedział jednak, skąd one się wzięły. Kochający się z nim, pogładził go po policzku i obcałowywał miejsca łez. Zaczął poruszać się w  nim coraz szybciej, uderzając swoimi biodrami o jego mokre pośladki. Sam Uruha, czuł, że już dalej nie może. Starał się być jak najbardziej delikatny, co słabo mu wychodziło, słysząc pojękiwania Aoi’a. Gdy Aoi ścisnął w środku mięśnie jeszcze bardziej, Kou zagryzł wargi i zaczął poruszać się szybciej i mocniej.
 - Ha….Ha….Ko-Kou…
  W momencie, gdy Aoi zdesperowany, doszedł brudząc przy tym całkowicie ciemne kafelki, myśląc, iż za wcześnie wytrysnął, pełen zdziwienia i kolejnego podniecenia, poczuł jak Kouyou w nim dochodzi. Zaczęły nim wstrząsać dreszcze, gdy czuł, jak rozgrzana sperma wypełnia całe jego wnętrze. Gdy obydwoje się już uspokoili, Uruha wyszedł z niego i odwrócił go w swoją stronę. Zanim cokolwiek Aoi mógł powiedzieć, tamten już wpił się łapczywie w jego usta.
 - Przepraszam, to powinna być inna kolejność… Nie mogłem się już powstrzymać.
  Shiroyama spojrzał na niego zdziwiony, zapewne dziesięć lat temu, zaczerwieniłby się jak jakaś nastolatka. Teraz tylko się zaśmiał, nadal czując, jak szybko bije mu serce. Musiał ukryć, jak bardzo jest podniecony i zadowolony. Westchnął i wyszedł spod prysznica, omijając zdziwionego Uruhę.
 - Aoi…?
  Oplótł się białym ręcznikiem, po czym skierował się w stronę drzwi. Kouyou już zupełnie nie wiedział co jest grane, czyżby tamto nic dla niego nie znaczyło? Może nie zrozumiał jego uczuć? Gdy podniósł znów wzrok na Yuu, zauważył jak tamten stoi w drzwiach, jakoby na niego czekając. Uniósł lekko brew ku górze, w akcie zdziwienia.
 - No co tak stoisz? Czas na moją kolej, wziąłeś mnie tak z zaskoczenia…moje miejsce jest na górze, mój drogi.
  Zszokowany Uruha otworzył szeroko oczy, po czym prychnął. Pełen bojowego nastawienia, ruszył w kierunku Aoi’a, uśmiechając się zadziornie.
 - Zobaczymy, kto jest królem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz