Yo! ^^~
Teraz nadszedł czas na mojego one shota...nie jest może za piękny, ale jest! Pracujemy ciężko z Obake, więc mamy nadzieję, że jakoś to wygląda :3 Jest zapewne pełno błędów stylistycznych i literówek, ale tak jak Obake wcześniej wspomniała, jeszcze nie mamy Bety ;) Więc zapraszam i życzę smacznego xD
***
Wybiła północ, a
winda w prestiżowym hotelu ,,GROTE’’ wjechała na poziom czternasty. Ciemnowłosy
mężczyzna chrząknął i ruszył w stronę swojego pokoju, potrząsając co chwile
reklamówkę z piwem, które kupił tuż za rogiem.
Absurd, można powiedzieć – jeden z najlepszych hoteli mieści się w
dzielnicy zwykłych ludzi i normalnych sklepów. Jednak jemu to pasowało, obyło
się bez zbędnych pisków, krzyków czy blasku lamp paparazzich.
Przekręcił klucz,
aby otworzyć drzwi, lecz ku jego zdziwieniu, nie musiał tego robić. Drzwi były
otwarte i zapraszały do wejścia, a przecież zamykał dokładnie apartament, gdy
wychodził na spotkanie z fanami. Sprzątaczka? Personel? Całkiem możliwą opcją
było zwykłe włamanie, ale przecież sam dobrze wiedział, że pomimo pozorów,
hotel był jednym z najbezpieczniejszych.
- Co jest grane,
do cholery? – Zagryzł wargi i wszedł do apartamentu, odpowiednio się
rozglądając.
Postawił
reklamówkę z ,,prowiantem’’ na komodzie i ruszył do salonu. Nikogo nie było,
ani w salonie, ani w kuchni, ani w innej części mieszkania. Więc dlaczego drzwi
były otwarte? Przecież dałby sobie rękę uciąć, że zamykał. Westchnął i opadł z
hukiem na kanapę. Odchylił głowę do tyłu, pozwalając włosom spaść za oparcie, a
potem zamknął oczy, mrucząc pod nosem. Nagle usłyszał huk, dochodzący z jego
pokoju. Zerwał się i w szybkim tempie ruszył do pokoju, oczywiście odpowiednio
uzbrojony – w wazonik.
W pokoju nie
paliło się światło, nikogo nie było, wszystko było w jak najlepszym porządku.
Złapał się za głowę, klnąc pod nosem. Czy to przez długą i męczącą trasę koncertową?
Oczywiście, uwielbiał to i swoich fanów, ale jak każdego z muzyków – po prostu
go to męczyło. Na spanie mieli przeznaczone jedynie sześć godzin, z czego
zazwyczaj połowa była dalszą pracą. Przecież trzeba być idealnie przygotowanym,
na koncertach nie można się mylić pod żadnym pozorem. Zwłaszcza, gdy ma się
jako wokalistę w zespole, kogoś takiego jak Takanori. ,,Mała pchła, która
potrafi się ostro rzucać i gryźć’’ – przypomniał sobie słowa Kai’a, który po
kłótni z wcześniej wspomnianym Rukim, wyżalał się Aoi’owi. Zaśmiał się cicho –
to zdanie idealnie opisywało jego przyjaciela, w każdym calu. Strasznie
niepozorny jest z niego facet, co często sam wykorzystuje.
Huk. Poderwał się
znad podłogi i jak oparzony wleciał do łazienki. Zapalił szybko światło,
próbując określić przyczynę huku, a gdy ją wreszcie znalazł…
- Kou! Co ty tu
robisz do cholery?! – krzyknął, spoglądając na rozwalonego Uruhę pod prysznicem,
mającego na głowie piękną paprotkę.
- Wywalili mnie z
chaty…
- Jak cię
wywalili?! – Podniósł ponownie głos, po
czym zdesperowany oparł się o kafelki. Zacisnął pięści i spojrzał jeszcze raz
na Uru. Zdawało się, że nie kontaktuje się ze światem. – Pytam się, to mi przynajmniej
odpowiedz.
Gitarzysta uniósł
nieco głowę, wpatrując się poważną miną w Aoi’a.
- Gi… - wydobył z
siebie dźwięk, a jego kąciki ust lekko powędrowały ku górze.
- Gi?
- Gihi! – zaśmiał
się niczym kobieta, po czym klepnął Aoi’a w kolana i znów zachichotał. –
Gihihi! Ojjjj, Yuu-chan! Dlaczego jesteś taki poważny? Ou! – Zamknął oczy,
krzywiąc usta, gdy paprotka spadła mu na twarz. – Angelika spadła…
Aoi tylko
westchnął przeciągle i schylił się, aby podnieść Kouyou. Podszedł z nim nieco
do umywalki i oparł o szafki. Zaczął szukać jakiś czystych ręczników, gdy nagle
usłyszał kolejny huk. Spojrzał zdziwiony na Uruhę, który już się zsunął po
szafkach i szukał swojej ,,Angeliki’’. Klepnął się w czoło, po czym zamoczył
ręcznik i ukląkł przy przyjacielu.
- Chyba już wiem
dlaczego cię wyrzucili.
- Tak? Dlaczego? –
spytał, wydymając wargi, gdy tamten oczyszczał jego twarz z ziemi.
Yuu prychnął, po
czym zamoczył znów ręcznik i zaczął ścierać pozostałości brudu.
- Nawaliłeś się do
takiego stanu, że nie umiesz stać na nogach. W ogóle, jak ty się tutaj
dostałeś?
- Odkryłem dziurę…
- Dziurę? –
spytał, szczerze zdziwiony odpowiedzią.
- No wiesz,
dziurkę od klucza. I tak sobie pomyślałem: ,,Twoja dziurka idealnie pasuje do
mojego klucza!’’ – mówiąc to, znów zrobił to swoje ,,Gihi’’. – Ik!
Ciemnowłosy
zatrzymał się na chwilę z ręcznikiem na jego twarzy i zakrył mu oczy. Mimo, że
wiedział, że był pijany (I to jak!) i żartował, może nawet nie zdawał sobie
sprawy, z tego co mówi, to… w jego klatce piersiowej zrobiło się ciepło, a w
spodniach ciasno. Zaklął i przycisnął ręcznik jeszcze bardziej do jego buzi.
Po upływie kilku
sekund, gdy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie udusił kolegę, złapał go pod
ramiona i wyciągnął go z łazienki. Położył go na łóżku i nawet nie upewniając
się, czy faktycznie go nie udusił, wyszedł z pokoju. Zdjął z siebie bluzę i
włączył telewizor, po czym nalał sobie wody do szklanki. Jednym tchem, wciągnął
wszystko i oparł się dłońmi o blat. Ciężko oddychał, sam nawet nie wiedział z
jakiego powodu. Musiał się uspokoić, a obecność zawalonego Uruhy stanowczo mu
nie pomagała.
- Aoi? – Nagle
usłyszał czyiś głos wołający go z przedpokoju. Wylewając resztę wody, skierował
się szybko w stronę wołającego.
- Kai? Co ty tu
robisz? – spytał się lidera, drapiąc się po głowie.
- Szukam tego
nawalonego pierdolca, który porwał moją paprotkę.
- Nie rozumiem was
kompletnie, co wy macie z tymi paprotkami…Pomijając, Uru jest w pokoju.
Pokiwał głową i
podziękował, po czym ruszył do pokoju. Aoi znów wrócił do kuchni i postawił
wodę na herbatę. Dobrze, że Kai przyszedł po Uruhę, będzie mógł się
zrelaksować.
- Dobra, to ja
idę.
Gdy usłyszał głos
Yutaki, odwrócił się aby uśmiechnąć się i pożegnać go, ale zamarł.
- A gdzie Uru? – Wskazał
na niego i na paprotkę pod jego ramieniem, która była w bardzo, ale to baaardzo
opłakanym stanie.
- O czym tu
mówisz? Przyszedłem po swoją Margaret. – I wyszedł.
- Czy naprawdę,
jestem jedynym normalnym w tym zespole? – Westchnął, załamując ręce.
Zrobił malinową
herbatę i ruszył w stronę balkonu. Oparł łokcie o mur, który służył jako
ogrodzenie balkonu i zaczął ogrzewać dłonie na kubku, w którym znajdowała się
gorąca herbata.
Za 12 godzin mają
koncert, a on ma tylko cztery godziny, aby zrobić sobie drzemkę. Obecność Kou
była dosyć problematyczna w tej chwili, bo będzie musiał zamknąć pokój na
klucz, którego nie miał i pozostanie mu tylko niewygodna kanapa. Spuścił wzrok
na dół, zatrzymując wzrok na poszczególnych samochodach, czy ludziach, którzy
wyglądali z tej wysokości jak mrówki.
- Yuu-chaaaaan~
- Chryste! –
krzyknął przerażony, upuszczając przy tym kubek z herbatą. Usłyszał krzyk kogoś
z dołu, ale nie obchodziło go teraz, czy w tym momencie ktoś ma poparzoną
twarz, albo roztrzaskaną głowę. Obchodziła go osoba, która wyginała się jak
dżdżownica podczas okresu godowego, z niemym Parkinsonem, pod jego nogami. –
Kurwa, Kou! Przestań tak straszyć ludzi!
- Ale Yuu! Ktoś
porwał moją Francissce!
- Francissce? Kto
to?
- Moja
przyjaciółka…
Aoi uniósł lewą
brew ku górze i odsunął się nieco od leżącego na posadzce Uruhy, który
zadziwiał go z każdym słowem.
- Uruha, jaką ty
masz przyjaciółkę?
- No paprotka,
którą zabrał Kai. – pociągnął nosem, a jego szkliste oczy spoglądały smutne w
twarz załamanego Aoia.
- Jezu, wy macie
nierówno pod sufitem… A ona aby czasem nie nazywała się Angelika? Ach, a Kai
coś tam jeszcze wspominał o Margaret…
- To nie jest
żadna Margaret! – prychnął, próbując wstać, oczywiście wiadomo z jakim
skutkiem. – Tak pospolite imię, dla mojej przyjaciółki! Jak można? To jest
Angelika Francissca Barlleona I!
Shiroyama
postanowił już nic nie komentować, ani jego zachowania, ani tego co mówił. Bez
słów pozostawił także jego stan, przez który nie mógł wstać, ani wypowiedzieć
wyraźnie żadnego słowa.
Złapał go za
dłonie i wciągnął znów do środka mieszkania, po czym ciągnąc go tak przez całe
mieszkanie, ściągnął pierzynę z łóżka i położył go na legowisku. Doprawdy, był
dorosłym facetem po trzydziestce, a zachowywał się jak pięciolatek. Skierował
swoją dłoń na obolały kark i zaczął rozmasowywać miejsce bólu. Wzdychając,
skierował się do łazienki i przymykając białe drzwi, spojrzał na swoje odbicie
w lustrze. Był zmęczony i było to widać, brakowało mu dziesięciogodzinnego snu,
który towarzyszył mu na początku kariery, gdy jeszcze nie byli tak popularni.
Kiedy będzie mógł się wreszcie wyspać?
Rozebrał się ze
swoich ubrań i wszedł pod gorącą wodę, zamknął oczy i mruknął przeciągle. O
taaaaak, gorący prysznic był zawsze najlepszym lekarstwem na spracowany
dzień. Sięgnął po żel pod prysznic o
zapachu mango i wycisnął prawie połowę na gąbkę. Zaczął myć całe ciało,
rozkoszując się zapachem świeżych owoców. Ponownie zamruczał i odłożył gąbkę,
po chwili zmył całe ciało będące w pianie. Otworzył oczy i nie wiedząc
dlaczego, skierował swój wzrok na swojego członka. Zagryzł wargi i odetchnął
głęboko. Nie pamięta, kiedy ostatni raz to robił, co więcej, jego ostatni raz
był zapewne z jakąś napaloną laską w klubie. Nienawidził siebie za to, ale sam
musiał się chyba jakoś odprężyć. Poza tym, jak każdy facet, nie wytrzymałby
długo bez seksu. Seks. Nie miał już dla
niego żadnego głębszego znaczenia, tylko małe podniecenie. Nie czuł tego wspaniałego
uczucia, namiętności, od dobrych dziesięciu lat, od swojego pierwszego razu.
Zaśmiał się, przypominając sobie jak był bardzo nieśmiały i bezbronny. Teraz
kochał się tylko z kobietami, a jego pierwszy raz był z mężczyzną…jakoby
nonsens, prawda?
- Uhh…Cholera. –
zaklął, i położył dłoń na swoim podbrzuszu.
Zaczął zjeżdżać
rozgrzaną od wrzątku dłonią w dół brzucha, aż dotarł do swojego nieco już
stwardniałego członka. Dotknął opuszkiem palca czubek główki penisa, po czym
zagryzł zęby. Wstrząsnęły nim dreszcze, a ciemny obraz jaki miał do tej pory,
zalał się wymarzonymi sytuacjami z… Uruhą. Otworzył oczy zdziwiony, sam będąc
przerażonym swoich fantazji. Uruha? Dlaczego on?
Zdziwiony i nieco
zdenerwowany, zostawił to co miał zamiar zrobić w spokoju i wyłączył wodę.
Mimo, że jego ciało wyraźnie domagało się więcej. Westchnął i chcąc już się
wytrzeć wiszącym na kabinie ręcznikiem, poczuł czyjeś szorstkie dłonie na
swojej klatce piersiowej. Zdziwiony odwrócił głową do tyłu, sprawdzając kto był
jego napastnikiem.
- Kou? Co ty
robisz do cholery? – ściągnął brwi do dołu, chcąc ściągnąć z siebie jego
dłonie. Za to on trzymał się jego, jakoby przylepiony kropelką. – Zdejmij ze
mnie te swoje łapy, dopiero się umyłem.
Gdy znów spojrzał
na jego twarz, zadrżał. Uruha patrzył się teraz na niego z dziwnym błyskiem w
oczach, lekko otwierając swoje przyciągające usta. Nagle nadeszła go wielka
chęć, aby go pocałować, wgryźć się w jego pełne wargi, zrobić z nim wszystko na
co go było stać. Teraz Kouyou wyglądał niczym godny podziwu trzeźwy człowiek,
stojący na prostych nogach. Dlatego ta rządza, którą mógł poczuć poprzez jego
dotykające go dłonie i spragnione namiętności oczy, tak bardzo go rozbudzała.
Chciał tego…ale przecież to był Uruha – przyjaciel z zespołu, bardzo dobry
przyjaciel . Jasne, całowali się już, jak każdy z Gazetto. Ale to było wtedy, gdy nawet Aoi był upity, a
Kai witał się z progiem. Dlatego nie przywiązywał do tego większej wagi, teraz
zaś, było inaczej.
Nagle poczuł jak
dłonie gitarzysty zjeżdżają ku dołowi, a przyjemny dreszcz i ciepło zgromadziło
się w jednej chwili w podbrzuszu. Zagryzł wargę, tak, że strużka krwi spłynęła
po jego brodzie. Uru przybliżył się, nachylając, po czym zlizał cieknącą krew.
Znów zadrżał, zaciskając palce na nadgarstkach Kouyou. ,,Przestań…Przestań…Przestań’’ – tak właśnie
układały się myśli w jego głowie, lecz nie wypowiedział żadnego zakazu w jego
stronę, od początku zabawy Kou. Westchnął, gdy przejechał całą dłonią po jego
podniesionym penisie, zahaczając specjalnie o napletek. Uruha nachylił się
jeszcze bardziej, obcałowując całą szyję ciemnowłosego. Tamten zadrżał po raz
kolejny, i zgiął się bardziej w łuk. Nie mógł już wytrzymać, gdy tamten
zlizywał kropelki wody z jego pleców, z drugiej strony badając cały jego
członek. Jego szorstkie opuszki palców, doprowadzały go do szału, a gdy
przejechał drugą dłonią po jego szparce, położył dłonie z hukiem na kabinę,
ciężko oddychając. Co się stało? Przecież nigdy tak nie reagował…Pierwszy raz
zaczął odczuwać taką przyjemność, od samych czułości. Bawiło go to, lecz mimo wszystko odczuwał
strach, przed samym sobą.
- Yuu…
- Ha? – sapnął,
ledwie przytomny od dawanej mu przyjemności.
- Kocham Cię.
Otworzył szeroko
oczy, chcąc coś powiedzieć, chociaż nawet nie wiedział co. Odwrócił się do
tyłu, a gdy napotkał jego przymrużony wzrok, otworzył lekko usta, po czym
skierował wzrok na jego ciemne wargi. Nie wiedząc tak naprawdę, czym się
kieruje, przysunął swoją twarz do jego i złapał łapczywie swojego partnera za
język. Tamten, z początku nieco zdziwiony, po chwili przejął inicjatywę. Toczyli
zawziętą walkę, niezwykle podniecającą, bo Aoi chciał prowadzić, mimo wszystko
po chwili wszystko stało się jasne. Uległ z całkowitą przyjemnością, a gdy
poczuł ocierającą się męskość Uru o swoje wejście, jęknął. To jęknięcie,
pobudziło tego drugiego jeszcze bardziej, na co nie mogąc się już powstrzymać,
wszedł w niego. Yuu zaklął pod nosem, waląc pięścią w ścianę kabiny. Zawsze
podczas stosunku to on miał przewagę, on był kimś, kto prowadził. Teraz oddawał
się mu, niczym dziecko lgnące do matki, która kupiła mu cukierki. Co było w tym
wszystkim najdziwniejsze, podobało mu się to. Nie tylko podniecało… On to
kochał.
Otworzył szeroko
oczy i sapnął głośno, gdy tamten otarł się o jego prostatę. W jego oczach dało
się zauważyć ślady łez, które chwilę potem spłynęły po jego policzkach. Nie
wiedział jednak, skąd one się wzięły. Kochający się z nim, pogładził go po
policzku i obcałowywał miejsca łez. Zaczął poruszać się w nim coraz szybciej, uderzając swoimi biodrami
o jego mokre pośladki. Sam Uruha, czuł, że już dalej nie może. Starał się być
jak najbardziej delikatny, co słabo mu wychodziło, słysząc pojękiwania Aoi’a.
Gdy Aoi ścisnął w środku mięśnie jeszcze bardziej, Kou zagryzł wargi i zaczął
poruszać się szybciej i mocniej.
- Ha….Ha….Ko-Kou…
W momencie, gdy
Aoi zdesperowany, doszedł brudząc przy tym całkowicie ciemne kafelki, myśląc,
iż za wcześnie wytrysnął, pełen zdziwienia i kolejnego podniecenia, poczuł jak
Kouyou w nim dochodzi. Zaczęły nim wstrząsać dreszcze, gdy czuł, jak rozgrzana
sperma wypełnia całe jego wnętrze. Gdy obydwoje się już uspokoili, Uruha
wyszedł z niego i odwrócił go w swoją stronę. Zanim cokolwiek Aoi mógł
powiedzieć, tamten już wpił się łapczywie w jego usta.
- Przepraszam, to
powinna być inna kolejność… Nie mogłem się już powstrzymać.
Shiroyama
spojrzał na niego zdziwiony, zapewne dziesięć lat temu, zaczerwieniłby się jak
jakaś nastolatka. Teraz tylko się zaśmiał, nadal czując, jak szybko bije mu
serce. Musiał ukryć, jak bardzo jest podniecony i zadowolony. Westchnął i
wyszedł spod prysznica, omijając zdziwionego Uruhę.
- Aoi…?
Oplótł się białym
ręcznikiem, po czym skierował się w stronę drzwi. Kouyou już zupełnie nie
wiedział co jest grane, czyżby tamto nic dla niego nie znaczyło? Może nie
zrozumiał jego uczuć? Gdy podniósł znów wzrok na Yuu, zauważył jak tamten stoi
w drzwiach, jakoby na niego czekając. Uniósł lekko brew ku górze, w akcie
zdziwienia.
- No co tak
stoisz? Czas na moją kolej, wziąłeś mnie tak z zaskoczenia…moje miejsce jest na
górze, mój drogi.
Zszokowany Uruha
otworzył szeroko oczy, po czym prychnął. Pełen bojowego nastawienia, ruszył w
kierunku Aoi’a, uśmiechając się zadziornie.
- Zobaczymy, kto
jest królem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz